Do wszystkich tych, którzy „nigdy nie zagłosują na…”
– Tuska, bo odpowiada z politykę, która doprowadziła do rządów PiS i ma szereg innych win na sumieniu;
– Hołownię, bo to „agent kleru”;
– Zandberga, bo to „komunista”, a Czarzasty „zdradza opozycję” w konszachtach z PiS
– itd.
Wiecie, ilu Was w sumie jest? Sam jestem wśród Was. Ja nie zagłosuję np. na żadnego z tych, którzy w Sejmie na stojąco bili brawa „obrońcom granic”, a ogromna większość opozycji to zrobiła. Mam z partiami opozycji jeszcze mnóstwo innych kos. Ale ilu nas jest właściwie? Tych, którzy mają tego rodzaju kosy?
Można nas liczyć różnie. Na lewicy – 6 % z kilkunastu popierających Wiosnę Biedronia ostatecznie na nią zagłosowało w wyborach europejskich. Pozostali zdecydowali się „poprzeć najsilniejszego” i zagłosowali na KE Schetyny. Te 6% to zatem być może ci, którzy „nigdy w życiu”.
W wyborach z 2019 co dziesiąty wyborca opozycji nie zagłosował na wspólnych kandydatów do Senatu. Być może z tych samych powodów. Kandydaci „paktu” dostali o milion głosów mniej niż dostały trzy listy sejmowe. Sam kandydując przeciw jednemu z nich dostałem 15%. Wśród tych „moich” ponad 85 tys. głosów znalazła się najwyżej połowa wyborców lewicy. Co najmniej druga połowa zagłosowała na Ujazdowskiego, któremu do lewicy jest równie blisko, jak mnie do operetki.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Czy klęska nam się po prostu należy?
Załóżmy ostrożnie, że jest nas 5% uprawnionych, czyli ok 10% wyborców opozycji. To dużo. To decyduje. Bez nas nie da się wygrać. I ta wiadomość musi dotrzeć do liderów partii, które – wszystkie razem – już wielokrotnie zrobiły nas w trąbę i znów każą nam czekać, aż w zamkniętych gabinetach „dojrzeją ich polityczne decyzje”.
To jednak, co potrafimy dziś, to tylko spowodować przegraną. Czy potrafimy wygrać? Cokolwiek? Bez tych, którzy zagłosują „na najsilniejszego”? Albo na swoją od lat ulubioną partię? Proponuję popatrzeć trzeźwo.
Od lat proponuję prawybory i wspólną listę. Dziś słyszę, że Wasze „nigdy nie zagłosuję na…” oznacza również listę, na której znajdzie się Zandberg, Hołownia i Tusk. Bo któryś z nich nie pasuje. Mnie akurat – przyznam – nie pasuje żaden z nich.
W prawyborach listy są osobne!
Prawybory właśnie po to są. Po to, by Zandberg kandydował przeciw Hołowni i Tuskowi oraz przeciw Czarzastemu z Biedroniem, jeśli taka jest jego wola. A nie dlatego, że się dogadali na cokolwiek poza tym, co dla nas wszystkich powinno być jasne – że w parlamencie znajdą się, powinni się znaleźć, przedstawiciele wszystkich konkurujących ze sobą opcji i mnóstwo ludzi nowych, bo ich tam też trzeba… Spróbujcie sobie wyobrazić opozycyjny przecież Senat – albo chociaż tylko opozycyjną połówkę Senatu – jak debatuje nad aborcją choćby. Umiecie to sobie wyobrazić? Chcielibyście? Ludzi nowych naprawdę potrzeba. Trzeba więc nie tylko tego, żeby Hołownia wystartował przeciw wszystkim, a Tusk – skoro ma ochotę – „w imieniu wszystkich”. Trzeba nam prawdziwego, wolnego wyboru. W sytuacji zagrożenia PiS ten wybór możliwy jest wyłącznie w prawyborach.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Do tanga trzeba nie tylko dwojga – ktoś musi je najpierw zagrać
Jeśli da się do nich zmusić zadufanych w sobie partyjnych bossów, powstanie wspólna lista. Na nią nie zagłosujecie? Bo będzie na niej Tusk? Hołownia? Zandberg? Czarzasty? Kosiniak-Kamysz? Marta Lempart? A czy parlament, w którym ktoś z wymienionych się znajdzie, straci przez to legitymację? I Wasze poparcie?
Jeśli da się zmusić zadufanych w sobie partyjnych bossów, którzy nie potrafili dotąd wygrać nawet spraw już wygranych – jeśli da się ich zmusić do wspólnej listy po prawyborach i jeśli na niej znajdzie się w konfrontacji z jednolicie brunatnym PiS polski pluralistyczny parlamentaryzm, nikt nikomu nie każe głosować ani na Tuska, ani na Hołownię, ani na Zandberga. Krzyżyk można i trzeba postawić przy własnym kandydacie – w dalszym ciągu przeciw tym, na których „nigdy w życiu…”
Czy tego naprawdę nie da się zrozumieć?
Zróbmy może tak, żeby tym razem jednak wygrać, co? Choć tego nie chcą bossowie i choć tak bardzo nawzajem się nie lubimy.
Co się zrobić da?
Perswazja nic nie da. Da się wystawić kandydatów obywatelskich. Niech zbiorą te choćby 5 lub 10, albo i 15% poparcia i wezwą partie do wspólnej listy w prawyborach. Jeśli pokażemy tych kandydatów i jeśli pokażemy poparcie dla nich, to się uda. Jeśli…