W środę w nocy liderzy głównych partii władzy przyłączyli się proponowanego przez część opozycji bojkotu wyborów
Akcja „Nie idę na wybory” zyskała ich poparcie nie tylko słowem, ale i czynem. Rząd poszedł nawet o krok dalej i postanowił, że nie otworzy punktów wyborczych, aby jakiś fanatyczny zwolennik wyborów nie zagłosował w nich.
Opozycja, która była podzielona co do tego czy głosować czy nie, jest zaskoczona tak zdecydowanym opowiedzeniem się rządu w tej dyskusji.
– Bardzo cieszymy się, że rząd opamiętał się wreszcie i jest w opozycji do swoich najbardziej kontrowersyjnych pomysłów – mówi jednym głosem opozycja.
Decyzja ta wywołało jednak wśród działaczy opozycji, którzy opowiadali się za udziałem w wyborach, spore zawstydzenie tym, że okazało się, że są oni w mniejszej opozycji wobec obecnego rządu niż tego rządu członkowie.
– Pan wicepremier Gowin pokazał nam, że trzeba mieć wartości i cenić je – przyznają jednogłośnie. Zwolennicy bojkotu przyznają zaś, iż poparcie rządu dla ich akcji podziałało na nich jak kubeł zimnej wody.
– Stawiając od dzisiaj żądania będziemy liczyli się z tym, że rząd je zrealizuje. To duża odpowiedzialność – przyznają.
Wszyscy czekają na kolejny ruch obecnie największego gracza na opozycji czyli rządu.