Politycy i dziennikarze komentują ostatni szczyt Unii i ustalenia dotyczące następnej perspektywy budżetowej. Ale faktów i prawdy od nich nie słyszymy
Chwalą się i trąbią o sukcesie lub porażce i czasownik „dostać” odmieniają we wszystkich czasach i trybach, a zapomnieli powiedzieć, że o planowanych kwotach decydowały współczynniki i twarde dane, a nie urok osobisty Orbana czy prawdomówność Morawieckiego.
I to, że w sumie przeznaczono warunkowo (praworządność i zielony ład) dla Polski 8,5% budżetu wynika z tego, że jesteśmy w grupie krajów najbardziej zagrożonych kryzysem w związku z pandemią (szacowany spadek PKB z +4,4 do – 5-9%), że jesteśmy krajem z najgorszym, drogim, niewydajnym i zatruwającym systemem energetycznym i mówiąc w skrócie ciągle jeszcze krajem zacofanym i stale potrzebującym dużej pomocy i wsparcia.
PRZECZYTAJ TAKŻE: PiS nie osiągnął swego celu, opozycja zyskała oczywistego lidera
O wiele lepiej być zamożnym płatnikiem netto i korzystać z potencjału wspólnego rynku niż beneficjentem pomocy. Można wmawiać, że to „sukces”, ale jest to robienie wody z mózgu szerokim rzeszom obywateli, którzy właśnie dlatego traktują Unię jak bankomat i nie rozumieją o co w tym wszystkim chodzi.
A przecież ta nowa perspektywa budżetowa to faktyczny sukces i szansa dla Europy i Polski, ale nie mierzona w pieniądzach z i dla poszczególnych krajów, tylko w jakości projektu, które za tę kasę ma być zrealizowany.
fot. Pixabay