Nigdy nie miałem specjalnych oczekiwań etycznych jeśli chodzi o gwiazdy show biznesu. Gwiazdy oczywiście lubią się kreować jako osoby wrażliwe na ludzką krzywdę, zaniepokojone katastrofą klimatyczną, czułe na punkcie biedy i głodu dzieci z Afryki, czego dowodem liczne koncerty charytatywne, jak chociażby słynny Live Aid
Jednocześnie te same wielkie gwiazdy nie gardzą prywatnymi koncertami dla krwawych dyktatorów. Gdy ponad dwadzieścia lat temu wyszło na jaw, że libijski tyran i pogromca zachodniego stylu życia Mu’ammar Kadafi, sadysta i morderca gnębiący przez lata harem seksualnych niewolnic, gościł u siebie Beyonce czy Rihannę, to oczywiście byłem tym oburzony i zniesmaczony, ale jakoś specjalnie mnie to nie zdziwiło. Pieniądz rządzi światem i wiele znanych osób jest w stanie przymknąć oko na dyskomfort grania u potwora, o ile dobrze zapłaci.
Gdy jednak dowiedziałem się, że na prywatnym jachcie kasjera Putina, rosyjskiego oligarchy Romana Abramowicza, grywał Lenny Kravitz czy rewelacyjny amerykański band Red Hot Chilli Peppers, to straciłem ochotę na dalsze słuchanie tych artystów.
Od gwiazdy rocka wymagamy nieco więcej niż od cekinowych lalek pop kultury. Kravitz i RHCHP, to znakomici artyści z wielomilionowymi dochodami. Mogli sobie darować pajacowanie na jachcie kumpla Putina. Tacy byli fajni, ale od dziś będę miał ruchy wymiotne na ich widok.
Szczęście, że Sting w porę wyczuł polityczne bagno i nie przyjedzie na imprezkę TVP. Życie uczy, że łatwo będąc na topie, można znaleźć się w klopie, o czym wie nie tylko Jarek Jakimowicz.
O autorze
Krzysztof Skiba
Muzyk, satyryk, publicysta, aktor, konferansjer, autor happeningów, wokalista rockowy. Członek zespołu Big Cyc.