Zdumiewające są nowe restrykcje wprowadzone przez rząd wobec obywateli. Objęcie kwarantanną rodzin osób wcześniej na nią skierowanych. Kolejne ograniczenia związane z wychodzeniem na ulice, zakupami w sklepach i korzystania z komunikacji (także taksówek)
Decyzja o objęciu kwarantanną także rodzin „podejrzanych” jest ewidentnie spóźniona. Mało tego, coraz bardziej wyraźne ograniczanie dostępu do testów, podobno przetrzymywanych przez Agencję Rezerw Materiałowych, jest trudne do zrozumienia w sytuacji, gdy zamiast kierować na bardzo uciążliwe odosobnienie, wystarczyłoby zrobić test i ewentualnie powtórzyć go po np. 72 godzinach. Tymczasem testy robi się w Warszawie tylko po znajomości. I osoby świadome zagrożenia nie mają do nich dostępu.
Z kolei kolejne ograniczenia w poruszaniu się, ewidentnie nie do wyegzekwowania przez żadne służby porządkowe, sprawiają wrażenie jakby były skierowane nie przeciwko wirusowi, tylko obywatelom. Po wejściu w życie nowych przepisów niemożliwe będzie zorganizowanie chociażby dwuosobowej pikiety „Pull up. Idioto” przed domem Jarosława Kaczyńskiego.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Rząd wyjaśnił mi, co jest normalne
Podobnie przed Sejmem, ministerstwami, siedzibą prezydenta. Ale nie sposób sobie wyobrazić, aby całkowity zakaz spotkań (nawet po wyprowadzeniu wojska na ulice) był do wyegzekwowania poza centrami dużych miast.
Jaki więc jest cel tych pozornie absurdalnych decyzji? Po pierwsze: „przykryć” ewidentną porażkę rządu, jaką był brak wyobraźni w czasie, gdy testy, maseczki, rękawiczki, termometry i odzież ochronna były jeszcze do kupienia. Po drugie: zwalić odpowiedzialność z rządzących na społeczeństwo. „Myśmy zrobili wszystko, co trzeba, tylko ludzie okazali się nieodpowiedzialni”. To bardzo proste wytłumaczenie. Wspierane przez histeryczne wpisy panikarzy w mediach społecznościowych, pokazujących rowerzystów czy rodziny wychodzące na spacer.
Nie wolno się dać na to nabrać. Jeżeli dojdzie do eskalacji epidemii to nie będzie to ani wina cyklistów, ani dzieci przeskakujących przez płot na zamknięty plac zabaw.
Wina może być tylko jedna: roztrwonienie środków na ochronę zdrowia, konsekwentne deprecjonowanie zawodu lekarza, bezmyślność przy planowaniu wydatków na cele społeczne.
To odróżnianie chorych od zdrowych (a więc testy) jest niezbędne przy walce z epidemią, a nie zakazy niszczące gospodarkę, edukację, kulturę i prawo do wypoczynku.
A nie jest to własny pomysł Polaków, którzy w większości zachowują się wystarczająco odpowiedzialnie. To efekt myślenia w kategoriach „rządzący zawsze mają rację”, nawet jak jej nie mają.
O autorze
Piotr Niemczyk
W latach 90. dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa, wiceszef zarządu wywiadu UOP. Wieloletni ekspert Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Współorganizator Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. Członek Rady Konsultacyjnej przy ośrodku szkolenia ABW w Emowie. Obecnie jest niezależnym ekspertem ds. bezpieczeństwa
1 thought on “Społeczna nieodpowiedzialność. Nie wolno się na to nabrać”
W stanie wojny, w jakim się obecnie znaleźliśmy elementarne znaczenie ma jakość przywództwo. To znaczy przywódca, który potrafi zjednoczyć naród wokół siebie. Taki przywódca bierze odpowiedzialność na siebie, obywatele wiedzą, to rządzi i co robi, i dlatego mają do niego zaufanie.
Zjednoczenie narodu wymaga zawieszenia wewnętrznych politycznych antagonizmów, utworzenie rządu jedności narodowej, tj. dopuszczenie do rządu opozycji, tak jak ostatnio zrobił Borys Johnson.
Tak może być w dojrzałej demokracji, ale w Polsce jest to niemożliwe, ponieważ człowiek, który rządzi w ostatniej instancji za nic nie odpowiada, on jest tylko „wielkim kadrowym”, przestawia kukiełki.
Pisowska władza cały czas daje dowody, że priorytetem w walce z pandemią jest utrzymanie się przy władzy. Dowodem na to jest przeznaczenie 2 mld TVP w sytuacji, gdy wróg był już bram.
Chce robić wybory, które przecież które stanowią apogeum rywalizacji i walki politycznej, a takie oczywiści niemożliwe w stanie wojny.
Nie może się cieszyć zaufaniem władza, która sama daje dowody, że nie ufa społeczeństwu. Co powiedział minister edukacji nauczycielom w sytuacji, której nikt nie był w stanie przewidzieć? Powiedział: „Umieliście strajkować, pokażcie, że potraficie zdalnie uczyć”. To znaczy, że potraktował ich jako wrogi element, zamiast stać na czele integrowania środowiska wokół celu radzenia sobie w bezprecedensowej sytuacji.
Czy jest wyjście w tej sytuacji innej niż stoczenie się w dziką dyktaturę, gdy sytuacja jeszcze bardziej się pogorszy (epidemia, rekordowe upały, brak wody, prądu …)?
Jest, jeśli w PiSie znajdą się siły, dla których demokracja jest ważniejsza niż władza. Pierwszy warunkiem, i sine qua non, jest odsunięcie faraona od władzy.