28.04.22. Takie buty, czyli „przyspieszony kurs życia w całości"

Tytułowa fraza „takie buty…” oznacza w potocznym języku zdziwienie równe odkryciu: „A…, tak sprawa wygląda, tak się rzeczy mają!” (zob. Stanisław Skorupka, Słownik frazeologiczny języka polskiego, T. II, Wiedza Powszechna, Warszawa 1989, s. 341). W tym przypadku chodzi na dodatek rzeczywiście o buty, choć właściwie bardziej o szewców, a nawet szerzej – o to, kto nam w istocie te metaforyczne przecież buty, tj. rzeczywistość, szyje, jakie rezultaty uzyskuje, kim w tych procesach jesteśmy i jak to się w ogóle odbywa.

A właśnie nadarza się pewna teatralna okazja, by skorzystać z niezwykłego impulsu do namysłu nad takimi problemami. Impuls daje tekst sprzed prawie stu lat (1934), tj. Szewcy Witkacego. Nie raz już zresztą taki impuls wyzwalał i nie raz lądował na indeksie dzieł zakazanych. Przywołany zaś w tytule tych Zapisków cytat to fragment wypowiedzi wygłaszanej w ostatnim akcie dramatu przez jednego z bohaterów, przywódcę szewców, Sajetana . I o tym „kursie życia” będzie dalej mowa (tu i niżej wszystkie przywołania tekstu sztuki odnoszą się do wydania: Szewcy. Naukowa sztuka ze „śpiewkami” w trzech aktach, w: Dramaty wybrane, T II, Wstęp i opracowanie Jan Błoński, Universitas, Kraków 1997, s. 245-364; cytat – s. 324).

Słowa Sajetana zdają się sygnalizować odkrycie czy projekt albo tylko jakieś zrozumienie – wygłasza je przecież w końcowym akcie sztuki – wizji świata, w której on sam uczestniczy i którą w jakiejś mierze współkreuje. Wizji „naukowej” w dodatku, podpowiada z kolei Witkacy. Pytanie więc, czym się ta wizja w istocie charakteryzuje oraz czy i jak dalece jest dziś aktualna.

Znawca przedmiotu, Janusz Degler, przypominał jakiś czas temu zdanie Konstantego Puzyny sformułowane u początku lat pięćdziesiątych zeszłego wieku, że mianowicie Szewcy stanowią „najgłębszą i z najciekawszej perspektywy przeprowadzoną syntezę wielkiego mechanizmu stosunków politycznych w Polsce lat trzydziestych”. To by znaczyło, że Szewcy dotyczą odległej już przeszłości. Niektórzy badacze sądzili jednak, że tak naprawdę dopiero po 1989 roku czas Witkacego minął na dobre. Minął,  „bo w nowym systemie ustrojowym straciła znaczenie antyrewolucyjna i antykomunistyczna wymowa jego najważniejszych dramatów (przede wszystkim Szewców) decydująca o ich popularności” (zob. J. Degler, Witkacy – nasz współczesny, „Pamiętnik Teatralny” 2016, z. 4). W XXI już wieku jednakże, w roku 2002, także brano się za Szewców. Można więc było zobaczyć III akt dramatu wyreżyserowany w Starym Teatrze przez Jerzego Jarockiego. Tyle, że istotnie była to niejako wspomnieniowa wersja „historii szewców” – bohaterów czasu minionego, sygnalizująca, że z rewolucjami koniec. Później, w roku 2007, wziął się za Szewców Jan Klata w Teatrze Rozmaitości (Szewcy u bram), ale – podobnie jak Jarocki – także sygnalizował właściwie koniec czasu rewolucji. Wiązało się to z wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. I choć towarzyszyły tym czasom pewne niepokoje wynikające z wyobrażeń świata według Prawa i Sprawiedliwości, wtedy nie wyglądało to jeszcze zbyt groźne. Zwłaszcza że opcja PiS przepadła w wyborach.

Dziś natomiast można by powiedzieć o Szewcach, że ponownie „są na fali”, bo tekst sprzed prawie stu lat znów mówi nam o naszej własnej współczesności. Tu uprzedzająco zaznaczmy: teksty Witkacego nie są lekturą łatwą, ale dobrze wygłaszane w teatrze, w dobrze wystawionym spektaklu poruszają do żywego…

Szewców wystawia aktualnie Teatr Stu i to jest podstawowa motywacja wyboru tematu dzisiejszych Zapisków. Premiera sztuki – Cnoty niewieście albo dziwki w majonezie według Szewców Witkacego w opracowaniu Krzysztofa Jasińskiego – miała miejsce 20 lutego 2022, prawie rok po wybuchu czarnych protestów w Polsce. Męskie role Sajetana, czeladników oraz Fierdusieńka grają w tym spektaklu kobiety, rolę księżnej facet. W centrum uwagi spektaklu znów jest rewolucja. Jej przedmiot, jak od razu wskazuje formuła tytułu, stanowi kwestia kobieca. Teatralny program także nie pozostawia wątpliwości co do tego, że spektakl właśnie do konkretnych kobiecych protestów nawiązuje, że one właśnie stanowią kontekst dla interpretacji znaczeń nadawanych sztuce w tej inscenizacji. Sugestii tej odpowiada zajmujące całą stronę w programie formatu A4 zdjęcie z protestu kobiet – poubieranych na czarno, pozasłanianych maseczkami, bo to czas pandemii, eksponujących dziesiątki buntowniczych haseł. Widzów nie zdziwi więc fakt, że za chwilę padnie ze sceny kwestia o potrzebie „ugruntowywania cnót niewieścich”. Publiczność dostanie nawet szansę próbnego przyłączenia się do protestów i skandowania wraz z aktorami wypisanego na T-shircie hasła „Mój brzuch, moja sprawa”. W pewnym momencie pojawi się również tęczowa parasolka.

Niesamowite jest to, że kwestie takie mieszczą się w realiach tekstu Witkacego. Księżnej, wszystko jedno w tym momencie, kto ją gra, autor każe przecież w pewnym momencie wołać między innymi: „ukorzcie się przed symbolem wszechmatry (wszechmatki) – czyli suprapanbabojarchatu! On wybuchnie lada chwila! […] Mężczyźni babieją, – kobiety en masse mężczyźnieją” (s. 360).  Warto tylko pamiętać, że wcześniej nieco, inny bohater sztuki, niejaki prokurator Scurvy (Szkorbut), kwestię tę sprowadzał do formuły: „społeczeństwo jest kobietą – musi mieć samca, który je gwałci” (281-282). Kontrowersji zatem nie brakuje. Tak czy owak w efekcie do rewolucji dojdzie.

Nic jednak nie jest tak proste, jakby się chciało. Od czarnego protestu minął już przecież jakiś czas. Jego energia jakby się wyczerpała. Wielu powie, że to nie są problemy na teraz, że to „tematy zastępcze”, bo pod koniec kwietnia 2022 roku trzeba raczej myśleć w pierwszym rzędzie o wygraniu kolejnych, bliskich już wyborów, bo instytucje w ruinie i w ogóle poważnych problemów ci u nas dostatek. Polityków  w takiej sytuacji jakoś trudno namówić, na przykład zgodnie z sugestią teatralnej Sajetany, by wzięli pod uwagę możliwość odgórnych reform stosownie do oczekiwań protestujących kobiet (s. 294). A tu jeszcze nagle, za miedzą, w Ukrainie, rozpoczęła się wojna i wszystko, co z nią związane. Czyżby nową inscenizację Szewców dopadł pech?

Przedstawienie zaczyna się od wykonania refrenu piosenki Marii Peszek: „Sorry Polsko / Sorry Polsko / Sorry Polsko / Wybacz mi”. Na scenie zaś widzimy umieszczone na ruchomej obudowie okrągłego stolika, krążące jednostajnie trzy pomniki-popiersia – jakiegoś wojskowego, jakiegoś cywila, jakiegoś kapłana, pewnie papieża. Mamy więc wprost zarówno zapowiedź rewolucji, jeśli zważyć, że pojęcie to ma językowe źródło w kopernikańskim De revolutionibus orbium coelestiumO obrotach sfer niebieskich, jak i zapowiedź rezultatów rewolucji. Krążące po kole figury, zanim rozpoczną kolejny obrót, wracają zawsze w to samo miejsce. Trudno więc nie pomyśleć, że każda rewolucja prowadzi ostatecznie do tego samego, że coś jest na rzeczy z tym przypisywanym rewolucjom „zjadaniem własnych dzieci”. Ale właśnie wpada ekipa, która pomniki-symbole zwala…

W pozateatralnej rzeczywistości przykładów takich nie brakuje. I dotyczy to zarówno obalania pomników czy zmian w nazwach ulic, jak i ustawiania nowych. W sprawie kapłana rozlegnie się krzyk protestu. Nie zostanie więc zwalony, ale jednak usunięty i w całości, podobnie jak skorupy pozostałych, odniesiony do Muzeum Narodowych Figur, gdy tylko otworzą się jego drzwi. Nazwę przeczytamy zaś na tylnej ścianie sceny. Później będą się na niej pojawiać rozmaite obrazki lub napisy wyraźnie doprecyzowujące konteksty poszczególnych scen. Kiedy wkroczy na przykład Hiper-robociarz, w tle będzie go anonsował napis wykonany czcionką charakterystyczną dla nazwy „Solidarność”…

Pierwszy akt ukazuje szewców (niewolników pracy) nadzorowanych przez prokuratora Scurvy’ego. Ich szefowa – Sajetana – ogłasza, powtarzając wielokrotnie: „Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy” (s. 249). Ma to zapewne oznaczać zaproszenie rozmaitych stron konfliktu do rozmowy, do sensownego dialogu. Dialog wychodzi mocno średnio. Potem idzie rewolucja za rewolucją. W teatralnym programie mamy rodzaj streszczenia:

Burżuazyjni kapitaliści reprezentowani przez prokuratora Scurvy’ego dręczą szewców, którzy sami z kolei mają ambicje artystyczne, wymyślania i tworzenia nowych kształtów swojej produkcji. Sam Scurvy jałowo marzy o awansie klasowym i błękitnej arystokratycznej krwi w swoich żyłach, jednocześnie pogardzając karlejącą rasą arystokratyczną i pożądając księżnej Iriny, z którą łączy go sado-masochistyczna relacja. Tymczasem wchodzi w alianse z totalitarnym Puczymordą i jego bojówkami Dziarskich Chłopców, nastają rządy terroru, pozbawieni pracy szewcy wywołują kolejny przewrót, który wynosi ich do władzy, a ze Scurvy’ego robi żałosne psie indywiduum, szewcy zabijają Sajetana, swojego dotychczasowego przywódcę, jako zdrajcę ideałów rewolucji, sytuację odmienia po raz kolejny nadejście Hiper-robociarza, a zaraz po nim tajemniczych Towarzyszy, którzy zapowiadają technokrację.
W rozwarstwionym społeczeństwie ten kto wyżej, pastwi się i pożera tych pod nim w walce klas o miejsce na drabinie społecznej.
Przez warsztat szewski przewalają się gwałtownie fale zmian, przewrotów, rewolucji, które tworzą razem przyspieszony kurs historii.
Krzyżują się w nim czas i los, historyczna konieczność i technika „robienia polityki”, podłość ludzkiego charakteru, zakłamanie, cynizm i obłuda z najszlachetniejszymi porywami ustanowienia rządów powszechnej sprawiedliwości i równości.
Niezwykle to miejsce i szyje się tu niezwykłe buty – w których chodzimy wszyscy jako obywatele.
(Magdalena Zaniewska – program teatralny).

Widownia zaś bezbłędnie rozpoznaje kulturowe figury (w pewnym momencie pojawi się tu chochoł jakby prosto z Wesela Wyspiańskiego) i znane z dookolnej rzeczywistości frazy typu:

·       „[…] oni chcą zużyć inteligencję, chcą nikogo nie mordować, chyba że już nie można inaczej. Hej!” (Sajetanka; akt I,  s. 255).
·       Albo: „Jakże to byście chcieli: nie mordować, chyba że już nie można. Nigdy nie można, a zawsze trzeba – tak to jest, Hehe” (Scurvy; akt I, s. 255).
·      Albo: „Macie po prostu kompleks langusty – wy i wam podobni” (Scurvy; akt I, s. 257; w spektaklu: „kompleks ośmiorniczek”).
·      Albo: „My już nie potrzebujemy inteligentów – minął wasz czas” (Sajetanka; akt I, s. 268).
·      Albo gdy mowa o kimś, kto został „niedawno na Wawelu, a nie na Skałce, jako chcieli inni, pochowany […]”, bo  „Skałka je dla lokalnych sław, a nie dla prawdziwych geniuszy” (Sajetanka; akt I, s. 268); dość makabryczny żart Witkacego dotyczył Karola Szymanowskiego, który żył jeszcze wtedy, gdy powstała sztuka; przy okazji zwróćmy uwagę na język, w którym pojawia się gwarowe je zamiast jest; trzeba zaś pamiętać, że wszyscy bohaterowie mówią tak samo, Witkacy nie charakteryzuje kreowanych przez siebie postaci poprzez tylko im właściwy sposób mówienia).
·      Albo: „widzicie, jak ta drabina względności się przeplata i co jednemu śmierdzi, to drugiemu pachnie i na odwrót. Ja dramatu takiego ideowego nie cierpię, co to wicie: burmistrz, kowal, dwunastu radnych, kobieta przez wielkie K, jak symbol parchuci, On – niby ten najważniejszy – nikt imienia nie zna, robotnicy i robotnice i ktoś nieznany… (Księżna; akt I, s. 280; tu w spektaklu w sprawie „najważniejszego” drobne, dodatkowe dopowiedzenie).
·      Albo: „Zostałem przez telefon ministrem sprawiedliwości […] nie chcę rozpoczynać nowego życia, jako pierwszy prokurator państwa, od mordu w afekcie, jakkolwiek ostatecznie mógłbym sobie na to pozwolić. Jutro podpiszę wszystko w gabinecie – nie mam jeszcze pieczątki” (Scurvy; akt I, s. 282-283);
·      Albo: „He, he. Ja więcej cierpię, bo nie wiem zupełnie, kim jestem, od czasu jak mam władzę polityczną. Sprawiedliwość tylko w najbardziej mdłych, demokratycznych, drobnomieszczańskich republikach była naprawdę niezależna, kiedy się nic społecznie ważnego nie działo, kiedy nie było żadnych aktualnych przemian […]” (Scurvy; akt II, s. 288).
·      Albo: „Milcz – nie pojmujesz potwornego konfliktu przeciwnych potęg w mym wnętrzu. Ja kłamię z całą świadomością jako minister, ja wieszam bez przekonania, aby żreć te wąparsje, te mątwy tak diabelnie smaczne z Zatoki Meksykańskiej – tak: muszę kłamać i powiem ci, że dziś 98% – obliczenie Głównego Urzędu Statystycznego – bo statystyka dziś wszystkim […] otóż 98% tej całej naszej bandy robi to samo bez przekonania […]” (Scurvy; akt II , s. 301).
·      Albo: „Nie lubię, jak puszczacie się na spekulacje powyżej waszej intelektualnej pojemności. Nie macie odpowiednich pojęć, aby to wyrazić. Ja aparat pojęciowy mam – aby kłamać. Tej tragedii nie pojmuje nikt! To aż dziwne chwilami jest” (Scurvy; akt II, s. 306).
·      Albo: „Ten wyje o pracę, która mnie wprost w dwójnasób, i duchowo, i fizycznie łamie. Oto jest względność wszystkiego […] (Księżna; akt II, s. 309).
·      Albo: „Tera będę gadał. Dobrze, żeście mnie zakatrupili, niczego się już nie boję i powiem prawdę: jedna jest dobra rzecz na świecie, to indywidualne istnienie w dostatecznych warunkach materialnych” (Sajetanka; akt III, s. 345).
·      Do fufy z matriarchatem […] Może matriarchat przyjdzie z czasem, ale nie należy robić z niego hałasowej jakiejś gaskonady (Towarzysz X; akt III, s. 363).

Nie brak poza tym w Szewcach Dziarskich Chłopców o nacjonalistycznym nastawieniu.  W naszej dzisiejszej w przestrzeni publicznej też nie możemy się na taki „brak” uskarżać. Znaczące więc wydają się kwestie typu:

·      „Ja wiem, jak czas idzie, i wiem to, że o ile dawniej nacjonalizm był czymś faktycznie świętym, i to specjalnie u narodów uciśnionych i tych, co przegrywali, to dziś jest klęską […]” (Sajetanka; akt II, s. 291; nawiasem mówiąc, akt drugi w opisywanym spektaklu rozpoczyna się od obrazu pokonanych szewców ze znużeniem prasujących polską flagę).
·      „Otóż wracam do poprzedniego: nacjonalizm nie wyda już nowej kultury, bo się wyprztykał. I zdradą stanu mimo to jest w każdym kraju antynacjonalizm specyficzny produkować – właśnie mimo że on to był przyczyną wojen, międzynarodowych koncernów zbrojeniowych, barier celnych, nędzy, bezrobocia i kryzysu. I trwa ta mara na hańbę ludzkości […]” (Sajetanka; akt II, s. 292).

Najbardziej porażające jednak wydaje się rozpoznanie Scurvy’ego, które przedkłada szewcom w momencie, gdy okazują się zwycięzcami, a brzmi ono tak:

·      „Ludzie teraz to tylko wy – każdy to wie. A dlatego tylko, żeście po tamtej stronie: jak przejdziecie tę linijkę, będziecie tacy sami jak my” (Scurvy; akt II,  s. 301).

Za chwilę dorzuci jeszcze:

·      „Mnie w tym wszystkim, co wy mówicie, peszy to, że wy otwarcie robicie to tylko i jedynie dla brzucha – och, co za banał! My mamy idee” (Scurvy; akt II,  s. 304).

W odpowiedzi usłyszy:

·    „Macie idee, boście nażarci, macie czas” (Sajetanka; akt II,  s. 304).

Nic nowego pod Słońcem, zdaje się, niestety… Jeśli zaś w wyniku kolejnej rewolucji ujawnia się z nagła młode piękno, widzimy na koniec, że zaraz znajduje się też sposób na spętanie go oraz ktoś, kto pociąga przy tym za sznurki… I nawet Witkacowskie niesłychane neologizmy, które można by uznać za odpowiednik dzisiejszego „słownika polszczyzny rzeczywistej” – „sakra ich pluga”, „wy purwykołcie, wy kurdypiełki zafądziałe” – nie załatwiają sprawy. Spektakl świetny, gdyby tylko konkluzje nie były takie smutne…

Dodajmy dla porządku. O Szewcach napisano nieskończenie wiele. Niespecjalista, który chciałby jednak sam gruntowniej skupić się nad tekstem, pomoc w postaci niezbędnych objaśnień – celowo wybranych fragmentów i sformułowanych w związku z nimi pytań oraz problemów do namysłu  – znajdzie w książce pod tytułem W świecie literatury i teatru. Sztuka współuczestnictwa pod redakcją Ewy Łubieniewskiej (Universitas, Kraków 2006, s. 334-345). Pomieszczone tam sugestie pozwolą zastanowić się nad tym, co oznacza czysta forma, którą w „działaniu” obserwować można oczywiście w spektaklu Jasińskiego, a także jak działa u Witkacego groteska czy ironia albo symbol, jak twórca gra konwencjami estetycznymi, jak wyglądają według niego relacje między życiem jednostkowym a zbiorowością, jak w wyobrażeniu autora metafizyka usensownia byt.

Ze względu na szkołę dziś znakomitą zachętą do zainteresowania uczniów Szewcami byłoby po prostu obejrzenie na wejściu spektaklu w Teatrze Stu (najlepiej zanim pani kuratorka Nowak się o nim nie dowie). Potem lektura i rozmowy na temat tekstu miałyby z wszelką pewnością szansę korzystnie się rozwinąć (upoważnia do takich stwierdzeń obserwacja młodzieżowej publiczności). Poza tym pomocny okazałby się z pewnością szkic interpretacyjny Ewy Łubieniewskiej pt. „Szewcy”, czyli bankructwo utopii, „Ojczyzna Polszczyzna. Kwartalnik dla Nauczycieli” 1996, nr 2 (53), s. 53-58 i pomieszczone w tym samym numerze jej autorstwa Pomysły i materiały do lekcji, s. 18-43.

Tu warto może przypomnieć poza tym, że w okresie jakiej takiej wolności nauczycielskiej dostępne były na przykład szkolne podręczniki pod nazwą To lubię! W książce adresowanej do klas maturalnych, w ramach jej trzeciej części („Nastała gęsta ciemność”), opracowano podrozdział zatytułowany W trybach historii. Przewidziane w nim było czytanie i analiza I aktu Szewców. Język do rozmowy na ten temat lektury można zaś było znaleźć we fragmentach tekstów Hannah Arendt O rewolucji i samego Witkacego ze Wstępu do teorii czystej formy w teatrze. Kompatybilne opracowanie tej sekwencji proponowano ponadto w towarzyszącej podręcznikowi Książce nauczyciela (Wydawnictwo Edukacyjne, Kraków 2006, zob. s. 203-223).

Może zresztą nie czas wspominać minionych rozwiązań podręcznikowych i sugerować sponiewieranym do ostateczności nauczycielom nieposłuszeństwo w dobieraniu lekcyjnego materiału. Nie da się jednak ukryć, że pytanie o to, jakie buty naszej młodzieży szyje dziś minister Czarnek, wydaje się do bólu wręcz aktualne…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski

12.09.24. O geopolitycznych grach…

Na czele autokratycznego państwa „stoi złoczyńca, który kontroluje armię i policję. Wojsko i służby nieustannie grożą społeczeństwu zastosowaniem przemocy. Wśród obywateli są zarówno podli kolaboranci, jak i dzielni opozycjoniści.
(…) W XXI wieku taki obrazek niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Czytaj »