Czy wy wiecie (zwracam się głównie do kolegów i koleżanek po fachu), jak teraz wygląda matura z rozszerzonej matematyki? (Czyli ten egzamin – przypominam – na podstawie którego rekrutujemy na rozmaite wydziały ścisłe). Otóż wygląda tak, że trzeba zrobić jedno po drugim kilkanaście zadań. Przez trzy godziny
Zadania w większości są typu „niezbyt trudne, ale żmudne” (z wyjątkami niektórych zadań z geometrii, w których trzeba wpaść na ten jeden sposób, który nie prowadzi do równania czwartego stopnia). Każde z nich same w sobie w porządku. W masie – koszmar.
Przeciętny człowiek po maksimum półtorej godzinie intensywnego wysiłku tego typu jest już tak zmęczony, że przestaje myśleć. A tu wtedy właśnie ma wrócić do tych trudniejszych zadań (których nie zrobił z marszu) i sprawdzać, czy nie ma błędów w zrobionych. Wczoraj zrobiłam sobie taką próbę. Przyznaję, wymiękłam. Trzy zadania z czternastu (z tego dwa najwyżej punktowane) zostały prawie nietknięte. A do tych, które zrobiłam, nie miałam siły wrócić.
Czemu to do cholery służy? Co to sprawdza? Bo nie umiejętności matematyczne.
Oczywiście, są zawody, w których krótki czas reakcji, odporność na stres i zmęczenie oraz umiejętność szybkiego zastosowania odpowiedniego schematu są kluczowe. Tyle że egzamin maturalny z rozszerzonej matematyki nie jest rekrutacją do sił specjalnych, na kontrolerów ruchu lotniczego, ani na medyków pola walki.
Można być świetnym informatykiem, inżynierem, architektem, analityczką danych albo fizyczką kwantową nie posiadając żadnej z tych cech. O ile człowiek dostanie się na odpowiednie studia z punktacją z matury obniżoną za mechaniczne błędy i brak zrobionych wszystkich zadań.
O autorze
Magdalena Pecul-Kudelska
Chemiczka, profesor nauk ścisłych i przyrodniczych, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Działaczka społeczna, członkini ruchu Obywatele RP.