Wczoraj Wyborcza poinformowała o odwołaniu ukraińskiej RPO, Ludmiły Denisowej. Napisano, że powodem były jej relacje dotyczące rosyjskich zbrodni. Akcentujące przemoc seksualną, epatujące cierpieniem dzieci i kobiet, ignorujące ból ofiar i ich bliskich, a przy tym nierzetelne pod względem dowodowym
Wspomniano wprawdzie, że jeden z „otwierających” tę pojałankę zarzutów sformułowanych przeciw Denisowej przez partię Sługa Ludu Zełeńskiego były jej niedostateczne starania o korytarze humanitarne i zbyt częste podróże zagraniczne – ale nie napisano, że lawina zarzutów zaczęła się właśnie od bzdur tego rodzaju, a następnie natychmiast przybrała postać zmasowanego hejtu.
Nie napisano w Wyborczej – a to dziwi szczególnie w polskiej sytuacji i z perspektywy gazety sympatyzującej z bronioną w Polsce konstytucyjną demokracją – że zmian na stanowisku RPO w czasie wojny zabrania ukraińskie prawo o stanie wojny, a więc norma rangi konstytucyjnej…
PRZECZYTAJ TAKŻE: Lata bezprawia sprawiły, że zobojętnieliśmy. O ofiarach z białoruskiej granicy już milczymy
Denisowa przed 24 lutego znana była jako zdeklarowana obrończyni praw kobiet, dzieci, mniejszości seksualnych. I nie miała z tego powodu łatwego życia. Ma faktyczną rangę konstytucyjnego rzecznika obywateli i starała się o jej umocnienie, bo formalnie-ustrojowo jest zaledwie pełnomocnikiem parlamentu.
Broniła praw rosyjskich więźniów wojennych. O tym ostatnim nie mówi po 24 lutego wcale. Nie umiem powiedzieć, czy to z powodu cenzury stanu wojny (zrozumiałej), czy może dlatego, że właśnie tak widzi wybór własnej lojalności.
Nie mam natomiast wątpliwości – i nikt ich mieć nie może – że walcząca bohatersko Ukraina właśnie połamała własną konstytucję. A wraz z nią kilka wartości podstawowych. Można to kwitować stwierdzeniem, że tak to na wojnie bywa – bo choć od takich gadek mnie się robi słabo, to rzeczywiście tak bywa i tak to skwitować się da. Tyle, że od tego w dzisiejszych demokracjach ma się rzeczników i zasadę ich nienaruszalności właśnie w ciężkich czasach ekstremalnych wyzwań. Oni od tego są. Zwłaszcza na czas wojny, szanowni demokraci.