25.05.23. O rozliczaniu historii i kulturowej wojnie

Parę dni temu ukazał się niezwykły i – dodajmy od razu – porażający reportaż – książka Chłopki. Opowieść o naszych babkach Joanny Kuciel-Frydryszak (Wydawnictwo Marginesy, Warszawa  2023). Autorka, podobnie jak w swej poprzedniej pracy – Służące do wszystkiego (Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022) – tym razem także podejmuje problemy dotyczące polskich kobiet wiejskich, koncentrując uwagę głównie na dwudziestoleciu międzywojennym, choć odniesienia zarówno do czasów wcześniejszych, jak i późniejszych są przy tym oczywiste. Podczas gdy w Służących do wszystkiego – przeczytamy w jednej z okładkowych not – mowa była o „Maryśkach i Kaśkach, które  wyruszyły do miast, by usługiwać w pańskich domach”, w kolejnej książce  bohaterkami są ich siostry i matki – kobiety, które na wsi pozostały, więc „harujące od świtu do nocy gospodynie, folwarczne wyrobnice, mamki, dziewki pracujące w bogatszych gospodarstwach. Marzące o własnym łóżku, butach, szkole i zostaniu panią. Modlące się o posag, byle nie wyjść za dziada i nie zostać wydaną za morgi. Dzielące zapałki na czworo, by wyżywić rodzinę. Często analfabetki, bo babom szkoły nie potrzeba. Nasze babki i prababki”.

Kuciel-Frydryszak, oddając w swym reportażu głos wiejskim kobietom, odkrywa historię, która w polskich przekazach oficjalnych – skoncentrowanych z reguły na sprawach uznawanych za istotniejsze, w tym na narodowych mitach i narodowych krzywdach, oraz na określonych grupach społecznych – w zasadzie nie istnieje. Historię, która bez wątpienia określa jednak naszą współczesność, rzutuje na dzisiejsze społeczne napięcia i stanowi znaczący element kulturowej wojny, to jest zderzenia, najogólniej mówiąc, zwolenników patriarchatu i feminizmu.

Ewidentny podczas tej lektury staje fakt, że naprawdę głęboka kulturowa transformacja dokonuje się niezwykle powoli. Nawet wówczas, gdy realia życia się zasadniczo zmieniają, dawne wyobrażenia gdzieś tam, w różnych podtekstach zakorzenione, są w niektórych w dalszym ciągu środowiskach pilnie kultywowane. Czytaj:  tendencje feministyczne nie zrodziły się dzisiaj. Pierwsza fala charakterystycznych dla nich akcji rozpoczęła się dobre sto lat temu, ale patriarchat też ciągle trzyma się mocno.

W przestrzeni publicznej patriarchalny ton wybrzmiewa dziś zresztą wprost w ministerialnych głosach, a lektura Chłopek upewnia, że niektóre wypowiedzi z przeszłości brzmią całkiem świeżo jako reprezentatywne dla dzisiejszej polityki prawicowej. Takie choćby, które dotyczą konieczności ćwiczenia młodzieży w posłuszeństwie albo planowania rodziny, antykoncepcji, aborcji czy po prostu formatowania ludzi według dawnych wyobrażeń tego, co przystoi kobietom i do czego przeznaczeni są mężczyźni. Świadectwem może być cytat z wypowiedzi peerelowskiego księdza na temat zacierania różnic między płciami: „Niezdrowe jest dążenie do zatarcia tej różnicy w ubraniu, sposobie życia i zachowaniu, jak to widzimy w komunistycznych i socjalistycznych kierunkach wychowania. W ten sposób nie rozwijają się  w pełni odmienne cechy płci, wytwarza się sztuczne zrównanie, którego konsekwencją są zniewieściali mężczyźni i chłopczycowate  kobiety” (Chłopki, s. 155).

Szczęśliwie jednak pewne zjawiska z przeszłości aktualnie także już nie mieszczą się nam w głowach. Takie na przykład, jak ustalenia, które mówią, że w międzywojniu „64 procent gospodarstw na wsi uznawano za niewystarczające, a 40 procent kobiet za zbędne” (Chłopki, s. 9). Oznaczało to, że gospodarstwa małe, tzw. karłowate, były za mało wydajne, by wielodzietne z reguły rodziny mogły się w nich wyżywić oraz że w takim razie „nadmiarowych” kobiet próbowano się z nich jakoś pozbyć – wysłać na służbę do miasta, do bogatszych sąsiadów lub bogatych ziemian, na saksy za granicę: do Francji, Niemiec czy Belgii. Trudno poza tym zachować obojętność, gdy czytamy o dzieciach w wieku przedszkolnym i szkolnym, które musiały paść gęsi lub krowy zamiast chodzić do szkoły, choć w 1919 roku ustanowiony został dla nich obowiązek nauki.  Równie niewyobrażalne wydają się sytuacje kobiet, które – wynajmowane za grosze – całymi dniami u bogatszych właścicieli kopały ziemniaki, odbierały koszone zboże czy doiły krowy i karmiły świnie, a idąc boso na niedzielne nabożeństwo, przejmowały w drodze od swych sióstr, które już w kościele były, jedyną w rodzinie parę butów, by podczas mszy św. „wyglądać przyzwoicie”. Znamienny w tym kontekście wydaje się spis całej kobiecej garderoby odnotowany w ankiecie wypełnionej w 1936 roku podczas pewnych badań na Podkarpaciu: „trzy koszule / jedna para majtek / jedna  para pończoch / dwie bluzki (na co dzień i od święta) / jeden płaszcz (od święta) / jednak para trzewików / chusta do okrycia w stanie znoszonym / trzy chustki na głowę” (Chłopki, s. 13).

Życie opisywanych chłopek oznaczało zwykle straszliwą biedę, permanentny strach przed głodem, dużą śmiertelność w młodym wieku, wszechobecną przemoc, zarówno fizyczną, jak symboliczną, w tym seksualną, uleganie stereotypom i zabobonom, zależności równe niewolnictwu i skutkujące sprzedawaniem ludzi, tłamszenie i wykluczanie słabszych, jak choćby tych kobiet, które w rezultacie gwałtów rodziły nieślubne dzieci. Charakterystyczna będzie przy tym historia ludowego uniwersytetu  budowanego w Gaci koło Przeworska, co do którego w czasie pewnych rekolekcji prowadzący je ksiądz ostrzegał, że  „pod pozorami dobra na Gackiej Górce działa szatan” (Chłopki, s. 411).

Autorka omawianej książki, by oddać głos  swym bohaterkom, odkrywając historię polskich kobiet ze wsi, korzysta z opowieści ich córek, wnuków i wnuczek, sięga do pamiętników, zachowanych listów, a także do rozmaitych oficjalnych dokumentów. Książkę wypełniają zachowane w różnych rodzinach zdjęcia, a otwiera ją, podobnie zresztą jak Chamstwo Kacpra Pobłockiego (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021), wiersz Anny Świrszczyńskiej pt. Chłopka, który w poetyckim skrócie dosadnie i jednoznacznie charakteryzuje los wiejskich kobiet przeszłości, zarysowując tym samym perspektywę historycznych rozliczeń.

Dźwiga na plecach
dom, ogród, pole,
krowy, świnie, cielęta, dzieci.

Jej grzbiet dziwi się,
że nie pęknie.
Jej ręce dziwią się,
że nie odpadną.
Ona się nie dziwi.

Podpiera ją krwawy kij
umarła harowaczka
jej umarłej matki.
Prababkę
bili batem.

Ten bat
błyszczy nad nią w chmurze
zamiast słońca.

Chłopki Kuciel-Frydryszak mają oczywiste znaczenie w kontekście prac z zakresu „ludowej historii Polski”, ale także gdy chodzi o badania zmieniających się  w czasie modeli społeczeństwa i modeli rodziny. Istotne są przy tym kwestie związane z płcią kulturową, oznaczane nieprzyswajalnym dla prawicowców pojęciem „gender”, które staje się z nagła zupełną oczywistością, gdy mowa o tym, co przystoi, a co nie przystoi kobiecie oraz jak ma się zachowywać i czym zajmować „prawdziwy mężczyzna”. Podobnie gdy chodzi o badania nad językiem, a w szczególności o feminatywy, które zdają się dziś drażnić wiele osób jako nowinkarstwo i wymysły feministek, choć w istocie jest to „nowinkarstwo” od dawna dobrze w języku utrwalone…

Tu przypomnę, że całkiem niedawno była już w tych Zapiskach mowa o świadectwach patriarchalnej dominacji i sposobach jej utrwalania (zob. tekst Lektury niewygodne z  2.03. 2023). Gdyby zaś pragnął ktoś rozszerzenia listy lektur na ten temat, polecić by można książkę Żeńska końcówka języka Martyny F. Zachorskiej (Wydawnictwo Poznańskie, Poznań  2023). Autorka    objaśnia w niej tego rodzaju kwestie gruntownie i wieloaspektowo, a przy tym klarownie. Dodajmy, że Zachorska jako „Pani od Feminatywów” prowadzi ponadto konto na Instagramie, również tam objaśniając różne językowe problemy. W każdym razie ewangeliczne „twoja mowa cię zdradza” (Mt 26,73) da się chyba rozumieć także  jako znane z prac Ludwiga Wittgensteina zdanie „Granice mojego języka oznaczają granice mego świata” i przełożyć na hasło „jaki język, taki świat” lub odwrotnie: „jaki świat, taki język”. Tę zależność opisywanego świata i opisującego go języka można bez wątpienia dostrzec wyraźnie w przykładach, które charakteryzują patriarchalne wizje rzeczywistości i role przypisywane w nich kobietom i mężczyznom. Szczególnie gdy ktoś ma odwagę, tak jak Martyna Zachorska, szperać w ciemnych, lecz bardzo wyrazistych zakątkach internetu, i potem opisywać rozmaite językowe znaleziska. 

Ciekawe rzeczy na temat kulturowej wojny współczesności i związanych z nią rozliczeń historii znaleźć można także w książce, która ukazała się w setną rocznicę uzyskania przez polskie kobiety praw wyborczych. Mowa o pracy Anny Kowalczyk Brakująca połowa dziejów. Krótka historia kobiet na ziemiach polskich z pięknymi ilustracjami Marty Frej (Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2018).

Próbę rzetelnego namysłu nad redefinicją kobiecych i męskich ról w dzisiejszej kulturze połączoną z dążeniem do uzyskania w tym zakresie jakiejś równowagi proponują ostatnio również Wojciech Harpula i Maria Mazurek, przedstawiając tom rozmów po tytułem Panie przodem. O co walczą kobiety i mężczyźni we współczesnej Polsce (Wydawnictwo Znak Litera Nowa, Kraków 2023). Rozmówcami są tu specjaliści i specjalistki z różnych zakresów wiedzy.  Istotny szczególnie wydaje się przy tym fakt, że reprezentowane są w tych rozmowach stanowiska i problemy tak kobiet, jak i mężczyzn. Symptomatycznie zaś brzmi opowieść przytoczona na wstępie:

Zdarzają się w życiu takie podróże, które zapadają w pamięć bardziej niż inne. My lubimy wracać wspomnieniami nad Bajkał, również dlatego, że rzeczywistość rosyjsko-buriackich wsi tak bardzo rożni się od naszego polsko-krakowskiego świata. Jedna z migawek wróciła do nas, gdy w naszych głowach zaczęła kiełkować myśl o napisaniu tej książki.
Wieczór, razem z naszym przewodnikiem idziemy do jego znajomego w syberyjskiej wiosce. Witamy się, gospodarz zaprasza, mimo że to niezapowiedziana wizyta, a nasza grupka to kilka osób. Siadamy za stołem pod wiatą obok domu i nagle wokół nas zaczynają się roić dziewczęta i kobiety w wieku dwunastu do siedemdziesięciu lat. Zastawiają, przynoszą, donoszą, zgarniają, nakładają, dolewają, dbają i pilnują, by nikomu niczego nie zabrakło. I tak przez kilka godzin, bo biesiada przeciągnęła się do bardzo późna. Gdy któryś z mężczyzn z naszej grupy wstawał, by odnieść naczynia lub iść po coś do kuchni, gospodarz spoglądał na jedną z kobiet siedzących z boku, a ta błyskawicznie podchodziła do nadgorliwca i z pobłażliwym  sadit’sya usadzała go na krześle. Natomiast gdy do pomocy rwała się któraś z polskich kobiet, od razu zostawała zaprzęgnięta do pracy w zespole obsługi biesiadników. A przy samym stole gospodarze w zasadzie ich nie zauważali. Nie mówili do nich, a odpowiadając na ich pytania, przenosili wzrok na mężczyznę siedzącego obok.
Gdy wracaliśmy, panowie dzielili się spostrzeżeniami: To było dziwne, ale w zasadzie fajne. Nie pamiętamy, żeby ktoś tak nam usługiwał w domu. Nie żebyśmy chcieli tak na co dzień, ale… wszystko było takie naturalne, każdy zna swoje miejsce i wie, co ma robić. Panie były odmiennego zdania: Super, panowie, że świetnie się bawiliście, dla nas to było mniej miłe. Co, tak wam źle, że kobiety w domach wam nie usługują? Że mają tyle samo do powiedzenia, co wy? Fajny musiał być ten patriarchat, nie? Tęsknicie? (Panie przodem, s. 9-10).

Gdyby ktoś miał natomiast ochotę przeczytać historię, w której w całkiem innym otoczeniu i w innych jeszcze wymiarach obowiązywały relacje zasadniczo różnicujące powinności i oczekiwania zależnie od płci, warta polecenia byłaby  historyczna powieść Edwarda Rutherfurda Chiny (przeł. Aleksandra Wolnicka, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2020). Prawie tysiąc stron, ale może dobre opanowanie znaczenia pojęcia gender jest tego warte…

A zbliżając się do zakończenia tych Zapisków – byśmy się może zbyt pewnie nie poczuli – jeszcze jedno przypomnienie. Była tu już kilka razy mowa o musicalu „1989” Marcina Napiórkowskiego, Katarzyny Szyngiery i Marcina Wlekłego (tekst zob. w „Dialogu” nr 4 (797) z 2023 roku). Są w nim między innymi sceny nawiązujące do historii przyjmowania przez Danutę Wałęsową Nagrody Nobla przyznanej w 1983 roku Lechowi. W didaskaliach i w piosence Danuta odbiera Nobla są takie między innymi słowa:

Stoję na scenie, chcę się zapaść pod ziemię

Pałac królewski w Norwegii? Co ja tu robię?
Patrzycie na mnie, co za przedstawienie
Patrzę ze zdziwieniem na wasze kiecki drogie
Odbieram sobie pokojową nagrodę
Którą mojemu mężowi przyznali wasi mężowie
Lech bał się, że jak tu przyleci, to go nie wpuszczą z powrotem
I mówi do mnie: Ty poleć

 

Nikt nie pytał, czy czuję się na siłach
Taka misja była i nie ma czasu grzebać
Będę walczyła, jak mnie prosi rodzina
Jeśli będzie trzeba, zrobię to, co będzie trzeba
Patrzy na mnie król Norwegii Olaf, cała elita uczona
Chcę uciec, chcę zemdleć, gdzieś schować
Ale dam radę. Wszystko pokonam

 

Może macie te kreacje drogie
Że bym wyżywiła za to rodzinę przez lata
Może się znacie na cytatach
Ale która z was tak naprawdę walczy o zmienianie świata?
Nigdy nie zrozumiecie, jak to było
W stanie wojennym wieźć w bagażniku świniaka
Żeby wykarmić dzieci, za to nie dają Nobli, nie dla mnie złota odznaka

 

Znów nie mogę opowiedzieć o tym wszystkim
A chcę opowiedzieć o tym w s z y s t k i m
Jestem w telewizji, wygłaszam przemówienie
Które napisali mi ważni mężczyźni
Wypadam świetnie, robię na was wrażenie
Ale mój głos dziś nie wybrzmi
Doceniacie walkę Lecha o prawa człowieka –
Czytam uzasadnienie decyzji

W ramach walki o te prawa nie przyznano mi tu prawa głosu
Nie dla mnie tu przyszli
Dziennikarze, dygnitarze i tłum różnych ważnych osób
Czy jest sposób, by wyrazić moje myśli?
Czy walka o poprawę losu jest tylko dla mężczyzn
Co powiecie na to feministki?
Że nawet nie pomyśli żaden historyk przyszły
Żeby mnie zaliczyć między polskie noblistki

Potem na scenę „wchodzi gang wściekłych dziewczyn”, a co śpiewają? W każdym razie jest to do ostateczności poruszające  (zob. w „Dialogu” s. 117-120). Ponad trzydzieści lat minęło jak jeden dzień… Wiele się zmieniło, ale czy rzeczywiście?

A teraz problem współczesnej edukacji szkolnej. Jest chyba jasne, że program nauki historii powinien się do referowanych tu kwestii odnieść. O tym, jak te sprawy wyglądają w podręcznikach z całego okresu po 1989 roku, pisze we wspominanej wyżej książce Anna Kowalczyk (zob. Brakująca połowa dziejów, s. 131-168). Patriarchat, także gdy chodzi o edukację, wciąż radzi sobie nieźle…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski

4.04.24. O idei, formach i praktykach debatowania

Debata jest dobra. Rozmowa też. Tyle, że od czasu „ringów politycznych” w TVN24 pękła bariera względnie dotąd przestrzeganego zakazu, by politykom dać do rąk mikrofony i pozwolić im się wzajem „orać” na żywo. Debata stała się w ten sposób żywiołem politycznej wojny. Narzędziem raczej destrukcji niż budowy życia publicznego.

Czytaj »

21.03.24. O znaczeniu murów w historii cywilizacji…

Może ktoś zauważyłby przy tym wreszcie, że sensowna edukacja nie polega na budowaniu murów, nakłanianiu do powtarzania za „uczonymi w piśmie” dat, charakterystyk epok i stylów, że nie służą jej gry w konstruowanie politycznie nacechowanych „kanonów lektur”. Sensowna edukacja wymaga przede wszystkim ćwiczenia w przekraczaniu myślowych ograniczeń…

Czytaj »

22.02.24. O niezależnym dziennikarstwie

97 procent obywateli Filipin korzystało z Facebooka. Kiedy w 2017 roku powiedziałam o tych statystykach Markowi Zuckerbergowi, przez chwilę milczał. „Poczekaj Mario – odpowiedział w końcu, patrząc mi prosto w oczy – a co robi pozostałe 3 procent?”
Wtedy rozbawił mnie ten niewyszukany żart. Teraz już się nie śmieję.

Czytaj »