4. Czy zwykła większość parlamentarna wystarczy w Polsce AD 2021 i czy wystarczy w 2023? Obywatele RP proszą o stanowisko i przedstawiają własne
Jeśli wybory odbędą się w zwykłym terminie i PiS je przegra, nową władzę czeka, albo okres kohabitacji z Andrzejem Dudą, albo perspektywa złożenia go z urzędu. Jedno i drugie wymaga silnej kwalifikowanej większości i jak się wydaje ten fakt uświadamiają sobie politycy. Pytamy jednak również o rzeczywistość roku dzisiejszego nie tylko z myślą o ewentualnie możliwych wyborach przedterminowych, ale głównie mając na względzie głębokość i rozmiar kryzysu.
Naszym zdaniem nawet w mało prawdopodobnej sytuacji, kiedy udaje się znaleźć rozwiązanie dotyczące np. Trybunału Konstytucyjnego w oparciu o zapadłe już wyroki i uchwały podejmowane w Sejmie zwykłą większością – skala konfliktu i waga problemu wymaga niezwykle silnego mandatu zaufania przy każdej próbie jego rozwiązania.
Problem ma oczywiście bardzo wiele aspektów i trzeba koniecznie stawiać go w konstytucyjnym kontekście możliwości zmian dokonywanych praworządnie, a nie rewolucyjnymi dekretami. Wymaga wyobraźni obejmującej przynajmniej zarys wizji tego, co w Polsce wymaga reformy. Czy chodzi o wybór pomiędzy różnymi „politykami” prowadzonymi w ramach państwa, czy może o naprawę lub przebudowę samych podstaw Rzeczypospolitej – o te rzeczy pytamy tu zresztą osobno.
Patrząc jednak – po raz kolejny – ze specyficznej perspektywy obywatelskiego ruchu, odrzucamy myślenie o wyborach z tej charakterystycznej perspektywy technik PR, rachub sondaży i gabinetowych układów koalicyjnych, która w dobrze funkcjonującej demokracji i w normalnych czasach wystarcza. Mandat poparcia, o który nam chodzi i którego dotyczy to pytanie, to nie tylko satysfakcjonujący wynik wyborów i wystarczająca większość sejmowych i senackich mandatów, ale społeczne zaangażowanie w proces reformy, świadomość jej celów i stojących za nimi wartości. Chodzi nam o ruch społeczny, którego zwieńczeniem ale również tylko narzędziem jest polityka.
Nie da się powtórzyć historii, analogie do roku 1989 mają dziś bardzo ograniczony sens. Jednakże pytanie dotyczy przede wszystkim warunków, w których dałoby się w Polsce uruchomić podobny lub raczej nawet większy potencjał społeczeństwa obywatelskiego, który wówczas doprowadził do tego, że mandat Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” był tak silny – zupełnie zresztą bez związku z ilością zajmowanych w Sejmie miejsc i nawet silniejszy niż to wynikało z poparcia ujawnionego procentami głosów, bo ono przecież nie zachwycało aż tak bardzo, jak to dziś mamy skłonność wspominać.
To właśnie ta perspektywa powoduje wszystkie te pomysły i idee, z którymi Obywatele RP występują od dawna – od prawyborów wyłaniających wspólną listę i program demokratów; poprzez rozproszoną kontrolę konstytucyjną obejmującą wszystkie, nie tylko te wprost „polityczne” prawa człowieka i obywatela; po rozstrzygnięcia głosami obywateli, a nie polityków kwestii trudnych i zapalnych, jak aborcja, stosunki z Kościołem, prawa socjalne i opieka społeczna; wreszcie np. wymuszenie wyborów przed terminem głosami referendum przeprowadzonego wbrew sejmowej większości siłą społecznej samoorganizacji. Czy dadzą się pomyśleć inne warunki mobilizacji społecznej, która umożliwia w Polsce zmiany tak głębokie, jak te, które są rzeczywiście potrzebne?
W każdej z możliwych perspektyw – również tej charakterystycznej dla „zawodowej polityki”, skoncentrowanej po prostu na uzyskaniu większości mandatów wystarczającej, by rządzić w zastanych warunkach – nie da się pominąć najtrudniejszego z pytań. Polska jest i pozostanie podzielona na wrogie i równoliczne obozy. Jaką rzeczywistą większość da się osiągnąć w tych warunkach? Jak to zrobić? Techniczne spojrzenie na tę stronę problemu czyni odpowiednią większość po prostu niemożliwością. Pytania z kategorii politycznej filozofii wydają się jeszcze trudniejsze.
Obywatele RP są przekonani, że przełamać tę kryzysową sytuację w warunkach obezwładniającego pata nierozstrzygalnych dziś ostrych konfliktów, da się wyłącznie poprzez radykalną redefinicję sprawczości w polityce. Nie może ona zależeć od kolejnych wyborczych „sześciopaków” i technik kampanijnego PR. Musi polegać na obywatelskim sprzeciwie wobec „polityki elit” – jakkolwiek groźnie brzmi populistyczny potencjał tego sformułowania. Szans upatrujemy w sformułowaniu wizji Rzeczpospolitej budowanej przez obywateli.