W sobotę pojechaliśmy do Hajnówki. Nie wysyłaliśmy zdjęć z podróży, chociaż wypadałoby pokazać, jak mały agent dzielnie znosił podróż. Pojechaliśmy z potrzeby serca, bo mieliśmy do tego prawo i wielką ochotę. Przez całą sobotę prawie nikt nie zadzwonił z pytaniem, gdzie jedziemy, po co, jak mija podróż, jak mały agent ją znosi. Znaleźliśmy żywego trupa, opisaliśmy to
Kolejny dzień, trudny dzień po nieprzespanej nocy. Trzeba wrócić do normalności. Nadal prawie nikt o nic nie pyta – jakby tej soboty nie było. Jakby została wymazana z pamięci. Czy byłoby możliwe, że chociaż w części myślą tak jak poniżej? Nie wiem..
„Tak, czytaliśmy – to na pewno musi być pomyłka. Oni tam byli i pewnie powiedzą coś niezgodnego z prawdą. Tam biją naszych żołnierzy, atakują nasz kraj, jest wojna a oni na pewno będą mówić o głodnych dzieciach, o tym terroryście którego znaleźli. Nieeeee… Tam nie ma głodnych dzieci, tam w lasach nie ma kobiet, tam nie ma brudnych, mokrych ludzi w stanie hipotermii, tam są tylko ciągłe ataki, zagrożenie, ataki, walka, ataki, agresja, ataki, kije, ataki, cegły, ataki, wojna hybrydowa, ataki, prowokacje, ataki, ranni, ataki, tam cierpi nasz Narodowy Kolczasty Drut.
My nie możemy ich nakarmić i ogrzać, nie możemy odesłać do domu samolotami, bo oni wtedy znikną, musimy ich wyłapywać nawet przed niemiecką granicą i deportować. Oni muszą wrócić za ten drut, żeby mogli dalej nas atakować. Niech widzą, że w Polsce nie ma przelewek. Jacy oni są przy tym agresywni ci migranci z lasu… Tam przecież za kilkanaście dni będą grali piękny koncert, takie informacje zepsują atmosferę. Oni na pewno chcą wpuszczać do Polski uchodźców, a ci wtedy zaleją nasz kraj, zmienią naszą wiarę, będą nas mordować i gwałcić. Co ludzie powiedzą?
Byleby tylko pierwszy nie zaczął dyskusji, lepiej niech nic nie mówi. Będzie krępująca sytuacja. Z czasem wszystko minie.”
PRZECZYTAJ TAKŻE: Human Rights Watch: Białoruś zaaranżowała kryzys, ale to nie zwalnia Polski z przestrzegania praw człowieka
Rozmawiałem z panią, która od wielu miesięcy stara się pomagać tym biedakom w lasach. Mówi mi przez telefon „Od miesiąca moja mama nie chce ze mną rozmawiać, a mój mąż mówi, że mnie w końcu zamkną”.
Wśród części znajomych i przyjaciół również lekka dezorientacja – nie wiedzą w większości, jak się zachować, więc nie mówią nic. Cichy lajk, czasami komentarz powinien wystarczyć. Nikt nie zauważy, ale już w dyskusję z hejterem lepiej się nie wdawać. „Przecież jak coś powiem to znaczy, że chcę przyjmowania uchodźców. Co wtedy ludzie powiedzą?”
Poszedłem na niedzielną mszę do kościoła, miała być zbiórka dla przygranicznych parafii pomagających migrantom. Nie słyszałem jednego słowa o ich cierpieniu i udręce – do puszek podeszli nieliczni. Widać, że wszystko tak na siłę, sama „góra” kazała robić zbiórkę, a ona zapewne nie rozumie. Jak tu dawać pieniądze na pomoc tym, którzy atakują naszych żołnierzy, naruszają integralność terytorialną, atakują nasz kraj, rzucają kamieniami, są agresywni, mają drogie ciuchy i telefony komórkowe.
Długo dzisiaj nad tym myślałem; przecież oni wszyscy są dobrymi, wspaniałymi ludźmi. Nikt z nich nie przeszedłby obok głodnego nędzarza z obojętnością. Każdy z nich, doświadczając osobiście spotkania, pomógłby bez wahania. Uświadomiłem sobie, że to wszystko wynika z niezrozumienia problemu, z wojennego, chorego przekazu płynącego ze szczującej na wszystkich TVP. Zostaliśmy wszyscy poddani Narodowemu Wyparciu. Jest wojna i nic więcej się nie liczy.
Postaram się Wam wyjaśnić mój punkt widzenia oraz opisać rzeczywistość w tamtym rejonie.
Tak, migranci przylecieli na Białoruś płacąc za to grube pieniądze. Często sprzedawali domy, żeby pojechać. Często cała rodzina składała się na wyjazd jednego człowieka. Łukaszenka obiecał im, że wejdą do Polski, że mają do tego prawo. Większość z tych ludzi nie wie, gdzie leży Mińsk, tak jak w Polsce większość ludzi nie wie gdzie leży Idlib. Większość nie wie, na jakich zasadach wjeżdża się do Polski.
Tak, migranci mają ubrania. Dla niektórych ten fakt jest oburzający. Często są to ubrania wyglądające na markowe, a nawet markowe. Wszyscy widzimy, jakie ciuchy można kupić w lumpexach za grosze ale nie, oni na pewno kupowali te ubrania w zagranicznych butikach za ciężkie pieniądze.
Tak, mają telefony komórkowe, czasami nawet Iphony – telefon w obecnych czasach to żaden luksus. Używanego Iphona można kupić za niewielkie pieniądze.
Tak, migranci czasami się uśmiechają.
Tak, mieli ze sobą gotówkę – osoba wyjeżdżająca w podróż zawsze ją ma.
Tak, pochodzą z innego kręgu kulturowego.
Tak, czują głód tak jak my, czują chłód tak jak my, czują strach tak jak my, czują ból tak jak my, czują przerażenie tak jak my, mają marzenia tak jak my, mają uczucia tak jak my i tu chyba największa niespodzianka dla osób czujących nad nimi wyższość: ich kupa pachnie tak jak nasza.
Tak, z jakiegoś powodu dmuchali dziecku dymem po oczach. Powodem tym był gaz łzawiący, który chcieli wywabić. My jednak wierzymy, że oni dmuchają dziecku dymem w oczy, żeby ono płakało, żeby wzbudzić współczucie czyli oszukać, a obok stoi kolega z telefonem i nagrywa, żeby pokazać to światu, jakie to oni mają genialne sposoby na oszukanie międzynarodowej opinii publicznej. Jak dziecko będzie płakać od dymu, a nie ze strachu, to wzbudzi więcej współczucia.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Bajka na czasy przejściowe
Tutaj zaczynają się schody. Po kilkudniowym pobycie w Mińsku i sprawdzeniu, kto co ma, zostają wywiezieni w okolice granicy. Tak, mogliby przejść granicę na przejściu, ale Łukaszenka ich do przejść nie dopuszcza. Jego bandziory najpierw ich okradają, biją, głodzą, gonią po lesie z miejsca na miejsce, gromadzą w grupach i pchają na druty. Gonią ich jak bydło, strzelają im nad głowami, krzyczą. Kiedy „atak” się nie powiedzie, zabierają w głąb lasu, głodzą i obiecują, że jak znowu zaatakują to dostaną jedzenie. Więc niektórzy „atakują” ten nasz Narodowy Drut Kolczasty. Z jednej strony bandziory, z drugiej polscy żołnierze. Ci, którym udaje się uciec z tego piekła, bez pieniędzy i jedzenia przechodzą granicę w innych miejscach.
Tutaj dopiero zaczyna się to, o czym się milczy, co wypieramy z siebie wracając myślami jak bumerang w okolice drutu kolczastego, gdzie wspomnienie atakujących migrantów skutecznie zagłusza nasze ludzkie odruchy.
Osoby, którym udało się dostać na polską granicę błąkają się po okolicznych lasach. Uwierzcie mi, te lasy są bezkresne, nasza Puszcza Niepołomicka to przy nich lasek. Idą przed siebie, tułają się, wpadają w bagna czy rozlewiska. Pada deszcz, jest coraz zimniej, nie jedzą nic od wielu dni. Ubrania przemoczone, buty przemoczone, gnijące stopy. Dramat. Żeby spotęgować ich strach, nasze służby puszczają w nocy z ogromnych głośników odgłosy szczekających psów. Moja wyobraźnia tego nie ogarnia.
Co czuje w ciemnym lesie matka tuląca dziecko przerażone szczekaniem psa. To tutaj, tym właśnie biedakom niesiona jest pomoc przez bohaterów naszych czasów. Ludzie dobrego serca, okoliczni mieszkańcy, krążą po tych lasach, odnajdują wyziębionych i przemęczonych ludzi, dostarczają im ubrania i jedzenie a czasami pomoc medyczną. Ta pomoc, o której mówimy, to nie przemyt ludzi, to nie przeprowadzanie ich przez granicę, niszczenie Narodowego Drutu Kolczastego, to nie przewożenie ich dalej do Niemiec, a pomaganie w przeżyciu, często kilkadziesiąt kilometrów od granicy, w głębi Polski. Po udzieleniu pomocy migranci zostają sami w lesie. Nie można nic więcej dla nich zrobić. Ilu z nich nie otrzyma żadnej pomocy? Wszystko odbywa się w tajemnicy. Dlaczego? Ponieważ Straż Graniczna po zlokalizowaniu takiej grupy zabiera ją do strażnicy, a stamtąd najczęściej jak najszybciej wywozi sama, lub przy pomocy wojska, ciemną, zimną nocą, na linię graniczną i wypycha na Białoruś.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Oskarżam rząd PiS
Nasza wyobraźnia widzi szlachetnego żołnierza, podającego rękę kobiecie i sprowadzającego ją z paki auta, tulącego jej dziecko w ramionach, okrywającego kocem i prowadzącego ich w spokoju do przejścia granicznego, dającego w dodatku reklamówkę pełną jedzenia i mówiącego, że niestety, ale ona nie może tutaj zostać, a tam w lesie po drugiej stronie będzie miała opiekę.
W rzeczywistości jest ciemna, zimna noc, przyjeżdża ciężarówka z ludźmi pod Narodowy Drut Kolczasty, ludzie trzymają się czego mogą, są krzyki, wrzaski, przerażenie, płacz matek i dzieci, niedowierzanie, beznadzieja, rozpacz. Czasami, jeżeli jest zbyt duży opór, bierze jeden za ręce, drugi za nogi, rozhuśtają i rzucają jak worek ziemniaków.
Piekło zaczyna się od nowa. Białorusini znów gonią ich po lesie, biją, wrzeszczą, strzelają w powietrze, grupują i każą „atakować”. Znane są przypadki osób, które po kilkanaście razy przechodziły tą samą gehennę.
Wyobraźcie sobie ból psychiczny tych ludzi, odnalezionych po raz kolejny przez Straż Graniczną, którzy ponownie wracają za drut, do piekła, upokorzenia, niepewności i rozpaczy.
Tak, mogą złożyć wniosek o azyl lub ochronę międzynarodową. Mogą, ale główne zadanie strażników polega na uniemożliwieniu im tego. Szczęście mają Ci, przy zatrzymaniu których pojawią się odważni aktywiści lub dziennikarze. Oni, często prawie siłowo udowadniają, że mają od nich pełnomocnictwa i że mają prawo ich reprezentować. Człowiekowi wydaje się, że w ośrodku powinien być tłumacz, który wytłumaczy tym ludziom jakie mają prawa, co może zrobić itd. Tu jest jednak ciągła walka o to, żeby złapany człowiek jak najmniej widział i wiedział. Ma wyfrunąć na Białoruś i tyle.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Na naszej granicy znajdują się ludzie, których zabija niewiedza o tym, czym stała się Polska
Wracając do wczorajszej składki. Dobrze, część sumień została uspokojona, bo przecież coś Kościół w końcu zrobił, ktoś się tam gdzieś się odezwał i wspomniał słowo „uchodźca”. Trzeba jednak wiedzieć, że ta pomoc, którą niosą tamtejsze parafie nie polega na wystawieniu namiotów na skraju lasu, zapraszaniu uchodźców oficjalnie do obiektów parafialnych itp. To jest inny świat.
Tu nie chodzi o przyjmowanie uchodźców ot tak. Niewielu słyszałem takich, którzy by tak stwierdzili. Nie możemy jednak się zachowywać tak, jakby problemu nie było. Ci ludzie są w lasach, teraz, dzisiaj, kiedy w nocy są mrozy. Trzeba im po ludzku pomóc. Oni tam poumierają. Wyjdźcie dzisiaj na zewnątrz w cienkiej kurtce i spróbujcie sobie wyobrazić ich sytuację.
Uważam, że powinniśmy ludzi, którzy odnajdują się po naszej stronie granicy w lasach, zlokalizować w obozie dla uchodźców. Tam powinni dostać schronienie, jedzenie, opiekę medyczną i prawną. Każdego, kto się nie kwalifikuje do pozostania na terenie UE należy deportować do kraju pochodzenia. Ci, którzy atakowali nasze służby, powinni zostać wydaleni nawet bez sprawdzania. Większość tych ataków została nagrana więc nie widzę problemów z identyfikacją.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Michałowo, stolica przyzwoitości
Zakładając, że politycznie można doprowadzić do likwidacji napływu nowych uchodźców na Białoruś, w kilka tygodni można wygasić ten konflikt.
Teoretycznie w ten sposób możemy zachęcić innych do przyjazdu na Białoruś, żeby dalej próbowali przechodzić granicę. Uwierzcie mi, polski rząd ma możliwości dyplomatyczne i prawne. Ostatnio padła groźba zamknięcia kolejowego przejścia granicznego, jeżeli migranci nie opuszczą terenu przejścia granicznego w Kuźnicy. Dlaczego nie padła groźba zamknięcia tego samego przejścia kolejowego, jeżeli Białorusini nie przestaną pchać ludzi na polską granicę? To tylko drobny przykład. Tylko czy my naprawdę tego chcemy?
Ludzie nie mogą umierać w polskich lasach. Jaki ma sens przerzucanie kogoś kilkanaście razy przez granicę (pomijam to, że jest to proceder w pełni nielegalny). Po co kontrolować auta gdzieś w środku Polski czy przed granicą niemiecką, żeby tych ludzi z powrotem przerzucać przez granicę na Białoruś?
Na koniec pytanie bez odpowiedzi: Gdzie są do cholery wszystkie organizacje humanitarne?
1 thought on “Nie możemy zachowywać się tak, jakby problemu nie było”
Proszę, sprawdzajcie zdjęcia do artykułów, żeby pasowały do kontekstu:
https://konkret24.tvn24.pl/swiat,109/co-sie-z-nami-stalo-ze-nie-wspolczujemy-to-nie-jest-aktualne-zdjecie,1085643.html
To środkowe z płaczącym ojcem jest nie z tej granicy.