Bezprawnie zawłaszczona i zgwałcona przez partię Kaczyńskiego publiczna telewizja, wbrew zapisom w Konstytucji z pełną premedytacją dezinformuje i kłamie, manipuluje i świadomie propaguje na masową skalę nienawiść i wrogość do wszystkich i wszystkiego, co nie jest zgodne z linią partii
Wykorzystując ludzkie przyzwyczajenia, strukturę społeczną oraz ograniczenia techniczne, które powodują, że dla ponad 25% obywatelek i obywateli z prowincji jest w gruncie rzeczy jedyną masowo dostępną telewizją w Polsce, stała się po roku 2015 głównym narzędziem służącym zdobyciu i utrzymaniu władzy przez PiS. „Ciemny lud to kupi” – i co nie dziwi, kupił, bo takie prawa decydują przy tak silnym, nacechowanym emocjonalnie i perswazyjnie masowym przekazie, co opisało wielu już dość dawno, że przypomnę choćby znakomitą pracę Ortegi y Gasseta „Bunt mas”.
„Masę stanowią ci wszyscy, którzy nie przypisują sobie jakichś szczególnych wartości – w dobrym tego słowa znaczeniu czy w złym – lecz czują się «tacy sami jak wszyscy» i wcale nad tym nie boleją, przeciwnie, znajdują [w tym] zadowolenie”[– pisze Ortega a praktyka pokazuje, że ta „masa” staje się bardzo plastyczna, gdy spece od propagandy wezmą się solidnie do roboty.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak nie potrafimy bronić swoich praw, to skazujemy się na poddaństwo
To wiemy. Wiemy też, że przez 7 lat tą partyjną propagandową szujnią despotycznie i bezkompromisowo władał Jacek Kurski, cyniczny, dysponujący nieograniczonymi środkami, gotowy na każde świństwo, z uśmiechem na twarzy wzorujący się na wnikliwie opisanych i zanalizowanych przykładach siły i środków manipulacji państwowych systemów totalitarnych, były młody opozycjonista i demokrata a obecnie, od wielu już lat, oddany funkcjonariusz populistycznej partii Kaczyńskiego, jej ulubieniec i wzór do naśladowania. Pikanterii dodaje fakt, że jego brat Jarosław pozostał po drugiej stronie barykady i zarządza uznawaną za ideologicznego i politycznego wroga, dziś opozycyjną do władzy Gazetą Wyborczą. Polska w pigułce.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Czy w Sejmie zasiadają dziś posłowie dublerzy?
PiS sprowadził pięknie brzmiącą w ustach polityków i publicystów z lat 90. i zapisaną w obowiązującym do dziś prawie „misję mediów publicznych” do siania nienawiści, propagandy i kłamstw, propagowania nacjonalizmu i jedynie słusznej partii, schlebiania wzbudzonym emocjom i poślednim gustom redukując odbiorcom zawłaszczonych mediów do minimum ich wymagania i aspiracje. Wszystko to dla spełnienia żądzy władzy nielicznych kosztem milionów. Kaczyński, jego partia i sam, osobiście, Jacek Kurski są w pełni odpowiedzialni za zakres spustoszenia, który czynią.
Z bólem przyzwyczajamy się do tego. TVPiS nie włączamy, przeklinamy ją i złorzeczymy. Pojawiają się głosy o konieczności likwidacji mediów publicznych w przyszłości, by nie kusić losu… Symetryści i krypto pisowcy natomiast głupio i/lub koniunkturalnie powtarzają, że ta szujnia inaczej zwana „kurwizją” od nazwiska jej prezesa to powrót „do pluralizmu” w mediach… aż tu nagle…
PRZECZYTAJ TAKŻE: Rachunki krzywd i racja stanu
Partyjni koledzy, znienacka, bez zapowiedzi i wcześniejszych przecieków i spekulacji odwołali Jacka Kurskiego i to w sposób, jakby wyjęto go ze scenariusza taniego i marnego filmu o wewnętrznych porachunkach w mafii. Jak opowiedział Jan Wróbel w dzisiejszym TOK FM powołując się na kogoś (umknęło mojej uwadze kogo) wyglądało to tak: Kurski na prowadzonym on-line posiedzeniu Rady Mediów Narodowych (niekonstytucyjny twór służący przejęciu przez PiS mediów publicznych) jak gdyby nigdy nic przedstawiał plany inwestycyjne TVPiS ,ale zdecydował się na chwilę opuścić posiedzenie (trochę tak jakby wyszedł do toalety) i korzystając z okazji Czabański, przewodniczący Rady, przedstawił nieujęty w porządku obrad wniosek o odwołaniu prezesa… reszta ochoczo to przegłosowała a Kurski wróciwszy po kilkunastu minutach do gabinetu nie mógł się już nawet zalogować i włączyć do zebrania. Nie mógł wiedzieć, że to go spotka. Nagle przestał był być prezesem więc pognał na Nowogrodzką do Kaczyńskiego, by usłyszeć o co chodzi, po czym zamieścił na Twitterze wpis, że „w porozumieniu z jego środowiskiem politycznym i za jego wiedzą” przechodzi na inny odpowiedzialny odcinek pracy partyjnej dla dobra Polski, czy coś bardzo podobnego. Kłamali, kłamią i będą kłamać a Kurski, nie zapominajmy, uczynił z tego dobrze płatną profesję dla siebie i wielu innych.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Katarzyna Wappa. Wyjść do lasu – to już znaczy coś innego…
Intryga i styl odwołania Kurskiego w zasadzie nie zaskakują. Komentarze nie tego dotyczą. Jaka jest ta władza i jak postępuje każdy widzi. Jednym się to podoba, inni nie zwracają na to uwagi, jeszcze inni odwracają głowę z niesmakiem, ale poradzić sobie z tą sytuacją póki co nie potrafią. Teraz ludzie mediów zajęli się prognozami dotyczącymi dalszej kariery odwołanego prezesa zapominając o telewizji i kiedyś mediach publicznych, a właściwie ich złowrogim przeciwieństwie, który zbudował przez lata Kurski na polecenie swojego partyjnego mocodawcy. Widać przykro i wstyd jest o tym pisać, bo wszyscy przyłożyliśmy do tego ręce godząc się na aż taki brak wymagań.
Gdzieś w tym wszystkim pobrzmiewa zniechęcenie i milcząca zgoda na niszczącą spójność społeczną i zaufanie rolę mediów, wszechmocnych manipulatorów, gnającej za zyskiem politycznym lub finansowym instytucji, której nie powinno się ufać i która gromadzi ludzi zdolnych dla pieniędzy i sławy do wszystkiego. Tak jak oni traktują swoich odbiorców, tak są traktowani przez swoich mocodawców. Kółko się zamyka. Epizod z Kurskim jest na to dowodem.
- Paweł Bujalski – polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, wiceprezydent Warszawy w latach 1994–1999.
Tekst opublikowany został na pawelbujalski.blog
fot. Damian Burzykowski / newspix.pl