No, cóż. Rok temu Hołownia próbował debaty, a pozostali odmówili twierdząc, że nie na jego warunkach. Po roku Hołownia musiał na Tuska warunkach maszerować albo nie
Pytałem w Pl2050, czy istnieją takie warunki, na których porozumienie o wspólnej liście byłoby możliwe. Nie istnieją. Oni w kółko powtarzają, że ich osobna wartość jest cenna. Jakby o tym trzeba było przekonywać np. mnie. Uparli się iść osobno i zmierzają prostą drogą pod próg, ku zadowoleniu i Tuska, i jego twardych wyborców. To samobójcze.
Te dziesięć lub kilkanaście procent ich potencjalnego poparcia podzieli się. Część zagłosuje na KO, ale część nie. Ta twarda część podzieli głosy, zostanie w domu – wybierze źle, bo dobry wybór nie został im dany. I tych głosów zabraknie nam na pewno, bo jesteśmy w sytuacji, w której bić się trzeba o każdy głos, choć liderzy PO wybierają walkę o dyscyplinę i z pełnym wyrachowaniem nazywają ją jednością.
Po triumfie 4 czerwca wszyscy są zadowoleni. Nie czas marudzić, co sam mam w zwyczaju. Ale ja już wiele takich triumfów widziałem. Aż nadto dobrze znam poczucie zawodu po nich i wynikającą stąd depresję w społecznej skali. Umiem liczyć, a przede wszystkim „moc”, którą poczułem wraz z innymi, nie spowodowała, że liczyć przestałem. Zwycięstwo – jeśli nastąpi – nie przełamie oporu Dudy z Przyłębską ani nie zapewni legitymacji wystarczająco silnej, by poradzić sobie z reformą, która jest niezbędnym warunkiem powodzenia nowej władzy po PiS.
Nic się nie zmienia w żaden zasadniczy sposób. Nadal uczestniczymy w zbiorowym szaleństwie. Ono będzie tylko rosło.
1 thought on “Jesteśmy w sytuacji, w której bić się trzeba o każdy głos”
Sytuacja staje się dynamiczna, a więc też mało przewidywalna. Poczekałbym na nieco dłuższe efekty i trendy, by wydawać jakiekolwiek oceny. Do „wyborów” jeszcze 4 miesiące, a dobre wydarzenie dla KO może się okazać falstartem, chociaż przy umiejętnej taktyce wzmacniania fali może też być faktycznym „game changerem” prowadzącym do zwycięstwa.
Jeśli KO uzyska wyraźną przewagę nad PiS, to głosy oddane na „trzecią drogę” i lewicę mogą sobie iść do diabła, bo tak czy siak przejdą w większej części na zwycięzcę, aczkolwiek Konfederacja komplikuje trochę obraz.
POPiS od dekad gra na skrajną polaryzację i w tym świetle widzę te surrealistyczne
wręcz wybryki ze strony PiS. Miały one ogromny wpływ na frekwencję marszu i wzmocnienie pozycji Tuska, a o to chyba Kaczyńskiemu i Tuskowi chodziło. Ta dwójka koleżków wspólnie gra tak niezmiennie od 2005 roku i ja wydarzenia poprzedniego tygodnia w tym świetle interpretuję.