Telefon od żony obudził go o 5 rano. Jest wojna, bombardowania w całym kraju – powiedziała. O 6.00 był już spakowany, o 10.00 siedział w busie do Żytomierza. Nie wyobrażał sobie pozostania w Polsce, kiedy jego najbliżsi narażeni są na bomby
Mówi o sobie: – Po latach, jestem już bardziej Legniczaninem, czy nawet Dolnoślązakiem. Lubi spacerować po Kwadracie [osiedle po armii sowieckiej w Legnicy – red.]. Remontował tam sporo mieszkań: łazienki, kuchnie, pokoje… A i na zewnątrz się zdarzało. Z sentymentem ogląda swoją pracę i ma nadzieję, że zostanie na wiele lat. Jaki inny zawód przynosi taką satysfakcję, mimo upływu czasu? Domy stoją jako nieme świadectwo ludzkiego wysiłku i pomysłowości. Tej pomysłowości musiał mieć dużo, ponieważ domy, w jakich pracował, należały wcześniej do Niemców, potem do armii sowieckiej. To, co zrobili Niemcy, było już stare, a sowieci… Co się dało – ukradli, co się ukraść nie dało – zniszczyli. Żal było patrzeć na tak zdewastowane domy. Mówi, że to tylko dzicz mogła się tak zachować. Po trzydziestu latach obserwuje to samo na wschodzie Ukrainy. Obserwuje, ponieważ jest w wojsku. Broni swoich ojczyzn: Ukrainy i Polski.
Stefan czy Stepan?
Stefan (imię w paszporcie Stepan, ale cała rodzina mówi na niego Stefan) jest Polakiem z okolic Żytomierza, około 100 km od Kijowa. Polacy mieszkają tam od ponad 400 lat. Cierpieli jak wszyscy zabory, ale dotknęło ich coś więcej. Dwa ludobójstwa, jakich dopuszczono się w latach 30. XX wieku. Najpierw głód – Stalin w ten sposób mordował Ukraińców i Polaków. A później „akcja polska”, gdzie rozstrzelano kolejne dziesiątki tysięcy Polaków. Po drugiej wojnie światowej bratu dziadka Stefana – Pawłowi – udało się wyjechać do Polski, do Legnicy. Dziadek Stefana – Florian –też poszedł uzyskać pozwolenie. Skończyło się to w miarę dobrze, jak na warunki sowieckie. Do domu wrócił po kilku dniach, babcia z jego koszuli wykręcała krew. Tym sposobem w NKWD wybito mu z głowy pomysł wyjazdu, a przy okazji kilka zębów. Dlatego cała rodzina z tej strony została w Związku Sowieckim.
W Kraju Krasnodarskim
Podzielona rodzina utrzymywała ze sobą kontakt, kiedy tylko mogli wymieniali listy, a w ZSRR nie było to mile widziane. Stefan odbył służbę wojskową jako kierowca-mechanik. Pełnił ją w Estonii, do dziś pamięta uliczki, po których przyszło mu jeździć. Po służbie wrócił do domu, zajął się pracą. Przyszedł rok 1991 i ZSRR, „więzienie narodów”, upadło, rodziny zaczęły się odwiedzać.
Stefan wyjechał do pracy do Kraju Krasnodarskiego w Rosji. Pracowało mu się tam dobrze, głównie dzięki popowi, który przestrzegał pracujących tam Rosjan i Ukraińców przed nienawiścią, napominał, by nigdy nie walczyli ze sobą. Stefan wspomina go bardzo dobrze, był to prawdziwy kapłan. Spotkał tam wielu Ukraińców, którzy w czasach komunizmu dostali tam nakaz zamieszkania, dlatego w kraju krasnodarskim Stefan rzadko używał rosyjskiego, miejscowa ludność w większości mówiła po ukraińsku.
W połowie lat dziewięćdziesiątych Stefan wrócił z Rosji do domu, po czym wyjechał do pracy do Polski, do Legnicy.
Legnica
Do Legnicy zaprosiła go rodzina, ta część od dziadka Pawła. Stefan nie jest wymagający, a bardzo pracowity. Dał się poznać z dobrej strony i na budowach kierował ludźmi, którzy przybyli ze wschodu. Nie bez znaczenia było to, że znał język polski, używali go w domu.
Pracował w Polsce do 2022 roku. Ponad dwadzieścia lat budowania polskich domów i… basenów. Tak, Stefan pracował także stawiając baseny. Robiła to legnicka firma, która wysyłała go w całą Polskę. Jak mówi, wszędzie spotykał dobrych ludzi. Nie narzeka, choć czasem było trudno. W końcu bez rodziny, w obcym kraju. Niby swoim, ale jego żona i dzieci zostali pod Żytomierzem, gdzie w chwilach wolnych postawił dom, kupił ziemię, którą uprawia. Nie dużo, ale ma swoje ziemniaki, owoce i różne warzywa. W tej okolicy ciągle jest żywa pamięć głodu z lat 30. ub. wieku, wszyscy starają się mieć coś swojego.
A więc wojna…
24 lutego 2022 r. obudził go telefon od żony, była godz. 5. Wojna, bombardowania w całym kraju – mówiła. O 6.00 był już spakowany, o 10.00 siedział w busie do Żytomierza. Dzień później był już w rodzinnym domu. Nie wyobrażał sobie pozostania w Polsce, kiedy jego najbliżsi są narażeni na bomby.
Niedaleko ich domu spadła rakieta podczas nieudanego ataku. Był ogromny huk. Zaatakowano starą bazę paliwową. Stefan, choć na początku nie był powołany, nie mógł już wyjechać do Polski. A i nie chciał – jak zostawić syna z synową i wnukami?
Stefan, dzięki kontaktowi w Legnicy z fundacją „Pomagamy i Kropka”, zaczął sprowadzać pomoc, którą dystrybuował pomiędzy Polaków i Ukraińców. Bez różnicy, a potrzeb było wiele. Trafił nawet z pomocą do Dowbysza, uznawanego za siedlisko polskości. Mieszkał w nim wiele lat Żołnierz Wyklęty Franciszek Jakowczyk, który za walkę z sowietami spędził 20 lat w łagrach na Syberii.
Jeśli zginę…
W połowie 2022 roku armia uznała, że potrzebuje takiego fachowca, jakim jest Stefan. Nie robił uników, jak wielu młodszych, poszedł z pełną świadomością. Rodzinę w Polsce poprosił, by jeśli zginie, żonę i ewentualnie synów ściągnęli do Polski. Bo boi się, że bez niego żona nie da sobie rady na gospodarce.
Stefan w armii jest medykiem. Ponieważ w ZSRR służył jako mechanik-kierowca, to wozi rannych. Widok rannych nie jest łatwy, a Rosjanie bardzo chętnie strzelają do sanitarek i sanitariuszy. Właściwsze określenie to to, że na nich polują. Ale Stefana ani humor, ani duch walki nie opuszcza. Do swojej służby podchodzi jakby chronił swoją rodzinę w Ukrainie i Polsce.
Rozmawiałem z nim wiele razy. Na służbę nie narzeka. Mówi, że ci, którzy nie walczyli, nie mogą doczekać się wyjścia na pozycje. Ci, co już byli, czekają spokojnie – znają ten smak. On i część ludzi jest już w strefie zero (strefa kontaktu bojowego), wozi rannych. Ciężki widok to umierający ludzie, młodzi bez nogi, ręki – kalectwo na całe życie. Niedawno koło niego wybuchł pocisk, jego kolega dosłownie wyparował. Stał niedaleko.
By jego służba była bezpieczniejsza potrzebuje kilku rzeczy. Prosi o noktowizor, ponieważ czasem musi rannych wozić w nocy, świateł nie może zapalić jadąc – a trafić na rosyjski patrol czy grupę dywersyjną to śmierć jego i rannych. Potrzebują stale opasek uciskowych. Każdy zdrowy żołnierz powinien mieć minimum cztery – na każdą kończynę po jednej. Medyk – dla siebie cztery i jak najwięcej, jeśli ranny nie ma opaski. Stefan marzy też o dobrym hełmie, ale najbardziej potrzebuje dobrego samochodu terenowego, niedrogiego. Samochód tego typu kosztuje około 16 tys. złotych.
To wszystko chcemy mu kupić odwołując się do ludzi dobrej woli.
Więcej szczegółów na temat prowadzonej zrzutki pod linkiem: https://zrzutka.pl/syscxm
Osoby, które chcą wesprzeć Stefana lub innych żołnierzy, a nie chcą wpłacać przez konto zrzutki, mogą wykonać przelew na konto Fundacji Wolność i Pokój. W tytule przelewu proszę podać hasło „dla Stefana”.
Numer konta Fundacji Wolność i Pokój: Bank Santander 79 1090 1056 0000 0001 4423 1803
*
Na temat samej Fundacji można się więcej dowiedzieć z linków umieszczonych na stronie zrzutki.