Paul Crutzen, noblista z chemii (1995), jako pierwszy zaproponował nazwać czasy w których żyjemy „antropocenem”, czyli epoką człowieka. W 2002 roku Crutzen pisał w Nature: – W ciągu ostatnich trzech stuleci wpływ człowieka na środowisko znacznie się zwiększył. Z powodu antropogenicznych emisji CO2 globalny klimat może na wiele tysiącleci odbiegać od swojego naturalnego rozwoju. Wydaje się uprawnione, aby obecną epokę geologiczną, która jest pod wieloma względami zdominowana przez ludzi, określać jako „antropocen”
Od 2009 roku obraduje 38-osobowa, interdyscyplinarna Grupa Robocza Międzynarodowej Komisji Stratygrafii (ICS) pod przewodnictwem brytyjskiego paleobiologa Jana Zalasiewicza w sprawie formalnego ogłoszenia antropocenu nową epoką geologiczną. Pierwsze uzgodnienia poczyniono w sierpniu 2016 roku. Na 35. Zjeździe Towarzystwa Geologicznego zdecydowana większość członków grupy ogłosiła, że jesteśmy teraz w antropocenie.
Rozpętała się dyskusja naukowców wszelkich możliwych specjalności, czy mówienie o nowej epoce i czy ma być to antropocen, w ogóle jest uprawnione. Ale są też tacy, którzy przypisują temu faktowi porównywalny status jak kosmologicznej rewolucja Galileusza, teorii ewolucji Darwina czy psychoanalizie Freuda. Owszem bywały w historii Ziemi okresy zlodowaceń czy ekstremalnych upałów, ale zawszy były one wywoływane przez wyjątkowe wydarzenia, jak uderzenie meteorytów, wybuchy potężnych wulkanów, czy zmiany położenia osi obrotu Ziemi (powtarzają się one co około 40 000 lat).
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jest nas (może być) 8 miliardów!
Można wyodrębnić kilka nurtów, ścieżek debaty o antropocenie:
- Katastroficzna. Ze względu na globalne rozmiary szkód w środowisku naturalnym, zagrożenia przedstawia się jako apokaliptyczne, a ludzi jako pasożytów. Już Nietsche mówił o człowieku jak o „jednej z chorób ziemi”. Przetrwanie ludzkości jest zagrożone, jeśli nie odejdzie się od ideologii nieustannego wzrostu i rozwoju.
- Prawnicza. Chodzi tu o określenie przyczyn i odpowiedzialności za szkody. Skutki zmian klimatycznych nieproporcjonalnie uderzają w globalne południe, za co głównymi winowajcami są zachodnie narody przemysłowe i ich technokratyczne elity. Odpowiedzialność za globalne ocieplenie jest, owszem, wspólna ale musi być zróżnicowana.
- Wielka transformacja. Wyjście z kryzysu ekologicznego jest możliwe jeśli się podejmie szybkie, rozległe działania. Innowacje technologiczne umożliwią krajom globalnego południa wzrost gospodarczy i bardziej równomierną dystrybucję bogactwa. Globalne rozwiązania nie mogą być narzucane odgórnie, konieczna jest zmiana zachowań konsumenckich i partycypacja obywateli.
- Biotechnologie. To radykalna odmiana wielkiej transformacji. Mówi się o potrzebie ingerencji w bio- i stratosferze, takich jak geoinżynieria. „Zielona Rewolucja 2.0” ma rozwiązać problemy wyżywienia ludzkości przez intensyfikację rolnictwa, substytuty białka i nowe rodzaje żywności produkowanej technicznie. Będą stosowane głównie nasiona roślin modyfikowanych genetycznie (soja, pszenica, kukurydza, ryż).
- Współzależność. Ludzie są tylko częścią wielkiej sieci obejmującej również zwierzęta, rośliny, substancje i przedmioty. Przyrody nie należy już postrzegać jako czegoś odrębnego, jako przedmiotu naukowej intuicji i technicznej eksploatacji, bo istnieje wzajemna relacja między człowiekiem a naturą.
Nie chodzi tu tylko o nadanie nazwy kolejnej epoce geologicznej, o wiele bardziej o procesy uruchomione przez ludzi, które przyjęły już geologiczne, planetarne rozmiary; chodzi o to jak te procesy zatrzymać. Kilka dekad temu była omal powszechna zgoda, że świetnym sposobem ochrony przyrody jest zakładanie parków narodowych i terenów chronionych. I faktycznie udało się uchronić wiele roślin i zwierząt przed szkodliwą dla nich ingerencją człowieka w ich naturalne środowisko. Ale w antropocenie nie jest to już możliwe. Zmiany klimatyczne nie zatrzymają się u wrót parków narodowych. Wszystko na to wskazuje, że już za kilka dziesięcioleci zapanują warunki, których nie było od wielu tysięcy lat. Ewolucja przystosowała gatunki do życia w określonych warunkach. Zmiana tych warunków może prowadzić do tego, że zwierzęta dostosują się do zmian klimatycznych, albo będę przemieszczać się w poszukiwaniu znanych sobie warunków, albo wymrą. Oczywiście będą podejmowane wysiłki dla ochrony gatunków, ale wobec coraz szybszego wymierania ekolodzy będą stawać przed dramatycznymi wyborami, który z gatunków ratować, a który skazać na wymarcie choćby z braku koniecznych do ich ratowania wielkich pieniędzy.
Katastrofalne skutki nie dotkną tylko środowiska naturalnego, przyrody, równie dotkliwie ucierpią też ludzie. Ofiarami zmian klimatycznych będę głownie mieszkańcy najbiedniejszych regionów. Szacuje się, że już w najbliższych latach w 29 krajach rozwijających się plony zmniejszą się o 20%. Głód, niedożywienie i śmierć będą konsekwencjami globalnego ocieplenia. Szczególnie mocno ucierpi Afryka, gdzie obszary pustynne będą się powiększać, rolnictwo się załamie. Zagrożone są zatopieniem nisko położone regiony przybrzeżne i państwa wyspiarskie; bogata Holandia może się uratuje budując kosztowne zapory (już to robi), ale biedny Bangladesz nie. Trzeba przestać myśleć w krótkim horyzoncie czasu, do czego nawykła polityka i ekonomia. Tym horyzontem są przeważnie najbliższe wybory. Może takie „geologiczne” myślenie zmusi ludzi do refleksji, że na Planecie Ziemi nie tylko żyjemy, ale zostawiamy na niej ślady, których nie da się cofnąć; ślady na powierzchni ziemi, w oceanach, w atmosferze, w postaci gór śmieci i odpadów radioaktywnych. Antropocen może być epoką, w której człowiek sam się unicestwi, a przy okazji sporo innych istot żywych; wielkie wymieranie gatunków rozpędza się.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Wolontariusze wszystkich krajów łączcie się
Debata jest ważna i potrzebna, ale potrzebne są też pomysły, co z tym wszystkim zrobić? Szukając odpowiedzi na to pytanie trafiłem na raport niemieckiej Rady Rzeczoznawców ds. Środowiska z czerwca 2019 r. „Rządzić demokratycznie w ekologicznych granicach – legitymizacja polityki dotyczącej środowiska naturalnego”. Na 270 stronach z licznymi wykresami i tabelami, siedmioro autorów, profesorów z różnych dziedzin, wspomaganych przez dziesiątki specjalistów oraz rozliczne urzędy i instytucje państwowe przedstawili stan obecny i zaproponowali konkretne działania. Choć raport odnosi się głównie (choć nie tylko) do Niemiec, to mógłby być 1:1 wykorzystany przez każdy inny kraj europejski.
W raporcie czytamy, że granice obciążenia ekologicznego zostały globalnie i regionalnie już wiele razy osiągnięte, a nawet – jeśli chodzi o zmiany klimatyczne i eksploatację zasobów naturalnych – przekroczone. Skutki przekroczenia tych granic są dla przyrody i ludzi nie do przewidzenia. Ludzkość znalazła się w krytycznym punkcie. Niemcy z uwagi na swój potencjał gospodarczy w znacznym stopniu się do tego przyczyniają i muszą wnieść istotny wkład w rozwiązywanie problemów. Nierzadko brakuje jednak politycznej większości, żeby podjąć ambitne działania. Nie wystarczą jednak działania państwa natury formalno-prawnej, to jest już problem i odpowiedzialność całego społeczeństwa. Obywatele mają dość dużą świadomość ekologiczną, ale nie przekłada się to na gotowość zmiany przyzwyczajeń i zachowań. Podejmowane do tej pory działania polityczne, prawne, ekonomiczne nie były dostatecznie ambitne, a i tak nie zawsze bywały zrealizowane.
W tej chwili debata skupia się na poszukiwaniu rozwiązań technicznych i ekonomicznych, ale należy też dyskutować nad rozwiązaniami politycznymi. Konieczna jest dalekowzroczna polityka zrównoważonego rozwoju. Każde podejmowane działanie musi uwzględniać jego ekologiczne skutki.
W wielkim skrócie zalecenia zawarte w przywołanym raporcie:
- Zapisać w konstytucji obowiązek prowadzenia polityki zrównoważonego rozwoju.
- Obecnie ministerstwa skupiają się wyłącznie na swoich sprawach, nierzadko ze sobą konkurując. Muszą mieć bezwzględny obowiązek współpracy w zakresie polityki zrównoważonego rozwoju.
- Zapewnić polityce zrównoważonego rozwoju stosowne finansowanie.
- Umocnić znaczenie i uprawnienia parlamentarnej komisji ds. polityki zrównoważonego rozwoju.
- Działanie lobbystów i grup interesów wobec rządu i parlamentu muszą być całkowicie transparentne, a każda nowa ustawa rzetelnie badana pod kątem wpływu na środowisko naturalne.
- Znacznie zwiększyć rolę, znaczenie i uprawnienia Ministerstwa Ochrony Środowiska.
- Powołać Radę ds. Sprawiedliwości Międzypokoleniowej. Młodzi obywatele muszą mieć większy wpływ na to, w jakich warunkach środowiskowych przyjdzie im w przyszłości żyć.
- Zwiększyć nakłady na badania i rozwój transformacji ekologicznej, szczególnie na badanie społecznych i politycznych skutków nowych technologii.
- Rozwinąć systemy monitoringu i wczesnego ostrzegania, żeby polityka i społeczeństwo nie byli zaskakiwani nagłymi problemami środowiskowymi.
- Wszystkie gremia doradcze władz wszystkich szczebli i parlamentu muszą się kierować naczelną zasadą zrównoważonego rozwoju.
- System finansowy, inwestycje publiczne i prywatne muszą być nakierowane na zrównoważony rozwój.
- Wprowadzić „ekologiczną” politykę podatkową, celną i dotacyjną.
- Przewartościować pojęcie dobrobytu. Jakość życia nie może być nadal mierzona tylko wielkością PKB
Z nowym rządem, w którym Zieloni są drugą polityczną siłą, Niemcy mają szanse wdrożenia rekomendacji swoich ekspertów. Ale wschodni sąsiad, Polska, może skutecznie zniweczyć ich wysiłki, bo dewastacja środowiska naturalnego nie zatrzyma się na Odrze. Czy Unia Europejska zdoła zdyscyplinować „ekologicznie” wszystkich swoich członków? Czy inne kraje świata podejmą realne działania ratujące środowisko naturalne?
Póki co obciążenie ekosystemów, nadmierna eksploatacja zasobów, niszczenie bioróżnorodności i zakwaszenie oceanów przyspiesza. Dzień Długu Ekologicznego – dzień, w którym ludzkość wykorzystała do produkcji dóbr i usług zasoby (gleba, paliwa kopalne, lasy, surowce, woda) przypadające na cały rok, przekraczając tym samym zdolność Ziemi do ich odnawiania, też przyśpiesza. W roku 2000 taki dzień był w listopadzie, w roku 2021 był to 29 lipca. Ludzkość już dziś potrzebowałaby 1,7 Ziemi, aby zapewnić biologiczną moc regeneracji naszej planety (dla Niemiec wskaźnik ten wynosi 2,9). W porównaniu z rokiem 1800 obciążenie ekosystemów jest dziś co najmniej sto razy wyższe. Zużycie zasobów w krajach uprzemysłowionych wzrosło dwudziestokrotnie na mieszkańca. Zniszczenie gatunków jest od 100 do 1000 razy większe.
Jeśli to już wiemy, to dlaczego pralki czy lodówki mają się popsuć po upływie gwarancji, chociaż dawniej działały przez 30 lat? Czy celem powinno być zelektryfikowanie wszystkich samochodów, czy może jednak rezygnacja z osobistej mobilności na rzecz inteligentnego transportu zbiorowego?
Takich pytań są tysiące, a na końcu jest jedno: czy ludzkość jest faktycznie w stanie, czy w ogóle chce uratować środowisko naturalne? Czy antropocen zakończy obecność ludzi na planecie Ziemia?
Andrzej Wendrychowicz
fot. Pixabay
2 thoughts on “Antropocen – koniec ludzkości?”
Era mezozoiczna okresem kredy, czy era paleozoiczna z okresem karbonu wraz ze swoim nieprzeminięciem nie oznaczały zniknięcia kredy lub karbonu (węgla). Era antropocenu, też nie musi z automatu oznaczać zaniku człowieczeństwa. Nie wiem skąd ten fatalizm.
Jasne, że z automatu ludzie nie znikną, ale trudno negować, że bardzo się o to starają. — Miło znowu spotkać się w sieci. Pewnie będzie już naście lat, jak się spotykamy – w różnych miejscach tej sieci.
Comments are closed.