Badania i jeszcze raz badania. Andrzej Machowski

To ważne pytanie, wobec którego ugrupowania opozycji demokratycznej nie mogą podchodzić lekceważąco, zbywając je uwagami w rodzaju „opozycja musi ze sobą współpracować” nie precyzując, na czym ta współpraca miałaby polegać, lub „za wcześnie o tym mówić – wszak do wyborów mamy jeszcze prawie trzy lata”.

Zobaczmy najpierw na co wskazuje.

Prosta arytmetyka pana D'Hondta

Przyjmijmy, że ugrupowania cieszą się takim poparciem, na jaki wskazują uśrednione sondaże IBRiS z grudnia 2020 r. Rozdzielmy miedzy ugrupowania proporcjonalnie do ich poparcia – choć w prawdziwych zachowaniach wyborczych tak to nie działa – 11,5 proc. niezdecydowanych. Zaokrąglając dla prostoty wyniki do pełnych procentów otrzymamy po stronie prawicy: PiS – 38 proc., Konfederacja – 5 proc., a po stronie opozycji demokratycznej: KO – 27 proc., Polska 2050 – 13 proc., Lewica – 10 proc., PSL – 7 proc. Jak wygląda podział mandatów w zależności od tego, czy opozycja demokratyczna idzie do wyborów na czterech listach, czy na jednej, ilustruje tabela.

Podział mandatów według pana D”Hondta w dwóch wariantach:
opozycja demokratyczna na czterech listach vs opozycja demokratyczna na jednej liście

Opozycja demokratyczna na czterech listach

Opozycja demokratyczna na jednej liście

Lista

Poparcie
w proc. głosów

Liczba mandatów

Podział

mandatów między prawicę
i opozycję  demokra­tyczną

Lista

Poparcie
w proc. głosów

Liczba mandatów

Podział

mandatów między prawicę
i opozycję  demokra­tyczną

PiS

38%

201

210

PiS

38%

178

183

Konfederacja

5%

9

Konfederacja

5%

5

KO

27%

137

250

Opozycja demokratyczna

(KO + Polska 2050 + Lewica + PSL)

57%

277

277

Polska 2050

13%

55

Lewica

10%

38

PSL

7%

20

SUMA

100%

460

460

SUMA

100%

460

460

Prosta arytmetyka pana D’Hondta prowadzi do oczywistego wniosku – trzeba iść na jednej liście. Idąc na czterech listach opozycja demokratyczna wygrywa co prawda wybory i zdobywa solidną większość 250 mandatów – jest to o 19 mandatów więcej od większości bezwzględnej (231 mandatów). Ale wystawiając jedną listę zdobywa tych mandatów aż 277 – przekraczając tym samym o 1 mandat większość 3/5 (276 mandatów) niezbędną do odrzucania weta prezydenta. Za jedną listą przemawia też podstawowa zasada według której działa metoda D’Hondta: największą premię w postaci dodatkowych mandatów dostaje partia z największym poparciem, a premia ta jest tym większa, im więcej list partycypuje w podziale mandatów. Zakładając na przykład, że PiS ma 42 proc. a opozycja demokratyczna 40 proc., to premia dla PiS jest większa, gdy na te 40 proc. opozycji składają się idące oddzielnie cztery partie opozycyjne, a mniejsza, gdy te 40 proc. głosów zdobywa opozycja na jednej liście.

Tyle że prosta arytmetyka pana D’Hondta widzi suche liczby i zakłada – jak to w arytmetyce – że 2 plus 3 daje zawsze 5. Gdy jednak 2 ma odzwierciedlać wielkość poparcia dla partii A, a 3 – wielkość poparcia dla partii B, to dodanie do siebie 2 i 3 może wynieść 5, ale może też dać zarówno 4 jak i 6. Tak bowiem działa

Osobliwa logika zbiorów partyjnych elektoratów

Z grubsza owa osobliwość polega na tym, że gdy dwie (lub trzy itd.) partie decydują się iść do wyborów na jednej liście, to o tym, jaka będzie „suma” głosów oddanych na tę listę – mniejsza, równa czy większa niż wynik dodania do siebie elektoratów tych partii – zależy od tego, jaki jest „iloczyn” (wspólna część) wizerunków czyli „programów–poglądów–przesłań–narracji–tożsamości” tych partii w oczach ich potencjalnych wyborców.

Prawie zawsze (prawie – bo nie dotyczy to np. KORWiN i Lewicy), dla dowolnie dobranych partii więcej jest elementów wspólnych niż rozbieżnych, bo wspólna dla prawie wszystkich partii jest deklarowana i jakoś tam zapisana w partyjnych programach wola takiego prowadzenia spraw państwa i jego obywateli, by – ironizując – „Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej”. Z punktu widzenia sensu/bezsensu tworzenia wspólnej listy ważniejsze (ale jednocześnie trudniejsze) jest sprawdzenie, jaką wagę przywiązują potencjalni wyborcy jednej listy do tego, co wizerunkowo z ich perspektywy jest wspólne oraz do tego, co wizerunkowo jest rozbieżne. Tu

koniecznie są badania, badania i jeszcze raz badania

prowadzone na reprezentatywnych próbach potencjalnych wyborców. Nie wiem, czy obecne w parlamencie partie demokratycznej opozycji takie badania prowadzą, ale z całą pewnością posiadają wystarczające fundusze, by je przeprowadzić. Nie miejsce tu na szczegółowy scenariusz takich badań, ale można wskazać podstawowy ich schemat.

Po pierwsze (najbardziej ogólnie), można respondentom przedstawić listę zagadnień w rodzaju (przykładowo):

  • – podejście do sądownictwa;
  • – pogląd na temat prawnej regulacji aborcji
  • – stosunek do Unii Europejskiej i pogląd, jaką rolę w UE powinna pełnić Polska w UE
  • – proponowana polityka społeczna
  • – proponowana polityka gospodarcza
  • – itp.

z prośbą o zaznaczenie 3 kwestii, które respondent uważa za najważniejsze z punktu widzenia decyzji, czy na daną partię/listę oddać głos / nie oddać głosu.

Po drugie (bardziej szczegółowo), warto zapytać zarówno o kierunek poglądów respondentów, jak i wagę tego poglądu w kontekście decyzji wyborczej.

Na przykład w kwestii członkostwa i pozycji Polski w UE można by przedstawić dwa stanowiska:

[A] pisowski punkt widzenia (NIE dla większej integracji, NIE dla zasady wspólnych wartości konstytuujących UE, TAK dla swoiście pojmowanej suwerenności narodowej w ramach UE itd.);

[B] proeuropejski punkt widzenia (TAK dla większej integracji, TAK dla zasady wspólnych wartości, TAK dla kontroli przez UE jak owe wartości są przestrzegane w krajach członkowskich itd.),

a następnie zadać dwa pytania:

  1. Które stanowisko jest Ci bliższe?
  • – zdecydowanie stanowisko A
  • – raczej stanowisko A
  • – raczej stanowisko B
  • – zdecydowanie stanowisko B
  1. W jakim stopniu to, jakie w tej sprawie stanowisko zajmuje dana partia lub koalicja partyjna może wpłynąć na to, czy oddasz na nią swój głos?
  • – to dla mnie kwestia bardzo ważna i ma zasadnicze znaczenie,
    gdy rozważam, na kogo oddać głos.
  • – to dla mnie kwestia ważna i może mieć znaczenie,
    gdy rozważam, na kogo oddać głos
  • – to dla mnie kwestia mało ważna i raczej nie ma znaczenia,
    gdy rozważam, na kogo oddać głos
  • – to dla mnie kwestia nieważna i nie ma znaczenia, gdy rozważam, na kogo oddać głos

Według podobnego jak wyżej schematu należałoby zbadać stosunek respondentów do takich kwestii jak: 500+, system emerytalny (w tym 13. emerytura), praca (ochrona praw pracodawców i pracowników, obniżenie kosztów pracy), prawna regulacja aborcji, prawa osób LGBT, upartyjnienie vs odpartyjnienie gospodarki, praworządność (trójpodział władzy, pozycja ustrojowa sądów, niezawisłość sędziów), centralizacja vs decentralizacja państwa (pozycja samorządów), reguły rządzące gospodarką (w tym „ile państwa w gospodarce”), polityka rolna państwa (bo PSL).

Konieczne jest też zbadanie kwestii tożsamościowych. Na ile dana partia (KO/PO, Polska 2050, Lewica, PSL ale także PiS i Konfederacja) wydaje mi się: bliska – odległa, swojska – inna, nasza – obca, polska – kosmopolityczna, szanująca tradycję – narzucająca nowe wzorce, „stara” – „nowa”, zachowawcza – nowoczesna, prokościelna – antykościelna, uczciwa i budząca zaufanie – nieuczciwa, której ufać nie można, poważna – niepoważna, „mądra” – „głupia” itd.? Na ile to jest dla mnie ważne, gdy rozważam na kogo głosować? Na ile – gdy jestem zwolennikiem partii A – takie a nie inne spostrzeganie partii B pozwala mi zaakceptować koalicję partii A z partią B, a na ile, przeciwnie, wyklucza oddanie przeze mnie głosu na koalicję A i B.

Respondentów – przed pytaniami merytorycznymi – trzeba rzecz jasna zapytać o ich preferencje wyborcze z podziałem na poparcie „twarde” i „miękkie” oraz na pierwszy i drugi wybór. Trzeba też zebrać pełną gamę informacji demograficznych (wiek, płeć, miejsce zamieszkania, wykształcenie). Konieczne jest zapytanie o ich stosunek do protestów ulicznych (tych wcześniejszych – praworządnościowo-sądowych i tych późniejszych – Strajk Kobiet): czy popierali i czy brali w nich osobisty udział.

Jest zatem co badać – i na takie pogłębione badania warto poświęcić 2021 rok. Powinno to być wspólne przedsięwzięcie wszystkich partii demokratycznej opozycji i przez nie sfinansowane w proporcji do wysokości otrzymywanej dotacji partyjnej. Ale co ważne – badanie takie powinno być przeprowadzone w ramach merytorycznej współpracy z zainteresowanymi środowiskami obywatelskimi: Obywatelami RP, Strajkiem Kobiet (jeśli wyrazi zainteresowanie) i innymi. Warto i trzeba przejść przez takie badanie, by nie popełniać błędu z wyborów europejskich, gdzie opozycja demokratyczna poprzez połączenie KO i Lewicy z PSL zamiast zyskać dodatkowe głosy (premia za jedność), je straciła: ponad 50 proc. potencjalnych wyborców PSL, czujących się „tożsamościowo” inni niż wyborcy KO i Lewicy, nie poparło listy Koalicji Europejskiej – część przeszła pod skrzydła PiS (co zresztą dotknęło także i Lewicę (sic!), i KO, choć w dalece mniejszej skali), a jeszcze więcej po prostu zostało w domu.

Na razie tych badań nie mamy. Możemy co najwyżej sięgnąć do cząstkowych danych (np. badania CBOS czy Ipsos) pokazujących jak bliskie lub odległe od siebie są elektoraty poszczególnych partii, gdy skonfrontować je z niektórymi kwestiami przywołanymi wyżej. A tak naprawdę posiłkować musimy się intuicją. Bo ile coś tam wiemy o tym, co elektoraty sądzą o tym, czy o tamtym, nie wiemy, jaką do tego przywiązują wagę.

Badań nie mamy. Co zatem podpowiada intuicja ,

gdy zastanawiamy się, czy możliwa jest – a jeżeli tak, to na ile może być ona wiarygodna i akceptowalna przez wyborców – koalicja opozycji demokratycznej, obejmująca KO/PO, Lewicę, Polską 2050 i PSL. A należałoby do tej listy dopisać jeszcze „ulicę” – tą nazwą obejmuję różne ruchy obywatelskie, niekiedy próbujące nawiązać bliższą współpracę z partiami opozycji (np. Obywatele RP), niekiedy mocno do tych partii zdystansowane (np. Strajk Kobiet), ale posiadające zdolność mobilizowania tysięcy ludzi do ulicznych najczęściej protestów.

Co łączy wyborców tych partii (a także protestujących na ulicach)?.

Na pewno bardzo silny antypisizm. Wola odsunięcia PiS jego przystawek od władzy. I to, że ma to dla nich zasadnicze znaczenie. Najsłabszym (co nie znaczy, że słabym) ogniwem jest tu PSL i jego wyborcy (wydaje się, że PSL nie wyklucza np. jakiegoś porozumienia z Porozumieniem Gowina).

Na pewno proeuropejskość. Przekonanie, że Polsce bardziej opłaca się większa niż mniejsza integracja w ramach UE. Różnice mogą pojawić się w kwestii przystąpienia Polski do strefy Euro – ale nie jest do sprawa podstawowej wagi przy ocenie spójności koalicji na najbliższe wybory.

Podobny (dodam od siebie – niestety) pozytywny stosunek do polityki socjalnej ostatnich pięciu lat. Żadne z ugrupowań nie chce rewizji 500+ itp. zgodnie z hasłem „co zostało przyznane nie zostanie odebrane”.

Identyczna, bardzo negatywna ocena polityki PiS w zakresie prokuratury i sądów. Wszyscy deklarują restytucję praworządności, przywrócenie niezależności sądowniczej i niezawisłości sędziowskiej, uwolnienie prokuratury od bezpośredniego nadzoru przez władzę wykonawczą. Dla większości jest to kwestia dużej wagi.

Wola odejścia od nepotyzmu i obsadzania wszelkich stanowisk „swoimi”, zapowiedź przywrócenia służby cywilnej – choć w tej sprawie dla tych, których nie dotknęła amnezja, tego rodzaju deklaracje mogą być odbierane jako mało przekonujące. Tyle że to nie będzie raczej większego znaczenia dla zachowań wyborczych potencjalnych wyborców.

Gdyby tu postawić kropkę, to wniosek narzucałby się oczywisty: stwórzmy jedną listę. Ale kropki postawić nie można. Różnice „tożsamościowe” (np. KO/PO i Lewica vs PSL) się nie rozmyły. Ale przede wszystkim ostatnie dwa lata, a zwłaszcza ostatnie półrocze, bardzo zmieniły Polaków w kwestiach światopoglądowych. Po pierwsze, Polacy ostro przesunęli się „na lewo”. Po drugie – co jeszcze ważniejsze – uznali kwestie światopoglądowe (stosunek do kościoła, kwestia aborcji itp.) za fundamentalnie ważne. Dzisiaj (jak i za trzy lata) narracja/przesłanie partii czy koalicji idącej do wyborów nie będzie mogła ominąć kwestii światopoglądowych. Nie da się ich schować do pudła z nakleją „tematy zastępcze”.

Jeśli tak jest (a głęboko jestem przekonany, że tak), to

z KO/PO, Lewicy, Polski 2050, PSL i „ulicy” nie da się ulepić jednej listy. Ale dwie - już tak.

Jedna i druga byłyby antypisowskie, proeuropejskie, pro-praworządnościowe itd. Różniły by je „tożsamości”, język, stosunek do tradycji. Ale to, co jako różnica byłoby najbardziej widoczne – to kwestia prawnej regulacji aborcji. Jedna obiecywałaby przywrócenie mniej więcej tego, co nazywano eufemistycznie „kompromisem aborcyjnym”; druga – danie kobietom prawo do podejmowania decyzji o usunięcia ciąży do 12 tyg. jej trwania. Moim zdaniem, nie ma dzisiaj możliwości, by na taki postulat mogły się zgodzić wszystkie partie demokratycznej opozycji. Ale nie jest też możliwe – chyba że chcemy te wybory przegrać przez słabą frekwencję „naszych” przy urnach – by przynajmniej część demokratycznej opozycji z takim postulatem do wyborów nie poszła.

Narzuca się oczywisty podział. Pierwsza lista mogłaby być budowana na bazie Polski 2050 i PSL; druga na bazie Lewicy i „ulicy”. „Kłopot” jest tutaj z PO. Platforma jest w sprawach światopoglądowych głęboko podzielona. Nadal silne jest w niej skrzydło konserwatywne, podczas gdy badania jednoznacznie wskazują, że wyborcy PO pod względem światopoglądowym bardzo się zliberalizowali. Grubo ponad połowa (według Ipsos – nawet ponad 90 proc.) popiera prawo kobiet do aborcji do 12 tyg. trwania ciąży. Trudno przewidzieć, czym to się skończy. Nie wykluczałbym, że z powodu podziałów światopoglądowych Platforma taka jak teraz się nie utrzyma. Że w wewnętrznych rozgrywkach albo wygrają konserwatyści – i odejdą wtedy zwolennicy „pro choice”, albo że wygrają ci drudzy – a swojego miejsca poza PO znaczną wtedy szukać ci pierwsi. A to wszystko bardzo utrudnia jakiekolwiek rozmowy o wspólnych listach.

Niezależnie, czy mówimy o jednej czy – jak ja to widzę – dwóch listach opozycji demokratycznej, pojawia się problem: jak to wynegocjować, jaki przyjąć klucz?

Obywatele RP proponują prawybory.

Prawybory wywołują te same pytania: jak je wynegocjować? jaki przyjąć klucz? kto może w nich uczestniczyć z czynnym i biernym prawem głosu? Uczestniczyłem w słynnych prawyborach Platformy Obywatelskiej w 2001 roku i wrażenia mam jak najgorsze. Nie wiem, czy lepszą (choć też niełatwą) metodą nie jest jednak żmudne negocjowanie i próba dojścia do porozumienia w sprawie podziału nieszczęsnych „jedynek”, „dwójek” itd.

Nie ma sensu wychodzenie z propozycją prawyborów, gdy się nie określi, jakie mają one być. Powiedzieć, że mają być „otwarte, międzypartyjne i międzyśrodowiskowe” to za mało. Wierzę w głęboki sens dobrze zorganizowanych instytucji i dobrze opracowanych procedur. Idea prawyborów – nim się pojawi jako poważna propozycja sposobu wypracowania wspólnej listy (lub dwóch list – co wydaje mi się rozsądniejsze) – musi być poprzedzona wypracowaniem bardzo szczegółowej „ordynacji wyborczej” owych prawyborów. Ordynacja powinna jasno regulować: [1] komu i na jakich zasadach przysługuje czynne prawo wyborcze (kto, gdzie i do kiedy może się rejestrować jako elektor), a [2] komu (z czyjej rekomendacji?) bierne prawo, [3] czy wybory w prawyborach mają być większościowe czy proporcjonalne, [4] wiążący się z tym sposób głosowania (na osoby?, na listy? jeśli na listy to na otwarte czy zamknięte?). I wiele innych szczegółowych kwestii. To bardzo ważne. Bo dopiero wtedy, gdy przestajemy dyskutować o hasłach („prawybory”) a zaczynamy o procedurach („ordynacja”), możemy się zorientować, na ile idea wspólnego startu jest realna.

Andrzej Machowski, członek Zarządu SD, wcześniej SKL, UW, UD, ROAD, „Solidarność”, doktor psychologii.

Fot. MonitorKonstytucyjny.eu

Głosy w dyskusji

Wybory najpóźniej za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund
150 pytań

Zjednoczona Opozycja

Zjednoczona Opozycja Uważam, że w Polsce powinna powstać jedna lista wyborcza Zjednoczonej Opozycji. Chciałbym przypomnieć,

Czytaj »

O autorze