Przepraszam, słyszę to od pięciu lat i mam serdecznie dość. Teraz znowu. Polskie weto w sprawie budżetu jest „absolutnie nie do zaakceptowania”, jest skandalem, zdradą itd. Przejęcie Polska Press jest zamachem na wolność mediów, itd. No, wszystko to wiemy – i co z tego?
Raymond Aron, wybitny francuski publicysta, pisarz, filozof, pasjami także polityk, niezbyt słusznie klasyfikowany jako konserwatysta, wybitny znawca tajników polityki międzynarodowej, zwykł był powtarzać, że ilekroć widzi określenia o posunięciach, na które „nigdy nie będzie zgody”, słyszy w nich przede wszystkim wynikającą z bezsiły akceptację. Ów brak zgody był dla Arona wyrażoną w języku dyplomacji deklaracją, że poza lamentem żadnej reakcji na „absolutnie nieakceptowalne” posunięcia nie będzie.
Aron opisywał tak reakcje Zachodu na agresję dyktatur, której był świadkiem – na bezczelne prowokacje Hitlera, na agresywną politykę Sowietów. Depresyjne demonstracje bezsiły pasły szaleństwo dyktatorów, umożliwiały im rozpęd aż stawał się niepowstrzymany, wytyczały fatalne ścieżki historii, za którymi wcale nie stała żadna historyczna konieczność, a tylko zwykła ludzka słabość. W Polsce słyszę ten sam lament od pięciu lat w reakcji na karłowatą dyktaturę PiS.
Kilka niezadawanych pytań „dlaczego” i trening bezradności
Nie uważam, że jesteśmy bezsilni. Uważam, że jesteśmy intelektualnie impotentni. Jakbyśmy się uparli trenować i utrwalać własną bezradność, wmawiać sobie, że na nic nie mamy wpływu. Bo „arytmetyka sejmowa”, bo sondaże, bo „kupili Polaków za 500+” itd.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Prawdziwa debata opozycji powinna się odbyć w Sali Kolumnowej
Uprawiamy ten lament w kraju, w którym odmowa wykonania polecenia policjantów naruszających nienaruszalną wolność zgromadzeń jest w niezależnych mediach opisywana jako „przepychanki z policją” i demonstracja postawy „radykalnej”. Próby zablokowania ekspansji maszerujących po ulicach faszystowskich bojówek są „lewicowym radykalizmem”, a nie wypełnieniem powinności przyzwoitego człowieka. Kiedy władze bezprawnie zakazują zgromadzeń i nasyłają na nie policję, z czym Obywatele RP mają bezustannie do czynienia od pięciu lat, a nie dopiero ostatnio, reakcją oczekiwaną i zrozumiałą dla opozycyjnego mainstreamu oraz mainstreamowych mediów mają być omijające zakazy „spacery” w miejscach „dozwolonych”, a nie konsekwentny bojkot – choć mamy twarde przykłady skuteczności bojkotu. Rzecz jednak dotyczy nie tylko i nie przede wszystkim tego rodzaju postaw „radykalnych”, które wymagają jakiejś odwagi – częściej zresztą pozornej niż rzeczywistej, wystarczy przecież spojrzeć na Białoruś.
Uprawiamy ten lament również w kraju, w którym do niedawna jedynym autorem usystematyzowanych i w miarę pełnych danych o zakażeniach koronawirusem był pewien nastolatek. Rząd kłamie? Nawet nie zna rzeczywistej skali pandemii? I co z tego? To wszystko jest jasne – taki mamy rząd, przecież wiemy. Dlaczego jednak żadnych takich danych systematycznie nie zbierała opozycja, albo choćby Senat RP, w którym większość wygląda inaczej niż w Sejmie? To dopiero jest ciekawe. Dlaczego nie ma tam i nigdy nie było zespołu ekspertów monitorujących sytuację, wydających rekomendacje i prowadzących badania – jak choćby te rozpoczęte zbyt późno, ale jednak rozpoczęte w Zachodniopomorskiem z inicjatywy tamtejszego sejmiku za unijne pieniądze? Ktoś w ogóle słyszał o tej samorządowej inicjatywie? Dlaczego nie ma przy Senacie izby lub choćby zespołu samorządowców organizujących i koordynujących sieć samorządowych sztabów kryzysowych, mających realną władzę w szkołach i szpitalach, co w kryzysie epidemicznym jest kluczowe? Dlaczego nie jesteśmy świadkami walki o realną władzę tych samorządowych ciał wobec kryzysu, który tę władzę uzasadnia przy rażącej bezczynności rządu? Dlaczego nie ma przy Senacie izby obywatelskiej – panelu dotyczącego choćby prawa do aborcji?
Dlaczego przegrywamy sejmowe wybory z 2019 roku, choć większość głosowała na opozycję, a nie na PiS? Dlaczego wiedząc, że dosłownie każdy ówczesny sondaż przeliczony algorytmem d’Hondta pokazywał nieuchronność zwycięstwa PiS nad trzema blokami opozycji, powtarzaliśmy brednie o „walce o wszystko” – skoro przecież wiedzieliśmy, że właśnie zgodzono się oddać PiS władzę na kolejną kadencję?
PRZECZYTAJ TAKŻE: Obywatele RP do dziennikarzy: – Nie piszcie o „nielegalnych zgromadzeniach”
Morawiecki wetuje budżet UE? A może spróbować choćby rozważyć samorządowe referenda w tej sprawie? Nie? Na pewno nie? Na pewno mamy tylko biadolić o złej władzy? Dlaczego?
Orlen przejmuje media grupy Polska Press. Wiedzieliśmy o tych planach od dawna i wiedzieliśmy, że Verlagsgruppe Passau chce się działalności w Polsce pozbyć. Nie znam się na tych rzeczach i nie umiem ocenić, na ile możliwe i na ile trudne byłoby zaoferowanie Niemcom konkurencyjnej oferty – zwłaszcza, że łatwo sobie wyobrazić, że ofertę Obajtka szastającego majątkiem państwowego monopolisty przebić byłoby trudno. Wyobrażam sobie jednak także, że biznes wie, jak postępować wobec groźby wymuszonych przejęć, a to przejęcie przecież jednak nie było ani wymuszone, ani niespodziewane. Czytam teraz wszędzie wezwania do bojkotu Orlenu. Bojkot konsumencki nigdzie na świecie nie działa dobrze – w Polsce nigdy nie przyniósł żadnych zauważalnych efektów. Odradzam wiarę w sensowność tego przedsięwzięcia, zwłaszcza, że Orlen i tak zarabia również na paliwach sprzedawanych przez innych, bo dysponuje całą infrastrukturą, z której korzystać muszą wszyscy. Wierzyć w sprawczość bojkotu Orlenu to tak, jak wierzyć, że w 2019 rzeczywiście szliśmy po wyborcze zwycięstwo – podobnie zresztą jak w 2020… Albo jak wierzyć, że baloniki i wuwuzele na wielotysięcznej demonstracji naprawdę „obalą dyktaturę”.
Proszę mi wybaczyć – to jednak nie jest defetystyczna depresja, ale realizm, który proponuję jako twardą podstawę realnego oporu. Kiedyś upojeni rosnącą frekwencją protestów KOD, na których obiecywaliśmy sobie, że nasze wzniesione pięści i kolorowe baloniki naprawdę obalą dyktaturę, ulegaliśmy podobnym złudzeniom. Przypominam o tym, by przestrzec przed kacem, który potem nastąpił. Nie frekwencja jest ważna, ale adres i cel – sformułowany tak, by wystawić władzy rachunek kosztów ignorowania społecznych postulatów. To nie radykalizm dzisiejszych wojennych okrzyków wyznaczy skuteczność ruchu protestu. Nie ma pod tym względem różnicy pomiędzy cenzuralnym „obalimy dyktaturę”, a niecenzuralnie radykalnym „wypierdalać”. I jedno, i drugie można rzucać na wiatr… Wciąż to robimy. Słowa na wiatr i wieczny lament.
Abonament na demokrację i abonament na faszyzm – jak działać realnie?
Obywatele RP dawno temu (przełom 2016/17) próbowali akcji wymierzonej w TVP. Spośród głównych reklamodawców TVP wytypowaliśmy 10 największych spółek notowanych na międzynarodowych giełdach. Powołując się na przykłady w rodzaju Lego wycofującej budżety reklamowe z angielskich tabloidów po Brexicie, napisaliśmy do nich listy sugerujące, że wspieranie reżimowej propagandy nie mieści się w zasadach etycznych obowiązujących w instytucjach giełdowych.
Jako małe i wówczas wciąż izolowane środowisko nie zdołaliśmy się przebić, choć wielkim wówczas wysiłkiem i przy oporze unikających „politycznego zaangażowania” (!) agencji reklamowych umieściliśmy w kilku miastach kilka płatnych bannerów promujących tę naszą akcję. Dziś być może sytuacja jest inna. Pod podobnymi listami mogą się podpisać nie tylko nieznani nikomu Obywatele RP, ale np. kilkadziesiąt organizacji obywatelskich z Polski. Tych, które jakże skutecznie lobbowały już w sprawie polskiej praworządności w instytucjach UE, czego efektem były fundamentalne decyzje TSUE. Dziś również nie trzeba nikogo przekonywać, czym jest TVP. Mamy więcej możliwości dotarcia do zagranicznych mediów, których rola byłaby kluczowa. Można spróbować tę akcję wznowić, choćby „w odwecie” za przejęcie Polski Press. Ale być może okaże się, że samą tę grupę może dotknąć podobny protest, jeśli ma jakichś tego rodzaju strategicznych inwestorów. Coś tu się być może da osiągnąć. TVP nie splajtuje jeśli nawet straci reklamy Unilevera, Orlen się nie zawali i przejętych mediów z łap nie wypuści, ale kosztować to ich może więcej niż bojkot konsumencki, który być może poprawi nam samopoczucie, ale innych skutków nie zauważy ani Obajtek, ani Kurski.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Apel Towarzystwa Dziennikarskiego do dziennikarzy Polska Presse
Jakub Wygnański, socjolog, szef fundacji Stocznia, działacz obywatelski i współtwórca ruchu organizacji pozarządowych apeluje o zasilający obywatelski fundusz „abonament na demokrację”. Jak pisze Wygnański, tęskniącym do demokracji obywatelom powinno na takim abonamencie zależeć co najmniej na równi z abonamentem Netflixa czy karnetem na siłownię i nie byłby on bardziej kosztowny. Obywatele RP zainwestowali więcej niż dostali w projekt mediów obywatelskich, zakładając ich finansowanie z czegoś w rodzaju właśnie takiego abonamentu. Nic z tego – jedynym udanym medium niezależnym powstałym w tym modelu pozostaje OKO.Press – żadnej obywatelskiej inicjatywie nie udało się niczego w tym rodzaju powołać.
Tymczasem towarzystwo Marszu Niepodległości „abonament na faszyzm” uruchomiło w ciągu kilu miesięcy finansując na poziomie kilkuset tysięcy projekt Mediów Narodowych. Kiedy Kaczyński wezwał faszystowskie bojówki do obrony kościołów, kolejna zrzutka przyniosła natychmiast kolejne kilkaset tysięcy – tym razem nie z kibolskiego abonamentu, bo wpłacano na ogół po okrągłym tysiącu, więc raczej tym razem chodziło o wpłaty z biznesu. Da się? Ano, da się. Tylko „nie u nas”. Nie ma się więc co dziwić, gdzie w Polsce jest rzeczywiste poczucie sprawstwa historii własnego kraju. I prawdziwy wpływ na tę historię.
Wszyscy czekamy aż „samo zło” PiS-u zapadnie się i rozleci pod ciężarem kryzysu. To jest bardzo możliwy scenariusz. Tyle tylko, że zajęci lamentacją i pozbawieni mediów naprawdę organizujących opinię publiczną i rzeczywiście stanowiących czwartą władzę, mediów zadających również „naszym” politykom także kłopotliwe pytania w rodzaju wszystkich powyższych „dlaczego” nie widzimy nawet tego, że nie ma wśród dzisiejszych partyjnych liderów opozycji żadnej determinacji, by przejąć władzę, choć ona niemal pcha im się w ręce. Nie ma też żadnego powodu, by na gruzach upadłego państwa rozkwitła upragniona demokracja, a nie kolejny, jeszcze bardziej brunatny reżim.
Zróbmy więc może chociaż, kurwa, cokolwiek zamiast wyrzekać i biadolić. Może niech to będą media. Opór nie zawsze wymaga odwagi. Zawsze wymaga uporu. Jest z nim jak z przyzwoitością. Nie zawsze się opłaca, ale zawsze warto.
1 thought on “Chce się rzygać – lament impotentów”
Brawo! Świetny tekst!