Kiedy w 2019, w sprzeciwie dla politycznego dealu i układania list wyborczych w zaciszu gabinetów Paweł Kasprzak zgłosił swoją kandydaturę do Senatu, zewsząd rozległy się głosy oburzenia, krytyka, a często zwykły hejt. Bo jakże to tak – konkurencja dla kandydata opozycji, gdy pakt senacki klepnięty?
Padały zarzuty politycznego warcholstwa i rozbijactwa – mimo twardych danych, mówiących o czymś zupełnie przeciwnym. Bo to Kasprzak ze swoją obsesją przyzwoitości w polityce, ideami obywatelskich wolności i praw człowieka. Kwiatkowski łamiący ów pakt już nie był rozbijaczem, bo przecież był swój, a że mandat odebrał posłance Lewicy a nie PiSowi, to też nie strata.
Jakoś wówczas nikomu nie przeszkadzała kompromitująca przeszłość pana Ujazdowskiego, polityczne zdrady, ksenofobiczne wypowiedzi i fundamentalistyczne, ultrakatolickie poglądy. Ważne były mucha, obycie na salonach i znajomości z odpowiednimi ludźmi. I oczywiście wzniosłe słowa o patriotyzmie, narodowym obowiązku i nadrzędności demokracji, wolności i takie tam pitu pitu, były pożądanym dodatkiem przed kamerami.
Pokory Ujazdowskiemu starczyło na półtora roku. Teraz kombinuje już całkiem po prawej stronie opozycyjnego grajdołka z Koalicją Polską i PSL. Marzy mu się zbudowanie ośrodka politycznego w kontrze do PO i całej KO, jako centrum konserwatywnej opozycji na katolickich fundamentach. Bez aborcji, LGBT, liberałów i lewaków. To miałby w zamierzeniu być taki konserwatyzm, który skutecznie zakonserwuje Polaków w średniowiecznym postrzeganiu świata wartości. Z łańcuchem katolickiej mentalności na szyi i odorem kruchty.
Moim zdaniem jest kwestią czasu, kiedy wróci pod skrzydła Kaczyńskiego, zwabiony obietnicą stanowiska, listy do PE czy jakichkolwiek innych fruktów. Czas leci, polityczna emerytura coraz bliżej, więc nie zdziwi mnie pośpiech pana Kazimierza.
Timeo Danaos et dona ferentes [Obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary – red.] – przestrzegał Wergiliusz. Dobrych rad nikt nie słuchał, a dziś koń jaki jest, każdy widzi.
fot. Wikipedia