Komentarz dnia: zatrzymaj się w biegu

Medialne "jedynki" - tematy z nagłówków gazet - znikają w zapomnieniu w ciągu dnia. Nikt nie kontynuuje wątków, nie pamięta o sprawach rozgrzewających emocje jeszcze wczoraj. Nie ma dyskusji, refleksji, szans utrzymania rwących się wątków. Glupiejemy. Po obu stronach polskiej politycznej wojny. Tu przynajmniej możesz się cofnąć. Zatrzymać przez chwilę i przeczytać, o czym nie przeczytasz gdzie indziej.

Kup abonament na demokrację

Jest wart co najmniej tyle, ile abonament Netflixa. Albo karnet na siłownię. Obywatele RP i powołana przez nich redakcja Obywatele.News usiłują tu stworzyć ni mniej ni więcej tylko społeczne medium publiczne. Nie tylko dlatego, że PiS przejął TVP, Polskie Radio i kontynuuje ofensywę. Również dlatego, że świat wariuje i bez tego. Media społecznościowe w rękach prywatnych korporacji kształtują naszą wiedzę, gusta, nawet wartości. Nie tylko polityka, również po prostu cywilizacja potrzebuje zerwać z obłędnym tempem narzuconym przez świat komercji, z interesami korporacji i dziczejącej polityki. Pomóż nam w budowie obywatelskiej telewizji publicznej.
Wesprzyj nas

Komentarz dnia: zatrzymaj się w biegu

Dorosła polityka i dziecinne rachunki głosów

Jeśli ktoś rozgrywa z PiS polityczną rozgrywkę, to Ursula von der Leyen, nie opozycja.

W środę, 1 czerwca Komisja Europejska zatwierdziła polski Krajowy Plan Odbudowy. Głosowanie było wyjątkowe jak na unijny standard, w którym każdą decyzję poprzedza ucieranie stanowisk – w sprawach do tego stopnia trudnych i ważnych decyzje zapadają w końcu najczęściej jednomyślne. Tym razem co najmniej dwoje komisarzy było przeciw. Co oznacza decyzja KE – tak ważna, że Ursula von der Leyen przedsięwzięła dwudniową wizytę w Polsce, by ją zakomunikować? Tego dobrze nie wiadomo – poza tym, że Polska stała się kluczowo ważnym krajem UE i Bruksela chce ułożyć fatalne dzisiaj stosunki z Warszawą. „Zielone światło” dla KPO nie oznacza ani uruchomienia wypłat, ani unijnej akceptacji dla zmienianego w pośpiechu po raz kolejny ustroju polskich sądów.

Co się stało naprawdę, a co się nie wydarzyło i nie wydarzy?

Andrzej Duda i PiS chcą, byśmy wierzyli, że to właśnie projekt Dudy zażegnał wreszcie konflikt z Unią. Cóż – ani nie ten projekt, ani nie ma wciąż mowy o rozwiązaniu sporu, choć strony postanowiły się nie okładać wzajem w kłótniach. Marszałek Tomasz Grodzki chciałby z kolei, by w oczach opinii publicznej to właśnie senackie poprawki zbawiły kraj. Poprawki uchwalono i ustawę wraz z nimi przyjęto w Senacie jednomyślnie – również głosami senatorów PiS. To zatem nie jest żaden sukces opozycji. Żadnej wygranej w głosowaniu nie było. Nikt nie zmienił frontu. To tylko – dosyć naiwna – próba politycznego dealu. Albo sprawienia wrażenia, że jakiś deal zawarto. Czysty PR. W dodatku niestety kiepskiej próby. PiS najzwyczajniej zrobił, co musiał. Opozycja zaś — jak zwykle: co umiała…

Komisji Europejskiej i jej Przewodniczącej zarzuca się zdradę polskiej, a zatem również unijnej praworządności. Tymczasem Komisja zrobiła wyłącznie to, co zrobić mogła – skierowała sprawę KPO wraz z przyszłymi (!) rozwiązaniami dotyczącymi sądów do Rady UE, która w skomplikowanej, trzystopniowej procedurze podejmie dalsze decyzje. Przed Polską (i Ursulą von der Leyen) są również głosowania w Parlamencie Europejskim. Wszystko to zanim KPO zostanie zaakceptowany naprawdę, a wraz z nim ustrój sądów w Polsce. No, łatwo z tym nie będzie.

Wbrew temu, co o KPO i aktualnych zmianach dotyczących sądownictwa opowiada Duda, Morawiecki oraz także Grodzki i opozycja, sama von der Leyen zapytana o nie odpowiada po prostu twardo, że nie jest jej rolą studiowanie poczynań legislacyjnych suwerennych polskich władz. Nie chodzi o tę ustawę. Rozstrzygnięcie, czy sformułowane przez KE trzy podstawowe warunki Unii zostaną wypełnione, będzie podlegać ocenie unijnych instytucji i czas mamy na to do końca czerwca. Z ustawą Dudy, czy bez niej, z poprawkami przyjętymi w Sejmie, czy odrzuconymi. To bez znaczenia. Chciałbym to powiedzieć, patrząc w oczy Kamili Gasiuk-Pihowicz, która o poprawki walczyła jak lwica: to był wysiłek absolutnie pozbawiony znaczenia.

Fetysz arytmetyki głosów

Środowe głosowanie w Senacie nie było pierwszym, w którym to nie „liczba szabli” przesądza – dostaliśmy właśnie w tej sprawie kolejny dowód. Wcześniejsze mieliśmy, kiedy Duda wetował ustawy w 2017 roku, a potem, kiedy decydowano, że Małgorzata Gersdorf jednak dotrwa do końca konstytucyjnej kadencji oraz, że swój status utrzymają „starzy sędziowie” SN, co przesądziło o tym, że Sąd Najwyższy wciąż nie został wzięty, jak to się wcześniej stało z TK. Nie żadna uzyskana fortelem lub argumentami większość głosów w Sejmie o tym zdecydowała, ale rachunek sił zdefiniowany zupełnie gdzie indziej – rachunek, któremu PiS musiał ulec.

Co przeważało szalę? Zarówno protesty społeczne i akty nieposłuszeństwa wobec pisowskich ustaw, jak zaskakująco nieprzejednana postawa nieoczekiwanie solidarnego środowiska sędziów, wreszcie gigantyczna, wieloletnia praca prawników – jak się okazuje, jednych z najwybitniejszych w Europie – która doprowadziła do faktów prawnych, z którymi liczyć się musi każdy w Warszawie i Brukseli. Dokładnie ten sam rachunek zdecydował o ostatnim głosowaniu w Senacie. To wciąż efekt tej samej, gigantycznej kampanii ruchów, organizacji i środowisk obywatelskich, która na nowe tory wkroczyła latem 2018 roku, przynosząc nam sukces bezprecedensowy na europejską skalę i w europejskim wymiarze niesłychanie doniosły. Dlaczego doniosły? Bo to my, to wciąż poniewierane obywatelskie społeczeństwo z Polski daliśmy Europie sprawczość – odwracającą tradycyjną bezradność Brukseli wobec wszystkiego, co u siebie wyprawiał dotąd bez przeszkód Orban, a czego już nie zdołał powtórzyć Kaczyński.

Co jednak ugrała polityczna opozycja na parlamentarnych przepychankach wokół projektu Dudy i na obchodzeniu z daleka projektu Iustitii popartego przez opozycję wymuszenie, niesolidarnie i niemrawo? Poza naiwnie fałszywym przekonaniem, że robi dobry PR – niestety nic. Na własne życzenie zwlekając z inicjatywą, o której ledwie szeptano zamiast krzyczeć, doprowadziła przede wszystkim do tego, że to projekt Dudy głosowano, a nie własną inicjatywę Senatu. Nie zgłoszono Komisji Europejskiej ustaw naprawdę rozwiązujących spór z Unią i po prostu dobrych, nie posłano ich do oceny Komisji Weneckiej. Marszałek Grodzki nie grzmiał w orędziach w TVP do pisowskich wyborców o Senacie szukającym pojednania z Unią, któremu naprzeciw stają już włącznie niezrozumiałe fobie Kaczyńskiego i Ziobry. Nie zrobiono niczego, by to naprawdę inicjatywa opozycji – zarówno faktycznie, jak PR-owo – doprowadziła do rozwiązania konfliktu z Unią. Nie zrobiono niczego, by uruchomić nietrudną do wygrania w tych warunkach ofensywę, która podstawami władzy PiS mogła zachwiać naprawdę. Rozgrywającym w tej sprawie nie jest Tomasz Grodzki, nikt z senatorów ani żaden z opozycyjnych liderów. Rozgrywa Ursula von der Leyen. I może to dobrze.

Dorosłość naiwnego uporu

Widzieliśmy na tym tle drobny, pozbawiony większego znaczenia protest Obywateli RP – dokładniej ośmiorga z nich. Z adresowanym do Ursuli von der Leyen transparentem: „Rządy Prawa w Polsce – prosty test wiarygodności”. Kiedy się z takim transparentem stanie na sejmowej „zakazanej ziemi” ma się pełne gwarancje, że „Rządy Prawa” zostaną przez sejmowe służby potraktowane jak są traktowane zawsze i że da się to sfotografować wymownie. Że to pokaże, z kim Unia negocjuje w Polsce rządzonej przez obecną władzę. Taki był właśnie cel tej kameralnej akcji.

Dlaczego piszę o sprawie tak drobnej w tak poważnym kontekście? No, np. dlatego, że podobnie jak na sali Senatu okazało się po raz kolejny, że nie stosunek głosów decyduje w sprawach naprawdę ważnych, tak i na sejmowych skwerkach jak zwykle nie decydował żaden przepis prawa. Staliśmy tam z drobnymi tylko przeszkodami przez kilkadziesiąt minut, podczas, gdy rekord wynosił dotąd kilkadziesiąt sekund. Dlaczego? Dlatego, że władzy to się opłacało. Opłacało się pozwolić nam naruszyć z determinacją broniony „zakazany teren” zamiast narażać się na „lekceważenie rządów prawa”. Niechęć do prowadzenia tego rodzaju wyprzedzających działanie kalkulacji ze strony opozycji – zarówno politycznej jak obywatelskiej – jest miarą naszej politycznej niedojrzałości. O kondycji demokratycznego ustroju umiarkowanie decyduje, kto akurat rządzi i czy jest uczciwy, mądry oraz szlachetny. Zdecydowanie ważniejsze jest, czy potrafimy skutecznie przeciwstawić się głupkowatym szujom u władzy. Czwartkowa kameralna i pozbawiona większego znaczenia demonstracja garstki ludzi właśnie to pokazała. Potrafimy. I właśnie tę zdolność trzeba systematycznie umacniać, troszcząc się o każdy uzyskany przyczółek.

W nieporównanie większym wymiarze i z doniosłym efektem pokazaliśmy to samo w 2018 roku i potem, kiedy obroniliśmy kadencję I Prezes SN, „starych sędziów” i w efekcie z grubsza niemal cały Sąd Najwyższy, kiedy spowodowaliśmy unijną zasadę „pieniądze za praworządność”, przed którą – bo nie przed głosami opozycji w parlamencie – PiS musi ustępować lawirując pospiesznie. Oraz wtedy, kiedy skutecznie zbojkotowaliśmy zakaz zgromadzeń, spowodowaliśmy faktyczną kontrolę konstytucyjności prawa w zwykłych sądach powszechnych, powodując przy okazji, że „z kolan powstali” dzielni sędziowie, wydając wyroki wbrew władzy i jej policji, budując prawdziwą niezawisłość sądów na poziomie niespotykanym w całej historii III RP.

Wspominam tę drobną demonstrację garstki ludzi również dlatego, że takie demonstracje lubię, a szczerze nie cierpię tych wielkich. Nie kręci mnie tłum, który jest w stanie zadeptać przeciwnika – choćby była nim autorytarna władza z całym swym policyjnym aparatem. Ustrój, o który mi chodzi, polega właśnie na tym, że nawet tak skrajnie mniejszościowa garstka nie jest w nim bezbronna i umie skutecznie dobić się poszanowania własnych praw. Tak się przy okazji składa, że tę samą cechę liberalnej demokracji dobrze rozumie i ceni Ursula von der Leyen oraz reszta unijnych komisarzy. Deptanie praw ośmiu osób jest dla nich dowodem złamania zasad absolutnie fundamentalnych. Dlatego uważam, że nasz kameralny protest w dniu wizyty szefowej KE miał jednak znaczenie.

Dlatego również wciąż proszę, by w polityce nie widzieć wyłącznie stosunków głosów w Sejmie i Senacie, bo w ostatecznym rachunku na bardzo wiele sposobów liczą się zupełnie inne rzeczy.

Wielki Piątek opozycji

I zaraz po wszystkich tych wydarzeniach doniosłych i drobnych czeka nas w piątek uroczyste odpalenie Obywatelskiej Kontroli Wyborów. Doprowadził do tego KOD i chwała mu za to, bo inicjatywa połączy wszystkie partie opozycji i zostanie przez nie potraktowana poważnie. Z pompą i godnie – patronat uroczystej proklamacji w Senacie obejmą byli prezydenci RP. Obecni będą sami najwyżsi liderzy wielkich partii.

Dlaczego da się słusznie podejrzewać przekąs w tym opisie? Przekąs, zaznaczam, bardzo umiarkowany, bo samo zgromadzenie razem w jednym celu wszystkich tych ludzi w polityce największych jest osiągnięciem nie lada i z całą pewnością wymagało gigantycznych zabiegów oraz talentu. To się w końcu przecież dotąd nie udało nikomu.

Po pierwsze zapytam złośliwie, co z 27 tys. obserwatorów wyborczych, których armia miała być gotowa (z zapasem zmienników) na koniec lutego, jak to nam publicznie obiecano? Czy zobaczymy ich czekających w napięciu na rozkazy? Czy może ktoś poleciał ze stołka szefa partyjnego regionu za niewykonanie rozkazu?

Po drugie zanotuję równie złośliwie, że ruchy obywatelskie reprezentuje w tej inicjatywie jej wyłączny autor, czyli KOD. Nie ma w niej np. OSK i wygląda to tak, jakby pozostali umieli sobie wyobrazić wybory bez zaangażowania na wszystkie możliwe sposoby – z kandydowaniem zresztą na czele – ruchu protestu kobiet, który wywołał największą społeczną mobilizację w historii III RP i zrobił to w sprawie, która wszystkich nas obchodzi i dotyczy najbardziej.

Po trzecie i nieco ważniejsze pozwolę sobie zauważyć, że kontrola wyborów, choć ważna, jednak nie przesądza. W 2019 roku przegraliśmy nie przez fałszerstwa i nie przez Pegasusa. Przegraliśmy przez haniebną decyzję o starcie trzech osobnych wyborczych, co skazało nas na oczywistą i w pełni przewidywalną porażkę, choć głosów dostaliśmy o niemal milion więcej niż PiS. Haniebną, a nie głupią, bo partyjni sztabowcy wiedzieli, jaki będzie skutek, a jednak zdecydowali, jak zdecydowali. Rozumiem oczywiście, że dziś do rozmów o wyborczych strategiach, celach, programach, trzeba najpierw uczynić jakiś pierwszy krok, a ten wydaje się o tyle dobry, że oczywisty i niekosztowny. Jednak na podstawie bogatych i bolesnych doświadczeń związanych choćby ze wspólną inicjatywą dotyczącą praworządności obawiam się bardzo, że strategia uprzejmych uśmiechów i koncyliacyjnych min żadnego kolejnego kroku nie spowoduje i oczywiście nie wymusi. Piątkowe uśmiechy sprzyjają raczej właśnie temu, że na uśmiechach zakończą zadowoleni z siebie przywódcy, uspokoiwszy publiczność, że współpraca trwa w najlepsze, a polityczne decyzje dojrzewają jak ananasy w szklarni.

Wreszcie po czwarte i najważniejsze – dlaczego właściwie, do cholery, nie doczekaliśmy się patronatu trzech prezydentów i bezpośredniego zaangażowania samych wielkich liderów we wspólną, opozycyjną ofensywę dotyczącą rządów prawa? Brak odpowiedzi na to pytanie, czyni piątkową fetę w Senacie kompletnie bezwartościowym balonem pustego PR.

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Starsze komentarze dnia

Ludzka uwaga jest dziś ulotna

Chwila prawdy o nas: Google Trends - zestawienie częstości wyszukiwania haseł "seks", "dieta" i "Andrzej Duda".

Pomóż budować społeczne media

Medialne "jedynki" - tematy z nagłówków gazet - znikają w zapomnieniu w ciągu dnia. Nikt nie kontynuuje wątków, nie pamięta o sprawach rozgrzewających emocje jeszcze wczoraj. Nie ma dyskusji, refleksji, szans utrzymania rwących się wątków. Glupiejemy. Po obu stronach polskiej politycznej wojny

Kup abonament na demokrację

Jest wart co najmniej tyle, ile abonament Netflixa. Albo karnet na siłownię. Obywatele RP i powołana przez nich redakcja Obywatele.News usiłują tu stworzyć ni mniej ni więcej tylko społeczne medium publiczne. Nie tylko dlatego, że PiS przejął TVP, Polskie Radio i kontynuuje ofensywę. Również dlatego, że świat wariuje i bez tego. Media społecznościowe w rękach prywatnych korporacji kształtują naszą wiedzę, gusta, nawet wartości. Nie tylko polityka, również po prostu cywilizacja potrzebuje zerwać z obłędnym tempem narzuconym przez świat komercji, z interesami korporacji i dziczejącej polityki. Pomóż nam w budowie obywatelskiej telewizji publicznej.
Wesprzyj nas