Andrzej Celiński napisał kilka dni temu na Facebooku, że wobec bardzo dużych nowych kosztów, które pojawiają się w związku z wojną, naszym przygotowaniem się do obrony, niezbędnej pomocy militarnej i humanitarnej dla Ukrainy, która powinna być tylko większa i większa, wydatków, które są konieczne, by w odpowiedni sposób przyjąć już ponad 2 miliony Ukrainek z dziećmi, Ukraińców i innych uciekających od wojny, powinniśmy zgodzić się na czasowe podniesienie podatków, by to wszystko sfinansować. Po dwóch trzech, dniach napisał, że tak jak przypuszczał, jego post i postulat nie spotkał się z dużym zainteresowaniem. Ludzie, podobnie jak rząd, myślą, że pieniądze publiczne biorą się nie wiadomo skąd
Bardzo wiele osób z mojego środowiska (w tym my) przyjęło do swoich domów gości z Ukrainy. Skala tego społecznego aktu solidarności, współczucia i zrozumienia dla sytuacji uciekających przed śmiercią i cierpieniem ludzi jest olbrzymia i zadziwia świat. Wszyscy poczuliśmy się lepiej, że potrafimy i możemy pomóc. Rząd zaciera ręce i jak zwykle nie myśli. Przekonani są, że to wystarczy. Zajmują się i myślą o czymś innym.
Myślą, że my, Polki i Polacy, indywidualnie i w trybie samoorganizacji poradzimy sobie ze wszystkim sami. W ogóle nie są w stanie ogarnąć rozmiaru wyzwań, które przed państwem teraz stoją w związku z rzeczywistą, nową i nagłą sytuacją. Stanęliśmy w obliczy wojny i powinniśmy natychmiast wzmacniać naszą obronność i jej zaplecze. Nasza przyszłość zależy od wymiaru i jakości pomocy broniącej się Ukrainie. Do dzisiaj przyjęliśmy ponad 2 mln (5% naszej populacji) uciekinierów z Ukrainy a może być ich jeszcze o wiele więcej… potrzebujących długoterminowej, konsekwentnej i mądrze przygotowanej i aby była skuteczna, bardzo kosztownej pomocy. Myślą chyba, że to my wszystko weźmiemy na swoje indywidualne barki i tak przez kwartał, rok, parę lat będziemy gościć, szukać szkół, pracy, mieszkań i innych rozwiązań potrzebnych dla ich usamodzielnienia się…
PRZECZYTAJ TAKŻE: Urażona duma. Czyli jak Miedwiediew doprowadził do ekspulsji rosyjskich dyplomatów z Warszawy
Oni robią w zasadzie wszystko odwrotnie, co nakazują zasady polityki gospodarczej i zwykły zdrowy rozsądek. Wprowadzili Polskę w stan pogłębiającej się, już bardzo wysokiej inflacji a odejście od zasad i traktatów Unii Europejskiej zagraża (na razie uniemożliwia) możliwości korzystania z wspólnotowych programów finansowych. Absurdalna polityka wobec koniecznej transformacji energetycznej podważa naszą przyszłość i zwiększa koszty energii, nomenklatura w gospodarce i polityczne, nikomu niepotrzebne mega inwestycje, złodziejstwo i korupcja na wielką skalę, służące przede wszystkim propagandzie rozdawnictwo pieniędzy – to nasza rzeczywistość gospodarcza w obliczu wojny i zapowiadanych nowych wydatków na armię i wyzwań wynikających z historycznie wielkiej zmiany, jakim jest przyjęcie i zadomowienie się do 10% populacji, nowych mieszkańców Polski, którzy jak wiele na to wskazuje zdecydują się tutaj żyć i pracować.
A oni co robią? Zamiast zwiększać dochody państwa zamierzają dla uzyskania poklasku ludności ciąć podatki, czyli w praktyce zwiększyć i tak bardzo wysoką inflację (osłabiać wartość pieniądza pozornie „zwiększając” wpływy do budżetu z VAT-u), płacić więcej za obsługę długu, szantażować Unię jako kraj frontowy, by robić co chcą i w efekcie pogłębić i tak bardzo głęboki deficyt państwa, w dodatku „ukryty” w nowo powstałych poza budżetowych „funduszach”. Mniejsza, że w ogólnym bałaganie prawnym i absurdalnie skomplikowanym systemie to trudno nawet obliczyć jakie będą wymierne konsekwencje fiskalne tych ich „cwanych” i irracjonalnych posunięć, ale fakt jest faktem; z 17% podatku dochodowego zmniejszają go w obliczu wojny na 12%. A ludność się cieszy i postulat Andrzeja Celińskiego właściwie pozostawia bez komentarza. Czy można głupiej?
- Paweł Bujalski – polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, wiceprezydent Warszawy w latach 1994–1999.
Tekst opublikowany został na pawelbujalski.blog