Szaleństwo Krzysztofa Skiby

Muzyk, performer, kpiarz...

Szaleństwo Krzysztofa Skiby

Grudzień przez okno


W grudniu 1970 roku miałem sześć lat. Gdy zaczęły się rozruchy i zrobiło się niebezpiecznie, zamknęli przedszkole. Miałem zakaz wychodzenia z domu. Nawet na podwórko. Ulica Szeroka przy której mieszkała moja rodzina, to serce gdańskiego śródmieścia. Niecały kilometr stąd był Dom Partii, który podpalono. Szeroka zaczyna się przy Na Targu Drzewnym, a kończy słynnym Żurawiem. Na Targu Drzewnym stały czołgi

Z mojego okna nie widziałem czołgów, ale słyszałem wystrzały petard, a w całym centrum czuć było gaz łzwaiąco- duszący. Mama krzyczała, aby nie otwierać okien i nie wietrzyć domu, bo się podusimy.

Jako jedni z niewielu w tej części miasta mieliśmy balkon. Szeroka to stylizowane kamieniczki i tu nie ma balkonów. Nasz balkon latem był moim ulubionym miejscem zabaw. W grudniu wychodziłem tam z ciekawości, mimo zakazów mamy.


ZOBACZ TAKŻE: Wzajemna pomoc. Zbiórka pieniędzy dla ofiarprześladowań politycznych


Widziałem jak moi dużo starsi koledzy z podwórka, idą się bić z milicją. Kilku miało jakieś metalowe pręty, inni łańcuchy. Taki najwyższy i najsilniejszy miał na głowie maskę do nurkowania. Tego typu maski (chyba radzieckiej produkcji) kupowało się w sklepach sportowych. Nie mogłem się nadziwić, że on w takim czasie wybiera się na plażę czy basen. Dopiero potem zrozumiałem, że to ochrona przed gazem.

Chłopaki z podwórka przekazywali sobie informacje, co się w mieście dzieje. I tak dowiedziałem się, że w budynku Lotu wszystkie szyby są wybite, a milicja naciera od strony Zieleniaka. Budynek Lotu, to był wówczas mega nowoczesny, niski biurowiec w śródmieściu. Cały oszklony.

Szyby były wybite w prawie wszystkich sklepach. Opowiadała nam o tym nasza sąsiadka, młoda dziewczyna, która poszła po chleb. Chleb kosztował wówczas 4 złote. Dała te pieniądze jakiemuś facetowi i on wszedł do zdemolowanej piekarni i ten chleb jej przyniósł.

Dziś w atmosferze podniosłych rocznic rzadko się o tym wspomina, ale do demonstrujących stoczniowców, dołączyła ochoczo miejscowa żulia. Pierwsze sklepy, które opanował tłum, to były sklepy z wódką. Podobnie jak podczas rewolucji 1905 roku. Pierwsze co demonstranci zdobyli, to magazyny broni i sklepy z alkoholem. A potem rozbijano już wszystko jak leci. Okradziono m.in. pobliski sklep z futrami i jubilera, a także cukierniczy i wszystkie sklepy spożywcze.


PRZECZYTAJ TAKŻE: List do granatowego bandyty


W dniu największych rozrób, wspinając się na parapet dostrzegłem przez okno dziwną parę. Przodem szła paniusia w trzech futrach naraz, a za nią pijany facet z workiem na plecach. To byli szabrownicy. Złodzieje. Szli środkiem Szerokiej nie przejmując się niczym. Milicja chwilowo dała dyla przed stoczniowcami. Niestety taki właśnie obrazek utkwił mi w pamięci z grudnia 1970. Jedni walczyli o wolność, a inni o złote gówna.

Ale czy to nie jest trochę tak, jak dzisiaj. Jedni walczą z wirusem i o przetrwanie, a inni w tym czasie nabijają kabzę, jak wszyscy ci znajomi ministra zdrowia i inni spryciarze podklejeni pod władzę?

Po kilku dniach mogłem ponownie iść do przedszkola. W telewizji przemawiał Gierek i miało być normalnie. Gaz ciągle jeszcze szczypał w oczy.

Na zdjęciu: Pomnik Poległych Stoczniowców w grudniu 1970. Byłem tam dzisiaj i zrobiłem zdjęcie

O autorze

Niech nie ulecą poprzednie myśli Krzysztofa Skiby

Ostatnia reduta

Propagandyści z TVP, którzy w 2015 zajęli miejsca dziennikarzy z TVP, twierdzą, że nie opuszczą

Czytaj »

Zlot

W Pałacu Kultury w Warszawie z wielką pompą odbył się kolejny Zlot Osób i Zjawisk

Czytaj »

Generalnie jest słabo

Według Google Trends Chopen i Skiba są w kłopotach...

Skoro jest aż tak paskudnie

To może chociaż
Wesprzeć Obywateli.News, co?