To oczywiście dalszy ciąg zamieszania w Platformie. Wywołanego zarówno powyborczą sytuacją (przypomnę — Jacek Jaśkowiak był jednym z kandydatów na kandydata, kiedy uzgodniono z Kaczyńskim, że Kidawę-Błońską da się zastąpić); wtopą w sprawie podwyżek, na której stracił Budka i trzeba teraz zmieniać szefa klubu, choć niektórzy mają ochotę na zmianę kierownictwa w ogóle; no i zapowiedziami „Nowej Solidarności” Trzaskowskiego, legitymującego się 10 milionami głosów
Z punktu widzenia wyborcy patrzę z niepokojem, ale i z zaciekawieniem, czy PO – która podobnie jak ja wie, że większość z tych 10 milionów to jednak nie wyborcy tej partii – zechce ten elektorat wziąć na własność, czy przeciwnie – uzna jego podmiotową różnorodność.
Jacek Jaśkowiak uważa, że PO porzebuje „rebrandingu”. Bardzo słusznie, choć uważałbym z takimi określeniami, bo będą zapamiętane i odbiorą wiarygodność temu „nowemu”, które jest potrzebne i które musi być nowe naprawdę, a nie na niby.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Ustrój, nie wyborcze sześciopaki
Jaśkowiak wątpi, czy Trzaskowski – bardzo zajęty jako prezydent Warszawy i wiceszef partii – da radę z Nową Solidarnością. Też wątpię i obok napiętego grafika Trzaskowskiego widzę kilka innych ważniejszych powodów, o które teraz mniejsza. Jaśkowiak proponuje przekształcenie PO/KO w federację PO, Nowoczesnej, Inicjatywy Polskiej Nowackiej i Zielonych – a to jest potencjalnie ciekawa propozycja.
Jestem za mocniejszym rozwiązaniem i Jacek Jaśkowiak zna naszą propozycję, którą ponawiam:
Szersza federacja – czy jak to nazwać. Z miejscem również dla SLD, PSL, ruchu Szymona Hołowni i każdego, kto zechce się zgłosić. Osobny start Hołowni, SLD, PSL i federacji powstałej po „rebrandingu” gwarantuje kolejne przegrane wybory. Lista musi być jedna. Niech będzie jedna federacja, ale niech stanowi uczciwą ofertę dla przystępujących.
Nowoczesna, której politykom zaoferowano więcej biorących miejsc niż byłaby w stanie uzyskać w jakichkolwiek wyborach, już nie istnieje jako osobny byt, osobny program, osobny elektorat. O lewicowości Barbary Nowackiej nikt już nie pamięta i sama Nowacka nie przysparza w związku z tym głosów koalicji. Od aktywistów ekologicznych słychać narzekania na zanikającą podmiotowość polityków Zielonych. Biedroń i Hołownia popełniliby polityczne samobójstwo, wchodząc w układ z federacją – mniej więcej wszystko jedno: Jaśkowiaka, Trzaskowskiego, Budki, czy Neumanna lub Schetyny. Tym bardziej, że mowa o „rebrandingu”.
A lista musi być jedna – bo przegramy.
Otwarte, międzypartyjne prawybory, w których każdy z wymienionych podmiotów przedstawia własne listy i własne, odrębne, nieuzgadniane programy. Dyskusja między Markiem Kossakowskim a Sławomirem Neumannem o transformacji energetycznej musi być sporem, jeśli ma być uczciwa. A uczciwa być musi, bo niewiarygodna lista przegra tak samo jak wiele list. Wszystko to ćwiczyliśmy. Spór, a nie porozumienie musi istnieć między chadecką PO (Neumanna słowa, nie moje) a Biedroniem i SLD. Podobnie rzecz się ma z Hołownią. I z PSL-em.
Jedyne programowe uzgodnienie pomiędzy partnerami dotyczy parlamentarnego sposobu rozwiązywania sporów programowych – z jak największym udziałem obywateli.