Trwa bitwa. Liczona jest frekwencja w okopach i na polu bitwy. Liczone „budynie”, „trzaski”, „dżemy”, „cytryny”, „ziemniaki”, „wiosła”, „konfitury”. Nie wiem po co. Emocje bitewne zastąpiły nam zdrowy rozsądek już dawno
Nie chciałem brać w tym udziału. Grzmotnąłem karabinem o bruk dawno temu. Zastąpiłem go białą różą. Narażając się na śmieszność, na oskarżenia o idealizm i naiwność, na brak realizmu. Trudno, przeżyję. Choć i tak uważam, że dzisiaj nic tak bardzo realistom nie jest potrzebne, jak idealizm właśnie.
W plebiscytowym szale nie uczestniczyłem, więc miałem chwilę czasu na refleksję. Skłonił mnie do niej nie kto inny, jak Rafał R. Suszek – radykał i „ekstremista”. Czyżby?
PRZECZYTAJ TAKŻE: Suwerenem jesteśmy my, a nie partie
Bilans ostatnich czterech lat naszych heroicznych zmagań to jeden pomnik. Słabo, jak na 38 milionów obywatelek i obywateli. Słabo nawet, jak na rzesze „demokratów”, jej obrońców, obrońców Konstytucji, praworządności.
Ale mamy choć ten jeden pomnik. To jedyny konstruktywny (choć w fizycznych kategoriach destruktywny) efekt naszych wszystkich zmagań. Wszystkie pozostałe były czysto reaktywne. Kiedyś pomnik stał, teraz go nie ma.
Kiedyś (pamiętam te czasy, bo wystarczająco stary jestem) przez Karkowskie Przedmieście nie przechodziły oczadziałe tłumy wyznawców zamachów – dzisiaj również nie przechodzą, nic się nie zmieniło.
Kiedyś mieliśmy Trybunał Konstytucyjny (potem my „oczadziali” chodziliśmy po ulicach Warszawy) – dzisiaj go nie mamy.
Kiedyś był sobie Sąd Najwyższy – nikt nie musiał specjalnie się nim zajmować – dzisiaj, co jest przy pl. Krasińskich? Jak to nazwać?
Kiedyś „obowiązywał kompromis aborcyjny” – dziś również „obowiązuje”.
Kiedyś w Gdańsku stał pomnik Jankowskiego – dziś nie stoi.
Pięć lat – bilans słaby.
Czy ktoś ma odwagę zapytać, dlaczego?
I czy ktoś ma odwagę zapytać, czy wczorajszy plebiscyt coś w tym bilansie może zmienić?