No, to chyba już najwyższy czas na wyciąganie wniosków. „Pełna mobilizacja”, „bitwa ostatniej szansy”, „wszystkie ręce na pokład” – to wszystko się zadziało. I co? Jest jak zwykle. Wynik obecny 0:6. To nie jest zwycięstwo. To jest kolejna, najpotężniejsza jak do tej pory klęska
Nie wolno było na ten plebiscyt się godzić. Nie wolno było oszukiwać, że „idziemy po zwycięstwo”, kiedy chodziło tylko o podbicie słupków poparcia za wszelką cenę, za cenę zawiedzionych po raz kolejny nadziei milionów ludzi. Nie wolno było dealować z bandycką władzą.
Tego wszystkiego nie wolno było robić.
A co trzeba było zrobić? Postawić twardy opór machlojkom konstytucyjnym. Wybór był, ale jedynie 26 marca. Potem już było zamiatane.
PRZECZYTAJ TAKŻE: To nie będą wybory, zgotowano nam plebiscyt
Rafał Trzaskowski może stać się liderem całej opozycji. Może, jeśli będzie chciał, a przede wszystkim – jeśli będzie potrafił. Jak do tej pory legitymacji partyjnej oddać nie potrafił, choć miał niby dokonać cywilizacyjnego przełomu. Teraz tym bardziej nie będzie potrafił. Potrafił natomiast uśmiechać się do faszystów.
Opozycja nie potrafiła zdecydować się ani na jawny, aktywny bojkot przed 10 maja, ani na wystawienie jednego kandydata. O to apelowaliśmy. Od trzech lat. Dotrze wreszcie do kogoś? Że o patrię, nie o partię chodzi?
PRZECZYTAJ TAKŻE: Suwerenem jesteśmy my, a nie partie
Świat, zgodnie z przewidywaniami się nie skończył. Czy teraz wolno już wreszcie od „naszych” polityków żądać? Czy w stawianiu żądań ktokolwiek pomoże, czy jak zwykle będziemy sami? Do kolejnej „ostatecznej bitwy” i kolejnej w niej klęsce.
Politycy, w tym Rafał Trzaskowski, robią, robili i będę robić tyle, na ile im pozwalamy. Suwerenem jesteśmy my, nie oni.
Czas postawić im twarde żądania i twardo pilnować, żeby je wreszcie zaczęli realizować.
2 thoughts on “Kinasiewicz: – Nie wolno było godzić się na ten plebiscyt”
Fundamentaliści zawsze mają rację.
Ależ jest właśnie na odwrót. Nigdy nie mają — nawet, jeśli mają. Jak napisał Wojtek, jest 6:0. Zero jest po stronie „realizmu”, nie „fundamentalizmu”, a jednak wciąż realiści twierdzą, że nasze przestrogi i czarne scenariusze, które potwierdzają się co dojoty od czterech z sześciu przegranych z rzędu wyborów — że to wszystko bzdury.
Istnieją po pierwsze bardzo pragmatyczne powody, by ortodoksję wartości stosować. Cynizm — jawny i przez to infantylny — jest w wyborach karany przegraną.
Po drugie poza pryncypiami dwa proste, bardzo praktyczne powody powinny kazać każdemu myślącemu człowiekowi przestrzegać „entuzjastów” i uznać, że tego się wygrać nie dało. Jeden jest taki, że partie opozycje po prostu nie mają większości. A drugi — że PiS ma wszystkie narzędzia przekrętów i naiwnością jest sądzić, że z nich nie skorzysta.
Po trzecie fałszem bardzo groźnym jest mówić, że wybór dotyczył próby wykorzystania cienia szansy albo nic-nie-robienia w imię pryncypiów. W rzeczywistości był inny. Duda musiał wygrać. I albo — jak przed tym PiS stanął w maju — stałoby to się w wyborach o frekwencji rzędu 20% bez udziału głównych konkurentów — w sposób kompromitujący dla samych wyborców PiS (o czym oni dawali znać w prawackiej prasie i jest skrajną głupotą nie zauważać tych ich reakcji); albo własnym udziałem uratujemy legitymację tych wyborów i całej ich władzy, doprowadzając do tego, że niczym mąż stanu Duda wygryw w wyborach, których reguły uznajemy, przy rekordowej w całej III RP frekwencji. Na taki idiotyzm poszliśmy. Praktyczny — nie pryncypialny.
O nic-nie-robieniu może zaś mówić wyłącznie ten, kto uważa, że polityka może polegać wyłącznie na wygrywaniu głosowań w Sejmie, albo w wyborach. Ktoś taki nie nadaje się na czasy, które nastały, bo w Sejmie od dawna nie da się niczego wygrać, a do wygranych wyborów niestety potrzeba czegoś znacznie więcej — o ile to jest możliwe, bo niestety nie musi być. O nic-nie-robieniu może mówić ktoś, kto w ciągu ostatnich 5 lat nie dostrzegł niewielu co prawda, ale bardzo wymiernych osiągnięć oporu społecznego i dawał się nabierać na pozory demokracji współtworzone przez kompletnie bezradnych parlamentarzystów opozycji, których rola nie przekracza dziś niestety tego, co oferowały przystawki PZPR w PRL-u, albo koło Znak…
Doprawdy, chodzi w rzeczywistości o wszystko, tylko nie o fundamentalizm.