Kuba Wygnański: – Wariant obywatelski paneli jest osiągalny

Obywatele RP pytają o panele obywatelskie, wciąż bardzo mało w Polsce znane rozwiązania z zakresu demokracji deliberatywnej. Kuba Wygnański odpowiada:

S
ą rzeczy, w których głos samych obywateli ma olbrzymie znaczenie jako przedmiot umowy społecznej, np. gdyby był moment konstytucyjny.

Nie warto w panelu dyskutować o modelu śmigłowca, o wielu rzeczach nie warto rozmawiać, bo to kompletnie nie ma żadnego sensu.

Jest pierwotna w nas kompetencja, która jest kompetencją tego, czy rzeczy są prawe, czy nieprawe.

Jest wiele rzeczy, w których eksperci mogą nam trochę pomóc, mogą odpowiedzieć na pytanie „jak”, Ale nie odpowiedzą na pytanie „czy”.

Umowy społeczne nadają się do form paneli.

Pod tą nazwą kryje się bardzo dużo, od takich rzeczy, jak robią Brytyjczycy, że po prostu jest to powtarzalne badanie opinii publicznej, nie ma żadnej deliberacji. Ludzie wiedzą, że raz na kwartał władze ich zapytają co sądzą o nowej linii tramwajowej, ale są to cały czas ci sami ludzie.

Inne panele to są te, które są u nas, jednorazowo powołane. Którego werdykty mają być wiążące dla władzy. To jest ten model, który często się pojawia. Uważam, że to jest pewien strukturalny błąd. Gdybym ja był władzą bardzo trudno by mi było. To tak, jakbym swoim dzieciom powiedział: „kupię wam pod choinkę wszystko to, co dostanę w liście, bez względu na to, co tam będzie”. Bardzo trudno stwierdzić to a priori.

Bardzo wierzę w panele, chociażby ten wariant irlandzki – panele wielokrotnego użytku, to znaczy  jest jakaś grupa osób, i to jest w Polsce absolutnie wykonalne, która regularnie jest pytana w ważnych kwestiach publicznych i rozpatruje  opcje.  

Prawdziwa ich natura jest taka –  eksperci NGO mówią: „możemy zrobić to lub tamto. Tu są konsekwencje takie, to są konsekwencje takie. Możemy o tym rozmawiać”. Na koniec ludzie muszą zrobić to, co w politycy jest najtrudniejsze, czyli wybrać. A często to nie są dylematy, tylko nawet trylematy. To są super trudne decyzje. Komfortowo jest mówić, że nie chcę tego lub tamtego, lecz na koniec trzeba się zmierzyć z tym.

Kwestia reprezentacji przez losowanie ma bardzo długą tradycję. Ona sięga dalej niż Grecja, już nie mówiąc o miastach włoskich. To jest jakieś rozwiązanie, bo ono po pierwsze dopuszcza do polityki ludzi, którzy nie chodzą na wybory, bo nie wierzą w system przedstawicielski. Bo wiedzą, że i tak nic z tego nie wyjdzie.

A drugi jest taki, że przynajmniej nie dyskutujemy, czy zaprosiliście „tamtych”. Bo my tak cały czas myślimy o naszych bańkach. Natomiast tam w ogóle takiej dyskusji nie ma. Wylosowałeś i rozmawiamy.

Nie posiadamy tych zasobów, jakie miał parlament Irlandzki, czy prezydent Macron, czy generalnie rząd – ma tyle pieniędzy, żeby ludzi zaprosić na Wiejską i im powiedzieć – dobrze – przez kilka tygodni będziecie tam siedzieć – to nie wchodzi w grę, ale wariant obywatelski moim zdaniem jest osiągalny.

Powinniśmy wrócić do tego.

O autorze

Głosy w dyskusji

Wybory najpóźniej za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund