4 października 2022 w New York Timesie opublikowany został tekst Juliana E. Barnes’a, Adama Goldmana, Adama Entous’a i Michaela Schwirtz’a, w którym autorzy twierdzą (warto zauważyć, że jest ich aż czterech), że od anonimowych źródeł w Waszyngtonie dowiedzieli się, iż amerykańskie służby wywiadowcze poinformowały członków amerykańskiego rządu, że operacja mająca na celu przeprowadzenie zamachu na Aleksandra Dugina była zatwierdzona przez ukraińskie władze i była dokonana lub inspirowana przez ukraińskie służby specjalne
Zarówno oficjalni przedstawiciele amerykańskiej jak i ukraińskiej administracji temu zaprzeczyli.
Oczywiście nie mam żadnych dowodów na to czy ukraiński wywiad lub SBU faktycznie uczestniczyły albo nie uczestniczyły w przeprowadzeniu zamachu. Wydaje mi się to jednak bardzo mało prawdopodobne, a ewentualny faktyczny udział uważałbym za szkodliwy dla ukraińskich interesów.
Odgrzewanie podejrzeń o ukraińskim tropie przy zamachu, to kontynuacja wątku ogłoszonego przez FSB, że zamachowczynią była 43 letnia Ukrainka, która przez niecały miesiąc mieszkała, z dzieckiem, w tym samym budynku co córka Dugina Daria. Rzekoma żołnierka pułku Azow miała w dniu zamachu wyjechać z Moskwy do Estonii.
Pomagał jej – według FSB – 44-letni mężczyzna, który dostarczył Ukraince fałszywe dokumenty i lipne dowody rejestracyjne do samochodu, załatwił bezpieczne mieszkanie do przygotowań zamachu, skonstruował ładunek wybuchowy i przeszkolił w jego montażu. Wszystko to udało się rosyjskiej służbie bezpieczeństwa ustalić w kilkadziesiąt godzin. Zwykle, w podobnych przypadkach, jeżeli sprawcy nie są złapani na gorącym uczynku, dotarcie do podobnych szczegółów trwa tygodniami lub miesiącami.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Generał Pytel idzie na skróty
Artykuł New York Timesa nieprzyjemnie wpisuje się w uwiarygodnienie rosyjskiej wersji przyczyn i sposobu przeprowadzenia zamachu. Tylko, że udział Kijowa w takiej operacji, przyniósłby Ukrainie więcej szkody niż pożytku. I nie wierzę, żeby szefowie tamtejszych służb, nie zdawali by sobie z tego sprawy.
Po pierwsze dlatego, że Aleksander Dugin nie był żadną wpływową postacią w rosyjskiej administracji. Nie współdecydował ani o działaniach rosyjskiego wojska, ani służb specjalnych. Głosił poglądy bardzo nieprzyjazne Ukraińcom, ale zamach na niego – bez względu na to czy udany, czy nie – tylko zwiększył popularność jego przemyśleń, zwiększając ksenofobię i nacjonalizm sporej części rosyjskiej opinii publicznej. Z pewnością wywiad ukraiński znalazłby w Moskwie wiele lepszych „celów”. Ale taki zamach tylko utrudnia do nich dotarcie. Nie tylko z punktu widzenia ich fizycznego bezpieczeństwa. Bardziej z powodu tego, że ze względu na wzmocnioną ochronę, trudniej jest dotrzeć do osób z ich otoczenia i pozyskać od nich informacje lub zainstalować urządzenia techniczne w pomieszczeniach, w których mogą przebywać, żeby posłuchać o czym rozmawiają. Z tego punktu widzenia ukraiński wywiad strzeliłby sobie w kolano. Każda poprawa procedur ochrony VIP-a, oznacza zwykle wzmocnienie reżymu kontrwywiadowczego.
ZOBACZ TAKŻE: Czy łatwo jest wysadzić rurociąg na Bałtyku?
Po drugie dlatego, że zamach był przeprowadzony nieprofesjonalnie. Jego efekt nasuwa podejrzenie, że sprawcy zamachu było wszystko jedno, kto padnie jego ofiarą. Sam Dugin, jego córka, czy przypadkowy kierowca lub pasażer. Służby specjalne nie mogą sobie pozwolić na taką fuszerkę. Znane są procedury eliminacji przywódców organizacji terrorystycznych, stosowane przez służby amerykańskie czy izraelskie. Uczestnicy ataku nie decydują się na detonację, jeżeli nie mają pewności czy osoba, która jest celem, znajduje się w wybranym obiekcie i czy nie towarzyszą jej osoby trzecie, które nie powinny ucierpieć.
Zamach, którego ofiarą jest Daria Dugina, wygląda tak, jakby go przygotowali raczej afgańscy talibowie, a nie profesjonalne służby zachodnie. A służby ukraińskie wybierają raczej zachodni model działania.
Ktoś kto planuje przeprowadzenie zamachu, musi też liczyć się, że jego rola zostanie odkryta. Gdyby to były ukraińskie służby, musiałyby się liczyć z gwałtownym załamaniem reputacji, szczególnie w krajach, w których sukcesy odnosi rosyjska propaganda. A przecież na forum międzynarodowym, w ONZ i innych organizacjach, głos państw azjatyckich, afrykańskich czy z Ameryki Południowej liczy się tak samo jak z Europy czy Ameryki Północnej. To także argument za tym, że udział służb ukraińskich w zamachu, przyniósłby więcej szkody niż pożytku.
Tym bardziej, że nie tylko sprawa zamachu jest przedmiotem rosyjskiej dezinformacji. Od początku wojny rozpowszechniane są plotki, że ofiary wśród bezbronnej ludności są wynikiem tego, że ukraińska armia robi z cywili żywe tarcze. Tymczasem żadne poważne badanie tego nie potwierdza, a mimo tego podobny pogląd słyszałem nawet od organizatorów konwojów z pomocą humanitarną. Na takie plotki nabrało się także Amnesty International, które opublikowało oderwany od rzeczywistości raport, w którym twierdziło, że ukraińskie obiekty użyteczności publicznej, przejęte w trakcie wojny na wojskowe magazyny czy szpitale, znajdują się zbyt blisko domów mieszkalnych cywilnej ludności lub innych budynków nie związanych z obronnością. Ale nawet ten raport – skądinąd, podkreślam, w warunkach realnej wojny, absurdalny – nie zarzucał armii ukraińskiej stosowania żywych tarcz.
ZOBACZ TAKŻE: Jak głęboko rosyjskie służby penetrują polski świat polityki?
Kontekst, ewentualnego udziału ukraińskich służb specjalnych, w zamachu na Dugina nabiera znaczenia także w związku z tym, że wiadomo o szeregu planowanych, po 24 lutego, zamachach na prezydenta Ukrainy i innych czołowych kijowskich polityków. Udany atak można by przedstawiać jako odwet, akceptowalny dla sporej części opinii publicznej, a nie bezpodstawny, zbrodniczy, bezprawny zamach o charakterze terrorystycznym.
Ewentualny, udowodniony czy chociażby mocno uprawdopodobniony, udział ukraińskich służb specjalnych w zamachu na rosyjskiego polityka, daleko od linii frontu, pomagałby także uzasadnić dowolną bzdurę mogącą zaszkodzić Ukrainie. Na przykład taką, że to któraś ze służb kierowanych z Kijowa jest odpowiedzialna za eksplozje przy rurociągu Nord Stream. Wiem, że podobny pogląd jest powielany przez wielu komentatorów, ale takie działanie, podobnie jak udział w zamachu na Dugina, przyniosłoby SBU czy HUR, w dłuższej perspektywie czasu, więcej szkody niż pożytku.
A znalezienie potwierdzenia takich plotek to marzenie dla rosyjskiej propagandy. Nie tylko podważyłoby wiarygodność prezydenta Zełeńskiego i jego otoczenia. Przełożyłoby się także na wrogość wobec ukraińskich uchodźców, do których sympatia w miarę upływu czasu i tak maleje.
ZOBACZ TAKŻE: Krótki Kurs Szpiegowania. Dwa zamachy?
Jeżeli przeciek, będący źródłem artykułu w New York Times, faktycznie pochodzi z amerykańskiego wywiadu to można mieć chyba do tej służby ogromne pretensje. Niestety nie byłby to pierwszy przeciek szkodzący którejś ze służb sojuszniczych, bo ukraińskie służby są teraz dla CIA czy wywiadu wojskowego – sojusznikiem. Wcześniej przecieki naraziły na szkodę poczucie bezpieczeństwa oficerów polskiego wywiadu, kiedy ujawniony został ich udział w ewakuacji funkcjonariuszy CIA, DIA i NSA z Iraku, a także w rozpoznawaniu obiektów zaangażowanych w irański program atomowy. O projekcie tajnych więzień CIA, który wpędził w poważne kłopoty rządy krajów, które nawet mogły nie wiedzieć o rzeczywistej istocie tego programu, nawet nie chce mi się wspominać.
Jestem wielkim zwolennikiem współpracy polskich służb ze służbami amerykańskimi i innymi NATO-wskimi. Uważam, że udział w tej wspólnocie wywiadowczej to najlepsza rzecz, jaka mogła się Polsce przydarzyć. Do decydentów amerykańskich służb apelowałbym jednak o to, aby wzmocnili kontrolę nad informacjami, które z tych organizacji wyciekają.
Podobnie jak w przypadku lektury artykułu z New York Times’a. Nie mam żadnych dowodów, że te informacje są nieprawdziwe. Niemniej jednak doświadczenie i intuicja podpowiadają mi, że te wiadomości trzeba traktować z daleko idącą ostrożnością.
Tekst opublikowany został na portalu O służbach
O autorze
Piotr Niemczyk
W latach 90. dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa, wiceszef zarządu wywiadu UOP. Wieloletni ekspert Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Współorganizator Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. Członek Rady Konsultacyjnej przy ośrodku szkolenia ABW w Emowie. Obecnie jest niezależnym ekspertem ds. bezpieczeństwa