Dla jasności: jestem za przestrzeganiem prawa przez wszystkich, a zwłaszcza przez rządzących. Myślę jednak nie o karygodnym stanie w obecnej Polsce, leczo roli prawa w nowej demokracji. Oczywiście, natychmiast przywołujemy monteskiuszowski podział władz. Więc kilka słów komentarza historyka idei do tego genialnego pomysłu
Monteskiusza rozumiemy na swój sposób, co jest normalne. Jemu jednak chodziło przede wszystkim nie o podział władz, lecz o równoważenie się władz. Różnica polega na tym, że idzie o wzajemną kontrolę władz, a nie o ich rygorystyczne rozdzielenie. Różnica zasadnicza.
Pamiętajmy, że Monteskiusz pisał („O duchu praw” 1748), w czasach kiedy nie było demokracji i dopiero powstawała monarchia konstytucyjna. Jego największe dzieło natychmiast zostało zakazane przez Kościół. Z naszego punktu widzenia najważniejsze jest, że Monteskiusz rygorystycznie oddzielał prawo, ale nie prawo konstytucyjne, bo go praktycznie nie znał, od pozostałych władz. Władzę ustawodawczą i wykonawczą również oddzielał, ale widział też wiele związków, a władcy (królowi) konstytucyjnemu przyznawał wiele uprawnień.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Kryzys nowoczesności. Obyczaje – notatki prof. Marcina Króla
Jego intencje znakomicie rozumieli Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych i konstytucja amerykańska broni raczej tego, co byśmy dzisiaj nazwali „prawami człowieka” – poczynając od pierwszej poprawki – niż służy prawnej kontroli władzy. Oczywiście także, ale istnieją tu spore luki i do dzisiaj dominująca w coraz większym stopniu przewaga władzy wykonawczej. Podobnie, chociaż konstytucje są bardzo różne, dzieje się w wielu państwach świata zachodniego.
Przewaga władzy wykonawczej jest coraz większa, a zwłaszcza w coraz częstszych okresach kryzysu. Przykład pandemii był wręcz zdumiewający: w wielu krajach wydawano rozporządzenia pozaprawne lub bezprawne, a często pomijano także władzę ustawodawczą. Wynika to ze zjawiska, o jakim już pisałem, a mianowicie ze – słusznego lub nie, zależy od punktu widzenia – przekonania, że normalny tryb demokratyczny jest w momentach kryzysowych zbyt powolny.
Wiele w tym racji, ale więcej niebezpieczeństwa – znowu abstrahując od sytuacji w Polsce – oczekiwać by, co najmniej, należało, chociaż post factum zatwierdzania tych decyzji przez ustawodawcę. Obawiam się, że tendencja do zwiększania przewagi władzy wykonawczej będzie coraz silniejsza, a wobec tego resztki demokracji – tym bardziej zagrożone. Resztki wpływu władzy sądowniczej widzimy wciąż w Ameryce i w słabej wersji w Europie, a próby uzależnienia dotacji z Unii od poziomu praworządności raczej nie będą skuteczne, bo są zbyt powolne i niekonsekwentne. Wniosek: upadek władzy prawa jako elementu Checks and Balances jest powszechny, chociaż przebiega w różnym tempie.
Z czego to wynika? Przede wszystkim z naszej niepewności intelektualnej co do publicznej roli prawa. Prawo cywilne miało swoje oczywiste miejsce, także w zasadzie prawo administracyjne. Wszystko to uległo zmianie. Zmianie uległa rzeczywistość, a nie rola prawa. Prawo – przepraszam za kolokwializm – nie dogania rzeczywistości. Sama liczba spraw, na skutek gwałtownego wzrostu sporów cywilnych, jest nie do opanowania, areszty przepełnione, tak że w Ameryce wypuszcza się ponad 90 procent przestępców (na zasadzie ugody przedprocesowej). Ponadto niejasna jest rola Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, z naszego punktu widzenia potrzebna, a także krajowych sądów konstytucyjnych, które też działają na ogół ex post. Ponadto – to osobna sprawa do omówienia – świętość konstytucji jest chyba przeceniana. Nad wszystkim tym dominuje jednak problem zasadniczy. Prawo naturalne a prawo pozytywne.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Spór z Rosją o widzenie świata
Nie zajmuję wyraźnego stanowiska, bo byłoby to niemądre, lecz naszkicuję problem. Czy my ludzie sami stanowimy prawo i wobec tego możemy je zmieniać w każdej chwili, lub zmieniać prawo zgodnie z tym, jak prawo to przewiduje? Wielu umiarkowanych konserwatystów (jak Edmund Burke), których poglądy są mi bliskie, sądziło, że prawnicy to zaraza, która chce z głowy i od nowa budować ustrój polityczny. Burke odnosił to trafnie do pierwszego okresu Rewolucji Francuskiej, kiedy to ustawodawca (konstytuanty) chciał zasadniczo zmieniać złe prawo. Burke nie był obrońcą prawa naturalnego jako nadanego przez Boga czy inną wyższą instancję, lecz prawa opartego na tradycji, doświadczeniu i przed-sądach obywateli, na ich więc poglądach, a nie narzucającego im poglądy. A przede wszystkim prawa możliwie „małego”, czyli ograniczonego do sytuacji zasadniczych.
Hobbes, jak była mowa, pilnowanie dotrzymywania umów uważał za rolę władzy wykonawczej. A my uparcie nie chcemy zgodzić się z tym, że parlament nie tylko nie jest suwerenem, ale że nie jest tak całkiem jasne, czy w tej postaci jest potrzebny. Miałby stanowić prawo. To albo zbyt wielkie upoważnienie, albo wręcz niepoważne, znając sposób wyłaniania i poziom moralny oraz intelektualny parlamentarzystów w całym zachodnim świecie. Przed tym może bronić tylko jedna z propozycji prawa naturalnego, chociaż w praktyce jest to bardzo trudne, ale nie beznadziejne bo współczesną formę prawa naturalnego stanowią – miedzy innymi – prawa człowieka.
I na koniec. Jeżeli myślimy o nowej demokracji, to nie możemy sądzić, że człowiek jest z natury występny, rozwiązły i skłonny do zła. Nowa demokracja odwołuje się do tego, co w nas umiarkowanie dobre. Wzrost roli prawa jest sprzeczny z tym punktem wyjścia. Jak powtarzałem wielokrotnie, obyczaje, przyzwoitość, lojalność, bezinteresowność – jakkolwiek brzmi to naiwnie – muszą dominować. W przeciwnym razie szkoda się wysilać i poddajmy się absolutyzmowi z bardzo niepewną nadzieją, że będzie to absolutyzm oświecony. W praktyce oznacza to rezygnację z zainteresowania polityką i radykalizację indywidualizmu, której konsekwencją będzie, jak sądzę, tyrania.
Czy nie lepiej zburzyć świat stary i jego prawa, niż poddać się światu gnijącemu?
fot. Wikipedia