24 października Polki i Polacy usłyszeli przemówienie, które porwało ich. Tak, nie ma pomyłki w dacie: 24 października
Nie chodzi mi o 27 października 2020 i przemówienie posła Jarosława Kaczyńskiego, ale o 24 października 1956 roku i przemówienie Władysława Gomułki.
64 lata temu wielu z żyjącym wtedy Polkom i Polakom zabiło serce z radości, bo uwierzyli, że oto do Polski zapuka demokracja. Ta bezprzymiotnikowa. 64 lata później, po wysłuchaniu orędzia Jarosława Kaczyńskiego, mało komu zabiło serce z radości. Wielu za to złapało się za głowę, zaklęło, wezwało imię Pana swego nadaremnie albo wykonało jeszcze jakiś gest, który ilustrował ich stan ducha.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Już nie o samą aborcję chodzi
A było to: przerażenie, niedowierzanie, lęk, rozbawienie albo wkurw. Oto bowiem Jarosław Kaczyński, przepraszam, że o tym nie wspomniałem, ale czynie to teraz, przy okazji, oprócz bycia posłem kieruje także Komitetem Rady Ministrów do Spraw Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych oraz jest prezesem partii Prawo i Sprawiedliwość i wicepremierem. I to on, człowiek orkiestra i dyrygent wezwał członków i sympatyków partii, którą kieruje, do ochrony tego, co jest według niego istotą polskości, czyli Kościoła Katolickiego.
Wysłuchałem go i spędziłem godzinę na przeszukiwaniu na zmianę kanałów TV- także TVP – i portali informacyjnych, w poszukiwaniu opisu tych wydarzeń, które aż tak wstrząsnęły jedną z ważniejszych osób w tym kraju. Po godzinie skończyłem i wpadłem w panikę. Tylko późna pora powstrzymała mnie przed pojechaniem do najbliższego sklepu i zakupienie mąki, ryżu, makaronu, soli, cukru i innych niezbędnych do przeżycia produktów i ucieczki z miasta albo wręcz do skierowania się na zachód, północ albo południe, żeby jak najszybciej opuścić granice Polski.
Dlaczego? Bo nic nie znalazłem. Było kilka wzmianek o tym, że w kilku kościołach kilka osób rozwinęło kilka transparentów. Żadnego kościoła nie spalono ani nawet nie próbowano podpalić. Żadnego księdza nie zamordowano, ani nie pobito. Ba, wyglądało na to, że nawet nikt żadnemu z księży niczym nie groził. Żadnego katolika nie pobito, nie grożono mu, ani nie zwolniono go z pracy za to, że jest katolikiem.
Po ulicach polskich miast rzeczywiście spacerowało nadspodziewanie dużo ludzi, powodując mniejsze lub większe zakłócenia w komunikacji, ale ani nie pchali się oni licznie do kościołów ani nikt nie twierdził, że są to zielone ludziki, które swój sprzęt zakupiły w sklepach myśliwskich lub na organizowanych przez wojsko polskie lub innych wyprzedażach sprzętu wojskowego.
PRZEACZYTAK TAKŻE: Obywatele RP popierają postulaty Strajku Kobiet
Niektórzy ze spacerowiczów mieli faktycznie kartki papieru – mniejsze lub większe – z napisami, które niezbyt pochlebnie wypowiadały się o klerze. Gróźb jednak nie zauważyłem. W telewizji zauważyłem za to, że faktycznie spacerowicze mogli budzić niepokój u osób naprawdę wrażliwych, bo wszyscy oni mieli maski. Nie były to jednak ani maski taktyczne – cokolwiek by to miało znaczyć – ani maski przeciwgazowe. Po prostu maski, jak rząd przykazał.
Tak więc po godzinie intensywnych przeszukiwań rzeczywistości zrozumiałem, że mam dylemat, którego waga mnie przerosła.
1) Czy moje państwo jest tak słabe, że wszyscy mundurowi mojego kraju nie są w stanie obronić Kościoła katolickiego przed miłośnikami spacerów i obrońcami praw kobiet?
2) Czy jedna z najważniejszych osób w moim kraju widzi to, czego nie ma?
Kiedyś w Polsce październik był miesiącem oszczędzania. Bardzo bym chciał, żeby w październiku 2020 roku oszczędzono mi roztrząsania dylematu, którego efekt – niezależnie od rezultatu – wpędzi mnie ona w jeszcze głębszą depresję
fot. JohnBob & Sophie Press
1 thought on “Październik miesiącem oszczędzania”
Kabaretowa ta „rewolucja”. Kabaretowy też „dyktator”, który odegrał swoją rólkę według stałego scenariusza.
Zwykła farsa.
Jaki „dyktator”, jaka „rewolucja” i jaka „opozycja”, taka „demokracja” i „państwo”.
Zwykła szmira.