„Czytelnik” wydał właśnie niepublikowane wcześniej zapiski Sandora Maraja z podróży po Europie (Szwajcarii, Włoch i Paryża), bezpośrednio po wojnie, z przełomu 1946 i 47 roku. Cieniutka to pozycja, ledwie 150 stron, jeden wieczór czytania, nieprzeznaczona przez pisarza do druku, w formie krótkich notatek ze spotkań i lektur, szkiców do obrazów odwiedzanych miast i krajów a przede wszystkim – to zaciekawiło mnie najbardziej – powojenny stan ducha Maraja i Europy widzianej jego oczami
Sandor Marai dzieli Europę na Wschód i Zachód. Zachód opisuje, ocenia i obciąża, ale też stawia przed Zachodem, wolną myślą i politykami konkretne zadania. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy wygląda, że podział pozostał a Zachód swoje zadania w dużej części wykonał. To Wschód a nie Zachód jest powodem zagrożenia. Marzenie, postulat Maraja, myśl o Zjednoczeniu Europy w formule życia wolnych ludzi bez granic, bez nacjonalizmów i przemocy, w obszarze postulowanej i realnej współpracy, w świecie, gdzie rządzi prawo się ziścił. Irena Makarewicz, tłumaczka i autorka posłowia to pomija, ja przeciwnie, głównie o tym myślę po przeczytaniu tej książki. Polecam lekturę „Porwania Europy”, Sandor Marai, Czytelnik 2022.
PRZECZYTAJ TAKŻE: W pułapce realnego populizmu
Im więcej ofiar i zniszczeń przynosi zbrodnicza agresja Rosji Putina na broniących swoich praw do wolności Ukrainek i Ukraińców tym bardziej marzenie o współpracującej ze sobą, zjednoczonej Europie, silnej myślą i uświadomionym imperatywem przestrzegania prawa, staje się jedyną pozytywną alternatywą dla żądzy władzy, panowania nad wszystkimi i wszystkim, chorobliwie przekonanych o swojej misji jednostek i zawłaszczonych przez nich państw.
Im więcej pustych słów i kłamstw o szczególnym znaczeniu narodowych mitów, wstawaniu z kolan i wyrównywania historycznych rachunków tym większe znaczenie mają wypracowywane wspólnie zasady współpracy, kooperacja między ludźmi i instytucjami oparte na prawie gwarantującym równość i wolność każdego człowieka, obywatela i społeczności bez względu na miejsce zamieszkania, swoją historię, aspiracje, poglądy i indywidualne wybory o ile nie zagrażają bezpieczeństwu innych.
Im bardziej Putin, Kaczyński, Orban i inni ciągnąc za sobą zahipnotyzowane mitami, przekupione publicznymi pieniędzmi, uzależnione od zawłaszczonego państwa mniej lub bardziej liczne grupy społeczne atakują i odwracają się plecami do projektu Zjednoczonej Europy, by zagarnąć dla siebie jak najwięcej władzy i narzucić swój punkt widzenia innym, tym bardziej ten projekt staje się ważny jako jedyny sposób na ograniczenie zagrożeń, życie w pokoju i dostatku, rozwój nauki i wolnej myśli służących globalnej wspólnocie.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Sąd uniewinnił Pawła Kasprzaka od zarzutu naruszenia nietykalności funkcjonariusza Mariusza Króla
Nie my, Polki i Polacy ani nie Węgrzy i Węgierki przekuwaliśmy to marzenie, odpowiedź racjonalnego myślenia na kataklizm wojny w realne struktury organizacji życia w Europie. To jest efekt ewolucji myśli Zachodu, próba wyciągnięcia wniosków z historii. Jej fundamentem jest myśl, że prawo, w tym przede wszystkim prawa człowieka i obywatela, prawo do równości, godności i prawo do decydowania o swoim życiu i wyborach, wielowymiarowa wolności każdego człowieka powinny być naczelną zasadą organizacji życia wspólnoty, której struktura oparta jest na demokratycznym wyborze władz, które z kolei są kontrolowane przez instytucje i wolnych obywateli, by te prawa były bezwzględnie przestrzegane.
Nie ma systemów idealnych. Ważna jest myśl a właściwie zdolność do krytycznej oceny i kolejne próby poznania i samodzielnego zrozumienia ciągle zmieniających się okoliczności naszego życia. Chodzi o cel i długotrwały, choć wielokrotnie przerywany ale też stale modyfikowany proces, który do jego realizacji prowadzi. Wydawało się, że jak wyrwaliśmy się z narzuconej, obcej, totalitarnej dominacji systemu sowieckiego dokonaliśmy akceptowanego przez większość wyboru. Jesteśmy częścią Zachodu i rozumiemy, co to znaczy samodzielność i wolność myślenia, odpowiedzialność za swój jednostkowy los i pomyślność zbiorowości. Dzisiaj mam duże wątpliwości. Po pierwsze nie szanujemy siebie samych, bo od tego trzeba zacząć, by przejść do innych powodów.
Snujemy ciągle jakieś opowieści o podmiocie zbiorowym, w których los pojedynczych ludzi nie ma kompletnie znaczenia. Podporządkowujemy go, zmuszamy do odczuwania i realizowania jakiś nazwanych przez „władców dusz i umysłów” narzucanych cech nie pytając się o ich zdanie, traktując jak poddanych. Tak jakby wojny, śmierć i cierpienie milionów w efekcie anonimowych ludzi nic nas nie nauczyły i nie miały znaczenia. Tak dzieje się od pokoleń, na tym oparty był i jest proces edukacji, to jest główny nurt kultury narodowej, hołubionej ponad miarę, bo sama jest niewolnikiem tych założeń i nie potrafi się obronić i główny nurt refleksji historycznej, która służy kreowaniu postaw i mitów a nie wyciąganiu wniosków na przyszłość. Tak też rozumiemy politykę, jako grę o władzę, czyli zdobycie rzeszy wyznawców i/lub utrzymanie jej za wszelką cenę a nie jako umiejętność uwzględniania artykułowanych racji, bycia reprezentantem/przedstawicielem zdolnym do podejmowania w naszym imieniu optymalnych decyzji.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Obwiniony korzystał z wolności wyrażania swoich poglądów. Sąd umorzył postępowanie
Nie traktujemy siebie „poważnie”, jak samodzielnie myślących jednostek tylko jak zbiorowość, która jest przedmiotem a nie podmiotem historii, raz „piękną” innym razem „odrażającą”, co tylko wymusza niską samoocenę oraz skrajny egoizm i brak szacunku do „drugiego”, który jest albo za „głupi” albo za „mądry”, by z nim współpracować. Obcy, bo niepasujący do wizji kreowanego podmiotu zbiorowego, obojętny, instrumentalnie traktowany. Bez współpracy i wzajemnego szacunku między ludźmi, grupami społecznymi i społecznościami współcześnie nie da się zbudować działającej sprawnie złożonej organizacji – państwa, nie mówiąc już o tak ważnych i potrzebnych strukturach ponadpaństwowych jak Unia Europejska.
By to skompensować, od pokoleń wypracowano metodę zrzucania winy na innych, obcych, wrogów, którzy nie pozwalają nam zrobić tego, co jest do zrobienia. To jest metoda aż tak zaawansowana, że można powiedzieć, iż składa się na mit założycielski naszej kreowanej wspólnoty. Rosja, Niemcy, Żydzi, Zachód, Wschód, Unia Europejska w zależności od potrzeb i aktualnej sytuacji wszyscy są winni stale niezadowalającej nas sytuacji, tylko nie my. Wróg może być „zewnętrzny” albo „wewnętrzny”, w pewnym sensie wszystko jedno, by usprawiedliwić własną niemoc. Dlatego wymiennie oprócz zewnętrznych sił pojawiają się albo niemieszczące się w narzuconej przez władzę definicji „naszości” elity albo nierozumiejący niczego, co ważne, egoistyczny i głupi lud. Pułapka braku samodzielności i podmiotowości człowieka, którą nazwał i rozbroił Zachód w dobie oświecenia i później u nas nadal w nienazwanej formie jest obecna.
Ten brak szacunku dla siebie i innych, a w konsekwencji nie uznawanie jako podstawy organizacji życia wspólnoty imperatywu przestrzegania praw i wolności każdego człowieka i obywatela, stanowi prawdopodobnie największą barierę, by zrozumieć i docenić wagę europejskiej myśli budowania Zjednoczonej Europy. Powtórzę tylko, że współcześnie widać wyraźnie, że jest to najpoważniejsze wyzwanie, bo nie ma innej drogi, by zachować pokój i wolność. A gdy znowu rzucimy się na siebie to smutni, samotni i przerażeni tym do czego jesteśmy zdolni, wrócimy do tej myśli, jak Marai po wojnie, którą przetrwał w faszystowskich Węgrzech a wyemigrował do Europy niedługo po, gdy w jego Budapeszcie zadomowił się totalitaryzm w sowieckim wydaniu.
- Paweł Bujalski – polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, wiceprezydent Warszawy w latach 1994–1999.
Tekst opublikowany został na pawelbujalski.blog
Zdjęcie: Vilhelm Hamershøi po raz pierwszy w Krakowie. Gazeta Krakowska 2022.