Kryzys nowożytności. Polityka międzynarodowa. Nie jest to moja specjalność, jednak filozofia wojny już jest, więc trzeba odnotować radykalne zmiany w polityce międzynarodowej i ich konsekwencje
Zacznijmy od porządku ustalonego w Teheranie, a przy okazji od losu Polski. Otóż niemądre jest dowodzenie, że Polska została zdradzona przez zachodnich aliantów. Roosevelt ledwie wiedział o istnieniu Polski, a Churchill miał zbyt słabą pozycję. Zabrakło odpowiednika Paderewskiego, który w czasie I wojny światowej wywarł wielki wpływ na prezydenta Wilsona. Alianci potrzebowali milionów biednych żołnierzy z terenów Rosji, bo nie było ich stać politycznie i ludzko na taki wysiłek. Cokolwiek by sądzono, to te miliony wygrały wojnę. A Polska, między innymi, stała się tego ofiarą.
Przy lepszej dyplomacji aliantów zapewne można było w sprawie polskiej więcej uzyskać, bo nie jest oczywiste, czy Stalin zdecydowanie chciał okupować Polskę, ale tej dyplomacji zabrakło. Polska była, tak jak jest, krajem na marginesie. Nikt nie chciał przedłużania wojny po to, żeby kraje Europy Wschodniej pozostały niepodległe.
Zasady te, czyli pokój za wszelką cenę, pozostały w filozofii wojny uprawianej na Zachodzie już na stałe. Dwa przykłady: porażka Anglii i Francji w sprawie kanału sueskiego i Egiptu w 1956 roku, a potem amerykańska klęska w Wietnamie wzmocniły to pokojowe nastawienie. Wszyscy chcieli pokoju, także Związek Sowiecki, który też raz spróbował (pomijam Koreę) w Afganistanie i też poniósł dotkliwą porażkę, która rozpoczęła koniec. Jednocześnie dla Zachodu zimna wojna była korzystna gospodarczo, bo inwestycje w obronność polepszały koniunkturę i napędzały rozwój technologiczny.
Zauważmy jednak, że tak było w Stanach Zjednoczonych i do pewnego stopnia w Wielkiej Brytanii, ale nie w kontynentalnej Europie. Europa uznała, że NATO jest wystarczające i tylko dla pozorów poszczególne państwa tworzyły własne armie i do dzisiaj trwa marzenie o wspólnej armii europejskiej. Nie bardzo wiadomo po co wiele krajów (w tym Polska), w ogóle ma swoje wojsko. Nikogo nie zaatakują, z nikim nie wygrają, a przed siłą mocarstw się nie obronią. Trudno się dziwić wątpliwościom amerykańskim, co do samego NATO, skoro to Amerykanie są praktycznie jedyną siłą w tym sojuszu. Nawet wojny w Jugosławii (Kosowie) Europa nie potrafiła skończyć bez amerykańskiej pomocy.
Liberalna Europa tak bardzo obawiała się jakiegokolwiek konfliktu na kontynencie, że nawet zmiany 1989/1990 przyjęła z mieszanymi uczuciami. Nic nie pomogła, ale się obawiała jakiejkolwiek ostrzejszej reakcji ze strony Związku Sowieckiego, a zwłaszcza zjednoczenia Niemiec. Szybko zapanował entuzjazm, ale doprawdy odtrąbienie europejskiego sukcesu było bezpodstawne, gdyż jedynej (i niewielkiej) pomocy w latach ucisku sowieckiego udzielały agendy CIA. Z koncepcji pokoju za wszelką cenę wyłamał się tylko de Gaulle (także w interesie Francji, tak jak go rozumiał), ale po jego śmierci Francja wróciła do wspólnoty europejskiej.
Wspólnota europejska, nie tylko sama Unia, stanowiła pewien problem. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że przynależność do niej i sama idea wspólnoty są bezcenne. Jednak wiele krajów uznało, że polityka zewnętrzna w stosunku do wspólnoty jest zbędna lub że można jej ciężar zrzucić na wspólnotę. Z kolei organy decyzyjne wspólnoty – i w coraz większym stopniu NATO – nie interesują się Europą poza krajami członkowskimi.
Przykłady z ostatnich lat to sprawa Ukrainy, która wprawdzie nie jest bez winy, ale też otrzymała jedynie marne wsparcie od Europy, sprawa Turcji, gdzie z racji wojskowych uwarunkowań pozwolono na kompletną dewastację demokracji, czy – obecnie, dzisiaj – sprawa Białorusi. Tu już mamy do czynienia ze skandalem. Ani NATO ani Unia Europejska nie poparły chociaż słownie zwolenników zmiany w tym kraju. Rola Polski jest wyjątkowo paskudna, bo to nasz najbliższy sąsiad i oczywisty interes w stosunkach międzynarodowych, już pomijając takie kwestie jak elementarne wartości i zwyczajna przyzwoitość.
Szalony Trump, trudna do wyjaśnienia, ba, zrozumienia polityka Chin i równie mętna polityka potężnej i zarazem słabej Rosji doprowadziły do stworzenia świata, w którym nie ma już ładu. A przeciwnie jest groźny nieład. Takie sytuacje się zdarzały – na przykład w okresie międzywojennym – jednak wielu ludzi dostrzegało wtedy zagrożenie. Do tego wszystkiego doszła pandemia, która w sposób naturalny doprowadziła do objawów egoizmu narodowego i to w świecie zachodnim niemal powszechnie. Wszystko to można zrozumieć, ale jak z tego wybrnąć, jak zastosować dyrektywy wielkich filozofów polityki międzynarodowej od Grocjusza przez Clausewitza po Kissingera?
Obawiam się, że podobnie jak w wielu innych przypadkach na szczytach politycznych dominuje bezmyślność spowodowana nie brakiem mądrych ludzi, lecz rozpaczliwym brakiem dobrych rozwiązań. Jest wiele przykładów ciekawych rozważań publicystycznych, ale w najmniejszym stopniu nie sięgają one poziomu filozoficznego. Ponieważ nie jest to – jak wspominałem – moja specjalność, więc potrafię tylko postawić pytania filozoficzne, na które nie znam odpowiedzi?
A zatem, jak w dłuższej perspektywie mają wyglądać stosunki świata zachodniego z Rosją, w których idzie nie tylko o spór militarny, ale przede wszystkim – jak zawsze z Rosją – spór o widzenie świata? W trakcie ostatnich dwustu lat bardzo wiele napisano na temat fundamentalnych relacji z Rosją. Pisali też znakomici polscy autorzy. Temat: Europa (Zachód) – Rosja należał do podstawowych aż do końca zimnej wojny. Co się takiego stało, że go zaniechano? Czyżby cokolwiek w sposób istotny się zmieniło, zniknęły różnice? I drugie pytanie filozoficzne, to pytanie o „wartości europejskie” lub „zachodnie”. Co to dzisiaj znaczy? Jak je wyeksplikować? Jak je egzekwować, jeżeli rzeczywiście funkcjonują? Takich pytań można zadać więcej. O źródła populizmu, o imigrację z punktu widzenia europejskiej duchowości, o relacje między bogatymi a biednymi krajami Europy, o rolę religii w europejskim świecie. Pytań brak, a, oczywiście, odpowiedzi na niezadawane pytania – nie ma.