Uwaga, sąd mówi. Sąd Najwyższy

fot. Flickr.com

Pierwszy raz w historii Sądu Najwyższego zakwestionowano roczne sprawozdanie z jego działalności.  Zakwestionowała je Kancelaria Senatu

Chodzi o spóźnione sprawozdanie za rok 2019, podpisane przez pierwszą prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Manowską. Sprawozdanie to ma bowiem wadę formalna, której nic nie jest w stanie, według senackich  prawników, i nie tylko ich, zmazać: nie zostało przegłosowane przez Walne Zgromadzenie Sędziów Sądu Najwyższego. A nie zostało przegłosowane, bo nie zostało przedstawione przez panią pierwszą prezes Walnemu Zgromadzeniu Sędziów, tworzącemu   najwyższą władzę samorządową w każdym sądzie. 

Prawnicy senaccy nazwali elegancko to, co do nich wpłynęło, projektem sprawozdania. Inni mówią coś o prywatnej opinii pani prezes. Są też tacy, którzy wyrażają się o tym, co zostało posłane do Sejmu, Senatu i prezydenta  znacznie dobitniej. Nie odważę się tutaj tego zacytować.

Ale to nie obawa przed wulgaryzacją  języka debaty publicznej mnie zatrważa. Decydujące jest coś zupełnie innego. 


PRZECZYTAJ TAKŻE: Spór o nazwę i coś więcej


Oto z Sądu Najwyższego trafiło do Senatu pismo, które według nadawcy jest sprawozdaniem z działalności Sądu Najwyższego, a według prawników z Senatu co najwyżej projektem takiego sprawozdania albo opinią osoby prywatnej, która co prawda jest pierwszą prezes Sądu Najwyższego, ale w tym przypadku nie ma to nic do rzeczy.

Sąd Najwyższy widzi co prawda pewien problem w tym, że opinia ta nie została przegłosowana na Walnym Zgromadzeniu, choć powinna, ale według niego jest  pandemia, a więc głosowania być nie musi. Przypomnijmy: nie mamy dla prawa nawet stanu klęski żywiołowej, żadne ograniczenia rozdziału XI Konstytucji („Stany Nadzwyczajne”) nie zostały wprowadzone, cieszymy się pełną normalnością.

Wada formalna była od zawsze dla prawnika herezją, niezależnie od tego którą ze szkół prawniczych reprezentował i jaki zawód prawniczy uprawiał. O ile kłamstwo niektórzy z prawników traktują jako emanację niezbywalnego prawa do wolności słowa lub świętego prawa do posiadania faktów alternatywnych, to błąd formalny jest herezją której nic nie tłumaczy i za którą kara może być tylko jedna: najpierw klątwa a potem banicja.

Tak było jeszcze do niedawna. Ale to już dzisiaj jak widać czas przeszły i dokonany w epoce słusznie minionej.


Ba, są prawnicy, którzy zgadzają się z tym, że sprawozdanie to ma rzeczywiście wadę formalną, ale zarazem podkreślają, że to widomy przejaw rzeczywistej niezależności Sądu Najwyższego. Wszak i pan premier  Morawiecki i Prezes, który nie jest prezesem w Sądzie Najwyższym ani żadnym innym, już tyle razy ogłaszali zwycięstwo nad Covidem, że tylko ludzie i instytucje naprawdę niezależne mają odwagę obwiniać o coś epidemię lub wirusa. 

Może rzeczywiście tak jest, w to jednak także nie chciałbym tutaj wnikać.

Tu i teraz to nie zakres niezależności trzeciej władzy od drugiej i Prezesa mnie interesuje. Dla mnie interesujące jest tylko to, że oto Pierwsza Strażniczka Prawa przyznaje, że istnieją uzasadnione powody zezwalające jej na odstąpienie od pilnowania się litery tego prawa.

A skoro Sąd Najwyższy może…

No cóż…

W dyskusji nad tym czy Polska jest jeszcze państwem prawa czy też już nie, stanowisko Sądu Najwyższego powinno być potraktowane poważnie.

W końcu powaga Sądu Najwyższego…

Stanowisko prezes Sądu Najwyższego w tej naprawdę bardzo ważnej dla nas wszystkich i Unii Europejskiej sprawie jest proste jasne i czytelne:

Pomidor.

I trudno się z panią prezes w tej kwestii nie zgodzić. 

O autorze

Starsze opinie, komentarze, listy