W naszej bańce triumf. Podobno bowiem wygrały prawa zwierząt. Przepraszam bardzo wszystkich – ja jestem za. A nawet przeciw
Sprawa była i jest słuszna. Ale to zdecydowanie nie wystarczy. A ekspresowe czytania i nocne głosowania już nikogo nie obchodzą? A gwałt na procedurach? A brak konsultacji społecznych? Brak oceny skutków regulacji? Prawa – Szanowni Państwo – nie wolno pchać „na rympał”. Bo wtedy to jest złe prawo. Choćby w słusznej sprawie. Podniesienie wieku emerytalnego było słuszne. Konsultacji nawet próbowano. Przepchnięto „na rympał” i skończyło się źle. Bo to było złe prawo właśnie dlatego, że zostało przepchnięte.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Doktryna ograniczonej suwerenności
Nie – nie chcę stawać w obronie biznesów farmerów. Ani nawet w obronie ludzi, którzy tam pracują. Mówię tylko tyle, że oni muszą móc zabrać głos, ten głos powinien zostać wysłuchany. Choćby po to, by ich racje świadomie uznać za nieistotne i je świadomie odrzucić. W przeciwnym razie będą rozrabiać. Może nawet skutecznie. A wśród pryncypiów, które sam wyznaję, są i zwierzęta, i ludzie nawet źli i głupi, i demokratyczny obyczaj, o którym tyle gadałem – do niedawna w jakimś chórze z politykami opozycji, a od „wyborów prezydenckich” już nieco bardziej samotnie.
Nie ufam własnej pamięci w całym tym zamieszaniu. Ale prawdopodobnie było to pierwsze głosowanie od 2015 roku, w którym głosy opozycji miały jakiekolwiek znaczenie i przesądziły o wyniku. Z tego punktu widzenia głosowanie w sprawie farm futerkowych miało znaczenie większe niż wszystkie afery o budżet – łącznie z okupacją Sejmu w 2016 roku – wszystkie te dramaty w sprawie sądów itd. Tamto wszystko – to były tylko puste gesty. Prawdziwą politykę opozycja parlamentarna miała okazję po raz pierwszy zrobić teraz. No i zrobiła… W słusznej sprawie. Postąpiła inaczej niż w sprawie podwyżek, praw kobiet, IPN – można bez końca wymieniać wtopy. Czy na pewno opozycja wie, co robi? Jak zwykle, nie bardzo. I może tak jest dobrze.
W tle jest ustawa o bezkarności rządzących. O nią chodzi – chyba, że starcza nam naiwności, by wierzyć, że naprawdę Kaczyński przejął się losem zwierząt i że przejęci nim są również parlamentarzyści opozycji…
W co zagrała opozycja w tej sprawie? W sprawie rządu mniejszościowego, którym politycy PiS grożą (raczej jednak wciąż na wyrost) własnym koalicjantom, zwłaszcza Ziobrze? Tego nie wiemy. Opozycja raczej też nie wie. I może tak jest dobrze.
Wydaje mi się – a wbrew sobie to piszę – że akurat tym razem opozycja powinna robić, co robi zwykle, w czym jest dobra i co prawdopodobnie właśnie robi – czyli po prostu nic. Ziobro grozi pasem szahida i samobójstwem — jak zauważył Dorn, moim zdaniem bardzo słusznie. Kaczyński daje mu czas na zastanowienie: dokładniej mówiąc, ludzie Ziobry mają czas, by się odeń odwrócić, bo sam Ziobro raczej już wyboru nie ma. Nie ma też zresztą wielkich szans, bo w walce z Morawieckim przestrzelił. Nie będzie przecież Ziobro zmieniał Kaczyńskiemu premiera. Czy Kaczyńskiemu ten manewr się powiedzie, czy nie — efekt należy uznać na potencjalnie korzystny.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jaśkowiak i federacja partii
Rząd mniejszościowy? To oznacza albo ponowne wybory, albo więcej głosowań, które – jak to w sprawie zwierząt – będą oznaczały prawdziwe decyzje opozycji. To dobrze. Choć może niekoniecznie.
Patrząc na losy „wyborów prezydenckich”, na teksty o tym, że prawa osób LGBT to „temat zastępczy”, na zgodę na łamanie procedur, demokratycznego obyczaju i także — owszem, czemu nie, jeśli się może opłacić — łamanie konstytucji: no, patrząc na to wszystko, jednak się martwię.
Przyspieszone wybory nie są raczej realne. Inaczej niż w 2007 roku opozycja niezupełnie ich chce. Już zresztą pokazała, że do przejęcia władzy niespecjalnie się jej pali.
Nie wierzę politykom. To banał. Oni po to są, żeby im nie wierzyć. Demokracja jest wtedy, kiedy ma im kto patrzeć na ręce. Naszym także. Jeśli to się dzieje — politykom wierzyć się da. Patrząc na dyskusję i atmosferę wokół jednego z większych politycznych przesileń ostatnich lat, niespecjalnie liczę na to, że dbałość o procedury, konsultacje, „analizy skutków regulacji”, ale także o konstytucję, prawa człowieka i o to w końcu, co myślą polityczni przeciwnicy — że to wszystko obchodzić będzie kogokolwiek poza garstką oryginałów z coraz bardziej niszowych obywatelskich ruchów.
Po ostatniej klęsce miałem nadzieję na błogosławiony czas bez wyborów i ich niszczących myślenie kampanii. Teraz jednak coraz bardziej się boję, że w pseudowyborach prezydenckich naprawdę przegraliśmy. My, obywatele, i my, Obywatele RP.
fot. Wikimedia