170 PYTAŃ. Po co i jak?

Piotr Niemczyk zapytał mnie, czy nie napisałbym, które z potencjalnych 170 pytań w planowanej publicznej dyskusji Obywatele.News jest dla mnie najważniejsze. Powtórzę zatem: Po co i jak?

Świadomie upraszczam i uogólniam, bo za tymi prostymi, jak tytuł książeczki dla dzieci, pytaniami, stoją na półce tomy myślicieli z różnych dziedzin piszących od wieków.

Tytułowe „po co i jak?” to dwa najistotniejsze pytania, które człowiek rozumny powinien sobie zadać przed rozpoczęciem jakiegokolwiek działania. Dotyczy to również zbiorowości i polityki. Rzadko się zdarza, by działanie było skuteczne bez wcześniejszej odpowiedzi na te fundamentalne pytania. W przypadku działań społecznych, politycznych sprawa się komplikuje. Te odpowiedzi powinny być zrozumiałe i akceptowane nie tylko przez inicjatorów działania, lecz przez zbiorowość w imieniu której i na rzecz której są podejmowane. Powinny być tematem opowieści o naszej przyszłości.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Waga „zastępczych tematów”


Powiecie, że idealizuję, bo tak jest możliwe tylko w „idealnym świecie”, a nie w rzeczywistości, bo w polityce „od zawsze” królują proste odpowiedzi. Po co? – by mieć władzę, pieniądze i przywileje. Jak? – to zależy od okoliczności i dopasowanych do nich metod socjotechnicznych. Idea, wartości są – jakbyśmy dzisiaj powiedzieli –  tylko marketingowym trickiem.

Zobaczcie, co się stało z naszą powszechną świadomością? Jak wielu polityków, komentatorów, nas samych wreszcie, przyjmuje te cyniczne odpowiedzi? Może to trwa już dekadę liczoną od „kłamstwa smoleńskiego”, może od śmierci Jana Pawła II, gdy święty cesarz umarł i sami wzięliśmy sprawy w swoje ręce, może od „Przyszedł Rywin do Michnika”. Nie, to nie jest „od zawsze”. Czy zapomnieliśmy o Mazowieckim, Stommie, Chrzanowskim, Kuroniu, Kozłowskim, Tischnerze, Kuleszy, o wielu innych i nas samych z lat wcześniejszych? Przyszły nowe pokolenia, nie potrafiliśmy nauczyć, pokazać, wychować, przekonać. A może nie jest tak źle?


Tak, nadal jestem „szlachetnym demokratą” i „liberałem po przejściach” przekonanym (ciągle mam nadzieję, że jest nas wystarczająco dużo ), że rozumna indywidualna i zbiorowa moralność, u podstaw której leżą prawa i wolności człowieka, w tym jego i zbiorowości prawo do samostanowienia o swojej i wspólnoty (narodowej, lokalnej, zawodowej, środowiskowej) przyszłości mimo często tragicznych meandrów kroczy zwycięską drogą.

Ale nawet gdyby pominąć ten aksjologiczny ład (podobno nie jest już sexy) i przyjąć przedstawiony w poprzednim akapicie bezwstydny, cyniczno-pragmatyczny punkt widzenia – to „oni”, władza, przecież nie rezygnują ze snucia opowieści, która jest de facto odpowiedzią na postawione w tytule pytania.

Jaka jest zatem różnica? Jeżeli ta opowieść jest oparta na kłamstwie, a jest, i choć „głupi lud to kupi”, historia uczy, że może tak być tylko w pierwszym etapie zdobywania władzy. W miarę jej utrwalania rzeczywiste cele i metody wcześniej czy później pokazują swoją autorytarną, a w skrajnych przypadkach totalitarną, twarz i zostanie tylko większa lub mniejsza przemoc jako odpowiedź na pytanie „jak?”. Więc „prawda”  musi w tej opowieści dominować, bo jak przypominał Miłosz w swoim noblowskim wykładzie, mimo pytania Poncjusza Piłata „a czym jest prawda?”, to żyjemy w świecie przeciwieństw i potrafimy odróżnić prawdę od fałszu i kłamstwa


PRZECZYTAJ TAKŻE: To ruchy kobiece mają realną szansę na zwycięstwo w tej wojnie


Wróćmy do naszego obozu. Ta opowieść, będąca w istocie odpowiedzią na dwa pytania: po co i jak?, musi być koherentna. To znaczy, że nie da się skutecznie przeprowadzić rozumnie moralnego działania, jeżeli nie zachowa się koniecznej spójności między celami i metodami.

Oczywiście, znowu odezwą się cyniczni pragmatycy i przypomną „Księcia” Machiavellego i jego słynne, znane od podstawówki „cel uświęca środki”. Warto wtedy przypomnieć, że sam autor zaznacza, że jest to działanie możliwe i uzasadnione jedynie w skrajnych przypadkach obrony „racji stanu” przed wrogami zewnętrznymi, stosującymi takie właśnie metody. Wśród przymiotów władcy wymienia: cnotę, miłosierdzie, słuchanie i korzystanie z rad a tzw. pragmatyzm jest o wiele niżej w tej hierarchii.

Pamiętajmy też, że od przełomu XV i XVI wieku kiedy żył i pisał Machiavelli  upłynęło blisko 500 lat i w między czasie, 200 lat później, Immanuel Kant określił swój równie słynny „imperatyw kategoryczny” (o którym też uczą, ale jak widać mniej skutecznie), którego najprostsza wersja nakazuje: „Należy postępować zawsze według takich reguł, co do których chcielibyśmy, aby były stosowane przez każdego i zawsze”, a potocznie: zachowuj się tak, jakbyś chciał, by inni zachowywali się w stosunku do ciebie, co po latach zostało przyjęte w kręgu cywilizacji zachodniej jako fundament „rozumnej moralności” leżącej u podstaw demokratycznego państwa prawa.


Ludzkość przez te długie lata do dziś doświadczyła na sobie takich kataklizmów, które – wydaje się –  w dostateczny sposób skompromitowały i obnażyły fatalne skutki rozwiniętego do skrajności machiavellizmu. Tak na marginesie warto zauważyć, kto i kiedy powołuje się na słynny cytat z „Księcia”. Najczęściej są to politycy będący u władzy lub aspirujący do niej oraz publicyści i politolodzy im sprzyjający. Potrafią każde świństwo i głupotę tłumaczyć pragmatyzmem a chodzi o jedno; władzę i przywileje.

Co w takim razie w praktyce, tu i teraz, znaczy zachowanie koniecznej spójności między celami i metodami?  Jak odpowiedziałbym na najważniejsze moim zdaniem pytanie?

W naszej sytuacji (położenie geopolityczne i uwarunkowania wewnętrzne) moim zdaniem (nie jesteśmy już demokratycznym państwem prawa i nie liczę za „Drogą do niewolności” Timothy Snydera na dobrowolną, demokratyczną formę sukcesji władzy) na pytanie „co?” odpowiedziałbym – po pierwsze przywrócić demokratyczne państwo prawa. To jest warunek konieczny do prowadzenia rzetelnych i efektywnych działań we wszystkich sektorach życia indywidualnego i zbiorowego. Pluralistyczne, obywatelskie i demokratyczne państwo prawa powinno być tematem przewodnim tej opowieści. Starsze od wielu z nas nasze hasła „nie ma chleba bez wolności” i „nie ma wolności bez solidarności” są stale aktualne i stale tak samo ważne.


PRZECZYTAJ TAKŻ: Zuzanna Rudzińska-Bluszcz społeczną kandydatką na Rzecznika Praw Obywatelskich


Nie da się odbudować czy przywrócić wolności, pluralizmu i demokracji korzystając z niedemokratycznych struktur i metod. Myślę o dzisiejszym stanie tzw. sceny politycznej, ram prawnych działania partii politycznych, mediów, ordynacji a szczególnie o tzw. opozycyjnych partiach politycznych, niby nas reprezentujących a zamkniętych i wyalienowanych. To są bardzo głębokie, obawiam się, że nie do naprawienia wady strukturalne. Inaczej mówiąc, na pytanie „jak?” odpowiedziałbym słowami Jacka Kuronia – tworząc nowe, w pełni demokratyczne, otwarte dla każdego, w tym aktualnych polityków,  pluralistyczne struktury.

Drugą nutą tej opowieści, wydaje mi się, powinna być wizja Polski w integrującej się, coraz dojrzalszej i ciekawszej Unii Europejskiej.

Przyszłość Europy powinna być naszą przyszłością. A oprócz tego a może przede wszystkim, tak jak zwykle, pewnie nie da się odzyskać wolności i demokracji dla obywateli bez pomocy i wsparcia w demokratycznych strukturach Zachodu. Europejska opinia publiczna i siła polityczna, gospodarcza i intelektualna Unii stanowi jedyną realną  przeciwwagę dla politycznych interesów Rosji w Polsce i naszej części Europy. To nasze bezpieczeństwo i racja stanu. Jak? Poprzez własne, oparte na nowo powstałych, krajowych, demokratycznych strukturach relacjach z Unią, z funkcjonującymi tam siłami politycznymi i społeczeństwem obywatelskim zrzeszonych krajów. Musimy być widoczni, dawać świadectwo i stale przypominać o sobie i naszych aspiracjach. Powinniśmy mieć świadomość, że w pewnym sensie – państwowo politycznym, we Wspólnocie Europejskiej nas już nie ma.


Mam nadzieję, że na pytanie, po co i jak spróbuje odpowiedzieć w szczegółowych kwestiach przygotowywana przez Obywatele.News debata „170 pytań”. Ja pozwoliłem sobie jedynie na zarysowanie tła i zwrócenie uwagi na, moim zdaniem podstawową, koniunkcję przy przyjętych założeniach – odpowiedź na pytanie „co?” musi wiązać się z odpowiedzią na pytanie „jak?”, bo tylko wtedy opowieść jest porywająca a działanie skuteczne.

fot. Pixabay

  • Paweł Bujalski – polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, wiceprezydent Warszawy w latach 1994–1999.

O autorze

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »