Bezradnie zrozpaczony szukam przyczyn utraty resztki sił. Z trudem wstaję, pracuję. Pierwszy raz od 30 lat nie słucham radia, nie oglądam telewizji, próbuję nie otwierać serwisów informacyjnych, z przyzwyczajenia kupuję tygodniki, ale ich nie czytam. Bo gdy to zrobię dostaję bólu brzucha, dopada mnie niemoc, pocę się, skacze ciśnienie. Świat, który znam od ponad 50 lat, jeszcze nigdy nie był mi tak wstrętny, szczególnie ten od Odry i Nysy po Bug
Urodziłem się w komunizmie. Ale wokoło mnie nie było komunistów. Odcienie szarej codzienności brałem za kolory, a szczęście znajdowałem w miłości, przyjaźniach, sporcie i książkach.
Uczono mnie od dziecka, by smutki łagodzić lekiem wiary. Cierpliwie stałem więc w kolejce do tej apteki. Plaster religijnej wspólnoty dawały ukojenie, ale gratiam fidei nie doświadczyłem. Dziś mogę powiedzieć: na szczęście. Wtedy nie widziałem, jak złym medykamentem jest to co ofiaruje Kościół katolicki w Polsce. Nie widziałem podłości i zakłamania, a co najwyżej surowość i konserwatyzm. Jednak instynktownie, niezauważalnie i bezboleśnie zacząłem oddalać się od tej instytucji. Dziś odcinam się radykalnie, ratując duszę.
Gdy padł komunizm w pędzie ku karierze, czy tym co brałem za szczęście, pogubiłem wiele, ale doceniałem cud, w jakim przyszło mi uczestniczyć. Cud odzyskiwania wolności. Wierzyłem, że będę tym pokoleniem Polaków, które zasieje normalność, spokój, doceni uczciwą pracę, zmieni kraj w mlekiem i miodem płynący. Byłem naiwny. Tej przeklętej ziemi nie da się zaorać i posiać ziarnem rozsądku i dobroci.
Dziś w okrutny sposób, pod postacią karykaturalnej facjaty Piotrowicza, czy wulgarnej Pawłowicz, powraca szary i podły czas mej młodości. Różnica jest tylko taka, że ja już nie mam właściwej młodym odporności.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Pragmatyzm wojny ze złem
Widok Ziobrów, Kathaków, Glińskich i całej tej kamaryli obezwładnia mnie. Mam wrażenie, że na każde ze stanowisk obsadzanych przez PiS wybiera się najgorszego z możliwych kandydatów, niezależnie czy jest to premier, rzecznik praw dziecka, czy minister oświaty. Wszyscy oni z jakąś perfidną maestrią zadają ból każdemu, kto mówi „nie” tym kreaturom.
Na liście krzywdzonych są dzielni sędziowie, uczciwi dziennikarze, zwolnieni dyrektorzy instytucji kultury, uczniowie, którym odebrano szanse kształcenia, kobiety, którym krok po kroku banda zakompleksionych zboczeńców ogranicza prawa, uczciwie pracujący, którzy mieli nieszczęście piastować atrakcyjne dla jakieś pisowskiej szumowiny stanowisko oraz wszyscy, którzy mają w sobie cień przyzwoitości.
Zabiera się wolne media, odcina nas od Europy, ogranicza szanse rozwoju. Dla utrzymania władzy pisowcy i ich akolici gotowi są poświecić każde dobro, wejść w pacht z każdym, nawet największym wrogiem.
Świadomość ponownego zamykania w klatce powinna mnie zmobilizować. Tak było przez pierwsze pięć lat pisowskiej okupacji. Teraz ogarnęła mnie atrofia woli walki.
Długo nie mogłem znaleźć odpowiedzi, dlaczego się poddaję, oddaję przestrzeń złu i podłości. Wydaje mi się, że winny słabości jest wstrzykiwany regularnie jad upokorzenia.
Że tak łatwo daliśmy się ograć, oszukać. Że jesteśmy tak nieskuteczni. Że o naszym losie decydują tak marnej konduity kreatury. Że bardzo przeciętny polityk, wyposażony jedynie w broń podłości i konserwującą tarczę żółci, otoczony szpiegami, wariatami i cynikami, w sześć lat zniszczył wszystko co tak mozolnie i z ofiarnością budowaliśmy, sadziliśmy i pielęgnowaliśmy by odrosło. Że ci niedouczeni, podli ludzie tak szybko obnażyli nasze słabości, tromtadracje, naszą zachłanność, prywatę, uległość, tchórzliwość.
Na sensowne argumenty odpowiadają kłamstwem, na nasze zdecydowanie bezwzględnością, chamstwem i brutalnością, nasza łagodność rozzuchwala ich, wyciągnięta do zgody ręka ośmiela, by kopać. Nie znają słowa przepraszam. Zdehumanizowali nas, nazywając gorszym sortem, robactwem, lemingami.
Upokarzające jest i to, że 30 procent obywateli kraju, z którego nie wyjechałem w odpowiednim momencie, jest mimo to gotowych na nich głosować.
A przecież skala łajdactw obezwładnia. Widzieliśmy w krótkiej historii III RP, złodziejstwo, chamstwo, kłamstwo, blagierstwo, butę i pychę, ale nigdy z taką intensywnością, agresywnością i bezwzględnością.
Ku memu zaskoczeniu na tej glebie upokorzeń, nawiezionej obornikiem PiS i oranej regularnie od wieków przez Kościół katolicki, zamiast wściekłości i buntu rodzi się wyuczona bezradność, odrętwienie zastępuje energię.
Upokorzenie, to uczucie dużo mocniejsze od wstydu, bardziej zaburza równowagę człowieka niż złość czy wściekłość, jest absolutnie destruktywne. Uderza w sama istotę człowieczeństwa, wytwarza poczucie bezsilności i niemocy.
Sam, niczym baron Munchhausen, już z tego bagna się nie wyciągnę. Ktoś musi podać rękę, ktoś zaszczepiony na pisowski jad. Jestem jak jeden z tysiąca żołnierzy uśpionej armii. Można nas obudzić. Czekam na sygnał.
O autorze
Wojciech Fusek
Dziennikarz, redaktor, były dyrektor wydawniczy i zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, autor książek górskich
1 thought on “Jestem jak jeden z tysiąca żołnierzy uśpionej armii. Czekam na sygnał”
Jak dobrze oj jak dobrze, nie zwarjowalam. Myslalam ze ze mna cos nie tak, zapadalam sie w siebie i myslalam ze to koniec.Dziekuje ze ktos opisal co cuje i mysle. Nie potrafie tak pisac ,ale te slowa i mysli sa prosto z mojego serca.Dal mi Pan nadzieje na lepsze jutro nadzieje ze nie jestem sama DZIEKUJE