Mariupol. Mam nadzieję, że nie milczymy. Wielu mówi lub pisze. Wielu nie może. Nie mogę podnieść ręki. Są wspomnienia, które ukrywasz nawet przed samym sobą – pisze na facebooku Nadieżda Suchorukowa z Mariupola
Moje osobiste piekło. Został w Mariupolu. Nie chcę go zabierać w spokojne życie. A on ciągle wraca. Szczególnie w nocy, w koszmarach i w poczuciu winy.
Dlaczego mam wrażenie, że to moja wina, że umarł mój kuzyn, że nie wiem, czy mój Josik żyje, że moja rodzina i przyjaciele nadal tam są, że moje miasto zniszczone przez orków i płaczące, patrzy na mnie osądzająco?
To brzmi okropnie, ale pod bombami i ostrzałami wiedziałam, co robić. Teraz rozdzierają mnie sprzeczności. Im dalej odjeżdżam od mojego miasta, tym mniejsze są szanse na powrót. Nie mogę przeciąć tego sznura. On mnie przytrzymuje. Mój Mariupol nie chce odpuścić.
On już nie jest taki sam, jest inny, wszystko tam jest złe i straszne, nie da się tam żyć, ale miasto nie jest winne. Nie wiem kim są zabójcy. Jest ich wiele. Moją wściekłość wypluwam w niebo. Nie rozumiem, dlaczego ta nienawiść we mnie nie może zabić moich wrogów na odległość? Dlaczego oni wciąż żyją?
ZOBACZ TAKŻE: Wesprzyj noclegownię dla uchodźców z Ukrainy. Skorzystało z niej już blisko 100 osób
Nic już nie będzie takie samo. Nasz los został pogrzebany, nasze marzenia się roztopiły, nauczyliśmy się nienawidzić naszych wrogów i życzyć im śmierci tak szczerze, że na widok zmarłego okupanta płyną łzy radości. Nigdy tacy nie byliśmy. Wojna to sprawiła. A teraz jesteśmy nieustraszeni i zdesperowani. Nie możemy zostać pokonani. Jesteśmy niepokonani.
W Mariupolu, pod spadającymi bombami, koleżanka powiedziała mi: „Jak będzie, tak będzie. Nie boję się”. Kiedy myśliwiec leciał nisko, podniosła rękę do nieba, odwróciła głowę w stronę samolotu i powiedziała: „Leć”. I z jakiegoś powodu wierzyłam, że się uda.
Jestem słaba. Trzęsłam się, gdy spadały bomby, ale wszystko nagrałam i wrzuciłam na swoją stronę. Słaba, wystraszona Nadia, jak w dzieciństwie, gdy nastawała ciemność, zamieniła się w absolutnie spokojną i gotową na śmierć dorosłą kobietę, która wszystko nagrywa i będzie pamiętać.
Gdy bomby uderzyły w dom, wszyscy się szukali. Bałam się, że kogoś nie znajdziemy. Błysk, straszny szok i oczekiwanie na śmierć. Pamiętam, jak myślałem: „Ale prawda jest taka, że prędkość światła jest szybsza niż prędkość dźwięku”. Błysk był jak błyskawica, a dźwięk jak piorun. Wydawało mi się, że uderzenie było w samochodzie na podwórku. Okazało się, że uderzyło w dach. Dom stał w miejscu. To był cud. Żyliśmy dalej. Myślałem, że do następnego uderzenia już niedługo.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Służba, która zatrzymała Rosję. 30 rocznica powstania SBU
Ci, którzy wyszli z piekła wiedzą, jak ludzie mówią do siebie po strzelaninie i uderzeniu. Wymawiają najcenniejsze imiona, jakby pękały im serca.
Mama krzyczała: „Władyk, gdzie jest Władyk?”. Mój drogi brat gotował wodę na werandzie na ognisku. Udało mu się upaść na podłogę. Natasza, gospodyni, szukała swojego męża Maxima. Był na zewnątrz. Maxim wbiegł do domu i zapytał: „Gdzie jest Natasza? Czy ktoś widział Nataszę?”. Krzyknęłam na psa: „Angie idź na spacer! Idź na szybki spacer!” Nigdy wcześniej na nią nie krzyczałam. Musiałam ją wydostać z tego pokoju. Pochyliła się i nie chciała. Płonęło drugie piętro.
Byliśmy bez butów. Zaczęłam szukać czegoś do ubrania. Pamiętam płacz dzieci, płacz Kirjuszy, siostrzeńca i silne wybuchy, bardzo blisko. I chęć odejścia. Jakbyś mógł wyjść z piekła. Jakby ten koszmar kończył się tuż za rogiem domu. Mam ochotę gdzieś pobiec. To było głupie. Zbombardowali całą okolicę.
Moje osobiste piekło żyje we mnie. Ból mija tylko wtedy, gdy o nim mówię. Mówię to do Ciebie. Proszę o cierpliwość. Wojna się skończy. Wytrzymamy to i pokonamy. Jesteśmy mieszkańcami Mariupola. Jesteśmy Ukraińcami.
Na początku kwietnia rosyjscy okupanci zabili litewskiego reżysera Mantasa Kvedaraviciusa. Był bez broni. Filmował Mariupol. Chciał pokazać światu prawdę. Został zabity za to, że był szczery. Umarł, ale prawda przetrwa. Ona jest wieczna. Nie możesz jej zabić.
Nadieżda Suchorukowa
Na pierwszym zdjęciu moje okno. Przed wojną. Wróciłam z pracy i wiedziałam, że mąż na mnie czeka. Zapalił latarnię, żebym jak okręt dotarła do brzegu.