Pewnie większość się zgodzi, że trudno mówić o bezpiecznej, żyjącej w pokoju Europie (i świecie) bez ułożenia odpowiednich, wzajemnie korzystnych relacji z Rosją. Prawda, że dzisiaj to zdanie brzmi wręcz prowokacyjnie i nie jest obecne w debacie publicznej? Trzydzieści, dwadzieścia, ba dziesięć lat temu było wręcz komunałem, powtarzanym przy różnych okazjach
Nie znaczy to wcale, jak chciałby Polakom dzisiaj wmówić PiS, że nie widziano zagrożeń, nie słyszano wypowiedzi Putina, nie czytano doktryn, zapomniano o Gruzji i Ukrainie z 2014 roku i później, że wszyscy byli tacy „głusi” i „ślepi”, głupi po prostu. Nie, świadomie próbowali prowadzić politykę, nie bez wielkich błędów i zaniechań, by stworzyć jak najlepsze warunki dla życia, bezpieczeństwa i rozwoju swoich społeczeństw. Bez wojny i przemocy, w dobrobycie, z zachowaniem praw i wolności ludzi.
Oczywiście była i jest to wizja rozciągniętej w czasie „dobrej” przyszłości, dla „naiwnych idealistów” marzenie, dla niektórych polityków może być to dalekosiężnym celem, bo przecież polityka traktowana poważnie i takie odległe cele powinna mieć przed oczami. Większość przecież przytaknie – tak, chcemy żyć w bezpiecznej, żyjącej w pokoju Europie, ale…
ZOBACZ TAKŻE: Jak blisko Kaczyńskiemu do Orbana, a Orbanowi do Putina
Rosja okazała się Rosją, krok po kroku ściągnęła maskę i wszczęła wojnę na wielką skalę w Europie, wojnę, jakiej nie widzieliśmy od 8 dekad. Pełną okrucieństwa, irracjonalną, grożącą a nawet zapowiadającą światową katastrofę. Rosja Putina napadła na suwerenną, z demokratycznymi i europejskimi aspiracjami Ukrainę, która heroicznie się broni już ponad 40 dni i wierzymy, że z naszą, Zachodu pomocą, zwycięży. Czas względnego pokoju i nadziei na pokój został 24 lutego 2022 roku brutalnie przerwany przez nienasycony imperializm nacjonalistycznej i autorytarnej Rosji Putina.
Co jest alternatywą pokoju? Zimna lub gorąca wojna. Albo śmierć i zniszczenie, prawdopodobnie niewyobrażalna totalna katastrofa albo opadnie z hukiem znowu „żelazna kurtyna” i oddzieli od siebie dwa wrogie, najeżone rakietami i nowoczesnymi systemami zagłady światy.
Mamy nadzieję, że wtedy znajdziemy się po „właściwej stronie”, ale pewności nie ma. Będzie zależeć to od Zachodu i Rosji i nieznanej przyszłości.
Wesprzyj noclegownię dla uchodźców z Ukrainy. Skorzystało z niej już ponad 100 osób
Piszę o tym dlatego, że irytują mnie powszechne, według mnie bezrozumne, szkodliwe, bo wyzbyte chęci zrozumienia i racjonalnej oceny ataki polskich polityków i większości komentatorów na politykę Zachodu wobec Rosji po rozpadzie związku sowieckiego i przełomie z początku lat 90-tych. Narracja PiS-u jest szczególnie szkodliwa i zabójcza dla naszej przyszłość w Zjednoczonej Europie, bo oni wręcz jednostronnie obarczają liberalny Zachód, a przede wszystkim Niemcy i Francję, winą za agresję Rosji Putina na Ukrainę, co spotyka się z przytakiwaniem innych, by nie stanąć w poprzek tak ukształtowanej opinii publicznej albo co gorsze, bo myślą tak samo. A Kaczyńskiemu, jak zawsze, chodzi o władzę i wzbudzenie antyzachodnich nastrojów. Choć teraz igra z ogniem.
NATO jest sojuszem obronnym. Wydawałby się, że to proste i jednoznaczne zdanie nie budzi większych kontrowersji, ale nie w Polsce. Odnoszę wrażenie, że, choć nie jest to wypowiedziane wprost, PiS prowadzi teraz świadomie tę swoją „antyzachodnią narrację” z ukrytym zarzutem, że NATO, liberalny zachód, nie broni odpowiednio zaatakowanej Ukrainy, nie atakuje zbrojnie Rosji, bo jest z definicji „tchórzliwy i zły” w przeciwieństwie do rządzonej przez nich Polski, bezkompromisowej i odważnej, przynajmniej tak chcą utrzymać i wzmacniać emocje ludzi licząc na zwiększenie poparcia dla siebie.
Jest to prawdziwie hazardowa zagrywka, śmiertelnie niebezpieczna, bo musimy pamiętać o słynnej formule art. 5 Paktu, że NATO, gdy „zbrojna napaść nastąpi” na którekolwiek państw ze stron paktu, podejmie „działania, jakie uzna za konieczne, łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego”. Wszyscy czujemy, że kluczem polskiej polityki powinny być działania, by Zachód uznał „za konieczne” to, co jest naszą racją stanu.
Czy Polska zostanie zaatakowana przez Rosję zależy od Putina i jego reakcji na działania Zachodu. Od nas zależy niewiele, chyba że będziemy realizować politykę Putina lub Zachodu. Wtedy właśnie od Zachodu, w tym USA i w dużej mierze od Niemiec i Francji i innych europejskich państw stron Paktu Północnoatlantyckiego, zależeć będzie gdzie w przypadku zimnej wojny opadnie „żelazna kurtyna” a o przypadku „gorącej wojny” lepiej nie pisać, bo będziemy po prostu pobojowiskiem po bitwie. A to, że to my w tej sytuacji zachęcamy dziś i dążymy słownie do rozszerzenia wojny jest aberracją na światową skalę. Zachód rozumnie i odpowiedzialnie to ignoruje, ale jak myślę, pamięta.
Naszą racją stanu jest zrozumienie polityki, którą prowadzą nasi sojusznicy a nie narzucanie „swojej narracji” i swoich, najczęściej dyktowanych partykularnym interesem powierzchownych ocen i opinii. „Rozumienie” nie jest przecież bezwolną aprobatą, można i trzeba mieć „swoje zdanie”, ale ma ono znaczenie i sens tylko wtedy, gdy wynika ze zrozumienia motywacji i postępowania innych.
Wygłaszane „ex cathedra” przez prezesa, premiera i powtarzane i powielane przez innych opinie o „utuczeniu Putina i Rosji” i „zdradzie Europy” przez Niemcy i Francję, Zachód są kompromitujące i niesłychanie szkodliwe, bo puste, nieprawdziwe i atakujące sojuszników. Są po prostu niesłychanie głupie, co potęguje fakt, że to właśnie Polska jest największym beneficjentem polityki Zachodu, w tym w wielkiej mierze Niemiec wobec Rosji po 1989 roku. Ale nie tylko głupie… właściwie powielają narrację Putina i Orbana o Zachodzie.
Po pierwsze, przed wojną obowiązujące powszechnie było zdanie, które napisałem na wstępie, że trudno mówić o bezpiecznej i dostatniej Europie bez ułożenia odpowiednich, wzajemnie korzystnych relacji z Rosją. Można wskazać wiele prób takiego „układania” stosunków, różnych twarzy i etapów, ale jak widać było to nadaremno. Ale czy znosi to sens takiego rozumienia przyszłości? W szczegółach wygląda to różnie, z pewnością nie czarno-biało. Przywołam tylko trzy przykłady z różnych sfer kreśląc szeroką perspektywę a zarazem to właśnie one są kłamliwie, choć niestety skutecznie eksploatowane przez pisowskich propagandystów, krytyków liberalnego Zachodu.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Węgrzy przegrali wybory
Niemcy miały swój projekt „zielonej transformacji”. Przeprowadzały go od lat skutecznie, choć popełniły dwa, jak się okazało kluczowe błędy. Po pierwsze postawiły na gaz jako uzupełnienie odnawialnych źródeł energii, co okazało się niewłaściwe z dwóch powodów – emisyjności gazu i wzajemnego uzależnienia się i zarazem wzmacniania/europeizacji Rosji, która stała się z powodów politycznych i ekonomicznych jego głównym dostawcą. Polska też „postawiła” na gaz a „zielonej transformacji” nie zaczęła jeszcze przeprowadzać a dzisiaj nawet niszczy jej zalążki torpedując i zakazując rozwój odnawialnych źródeł energii. Wobec agresji Rosji Putina na Ukrainę Niemcy zdecydowały i zmieniają swój program transformacji. Zapewne to skutecznie i szybko zrobią. Czy w ogóle mamy tytuł wypowiadania się na ten temat, gdy nadal importujemy gaz z Rosji i odnawialne źródła energii traktujemy jako „szatański” pomysł „zgniłego zachodu”?
Niemcy po koszmarze nazizmu stały się przez pokolenia najbardziej pacyfistycznym z pacyfistycznych społeczeństw. Tak twierdzą eksperci i tak wygląda rzeczywistość społeczna Niemiec. Tę wielopokoleniową terapię uznaje się za wielki ich sukces. Mnie nie dziwi polityka Niemiec, prounijna przede wszystkim.
Nacjonalizm niemiecki, Niemcy przyniosły Europie i światu Wielką Wojnę, ludobójstwo i morze zniszczeń a same Niemcy zostały zrównane z ziemią, podzielone i okupowane z druzgocącym poczuciem winy i wstydu u jednych i strachem u drugich. Do dziś nie kupują mieszkań, bo pamiętają zburzone miasta w nalotach dywanowych, oddali się w pełni etosowi pracy, przyjmują uchodźców, byli orędownikiem rozszerzenia Unii i przyjmują cierpliwie płynące w ich stronę epitety i oskarżenia. Mogą chcieć pokoju za wszelką cenę i są najmniej uprawnieni, być „jastrzębiem” w polityce międzynarodowej, wobec Rosji też.
W Europie rządy obawiają się stagflacji i to nie jedynie z gospodarczych powodów. Obawy są w pełni uzasadnione, bo po pandemii nadszedł czas wojny i w związku ze sztucznie zwiększanym popytem inflacja rośnie i aby ją ograniczyć zapewne spadnie wzrost gospodarczy co może zaowocować bezrobociem i krytyką władz, którą z pewnością spróbują wykorzystać nacjonaliści populiści, przeciwnicy Unii Europejskiej wspierani przez Putina… przy okazji zadeklarowani przyjaciele PiS-u, z którymi PiS coś uzgadniał już po otrzymaniu ostrzeżenia od USA, że agresja Putina na Ukrainę jest pewna.
Demokratyczne systemy widzą to zagrożenie i podejmują działania biorąc to pod uwagę. Rozważają konsekwencje swoich decyzji. Francja jest w przede dniu wyborów. Macron zna nastroje i opinie Francuzów. Zabiega o ich głosy, rozmawia z Putinem, bo Francuzi chcą pokoju a nie wojny. U nas rządzą populiści wspierający innych nacjonalistycznych populistów w Europie, w tym we Francji. Przyjaźnią się i wspierają konkurentkę Macrona, jawną sojuszniczkę Putina i stagflacji się „nie boją”, bo niczego się „nie boją” i nawet jej groźbę świadomie wzmacniają, bo od lat skutecznie „przekupują” swój, populistyczny elektorat kosztem gospodarki i ogólnego bezpieczeństwa ekonomicznego Polski.
Nie twierdzę, że Zachód nie popełnił błędów o bardzo znaczących konsekwencjach w swojej „polityce wschodniej”, która „de facto” była zawsze traktowana, jak element polityki wobec Rosji. Odwrotnie, widać wyraźnie, ile szans zostało zmarnowanych i „oddanych na tacy” odradzającemu się po 2000 roku imperializmowi Rosji Putina. Niemniej te błędy, zaniechania i skandale mają swoje przyczyny, które warto analizować i rozumieć a nie zakrzykiwać emocjonalnymi, propagandowymi hasłami, które świadomie lub nie, w efekcie służą Putinowi a nie Ukrainie i Zachodowi. Dezintegracja Zachodu, kryzys w systemach demokratycznych, brak jedności w respektowaniu zasad wolnego świata – to tuczy Putina i Rosję przynajmniej w tym samym stopniu, co ropa i gaz.
- Paweł Bujalski – polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, wiceprezydent Warszawy w latach 1994–1999.
Tekst opublikowany został na pawelbujalski.blog