Przed sklepem, w którym czasem robię zakupy, stoi codziennie ukraiński nastolatek z identyfikatorem i skarbonką z pleksi. Zwraca się do każdego wychodzącego, a oni omijają go wzrokiem. Stoi każdego dnia, dlatego koszyk w sklepie z rzeczami dla centrum pomocowego stale się zapełnia. Jednak coraz wolniej. Wolniej
Rozmawiamy chwilkę i znów dziękuje nam, Polkom i Polakom, a we mnie wszystko łka.
Wracam do domu betonową ulicą, na której ukraińskie mamy kucają przed swoimi malutkimi dziećmi i przyciskają im do ucha słuchawkę. Tato, tato. Gdzie zbyt cicho rozmawiają ze sobą spłoszone nastolatki, którym wolno jest zostać w pobliskim hostelu jeszcze przez 12 dni, do końca czerwca, bo potem organizacja baptystów z Nevady się zwija. Nie ma innego domu. Nie ma pracy dla mam z dwójką, trójką dzieci, choć dyrektorka pobliskiej szkoły – oklejonej żółtą i niebieską bibułą przyjmowała każde dziecko z hostelu.
Otwieram drzwi i odpalam FB, a tu, mamie z Mariupola urodził się mały chłopczyk a ludzie u których mieszka nic dla niego nie mają, pisze Bożena Grudzińska.
Mały chłopczyk urodził się też innej mamie po drugiej stronie zasieków, a Człowiek Lasu pisze, że wydali już swoje ostatnie pieniądze: „Potrzebujemy 500 dolarów. My już nie mamy skąd wziąć, zrzutka już pusta, dlatego proszę was o pomoc, o wpłatę by uzbierać tę kwotę, proszę pomóżcie jeśli możecie. Kobieta, która urodziła na Białorusi to dziecko, była 6 razy wyrzucana w wysoko zaawansowanej ciąży z Polski, bestialstwo.. Więc jeśli ktokolwiek z was może, proszę pomóżcie nam. Im pomóc”. [Pomoc dla uchodźców wypchniętych z Polski na Białoruś – https://zrzutka.pl/b78e5r].
Na zapełnienie czekają zbiórki bliskich mi ludzi, którzy wożą leki i elementy wyposażenia zbrojnego dla ukraińskich żołnierzy niemal do linii frontu.
Jestem przekonany, pisze Tomek Ssak Sikora, że wspierając jednego żołnierza, zmniejszamy prawdopodobieństwo, że potem trzeba będzie wspierać kilka kobiet z dziećmi, albo że nie trzeba będzie, bo te kobiety z dziećmi znajda się pod okupacją, albo zginą. [Za wolność waszą i naszą. Sprzęt na pierwszą linię – https://zrzutka.pl/36x3uw].
„Kilka pudeł wypełnionych cenną medyczną zawartością trafiło do szpitali działających tuż obok linii frontu (Słowiańsk i Ochtyrka)” – pisze Joanna P. Czarnocka, która w tych transportach odpowiada za leki.
„Potrzebujemy jakimś cudem, czyli cudem Waszych serc i kieszeni, zaopatrzyć ok. 700 żołnierzy – 11 batalion piechoty zmotoryzowanej „Ruś Kijowska”, walczący w obwodzie chersońskim” – pisze Joanna pochylając się ze smutkiem nad swoją zrzutką, na której jest tym razem tylko 100 zł. „Chłopaki Kuzmicza z 11 ОМпБ в/ч А2980 „Kijowska Ruś” idą odebrać Chersoń” – piszą do Tomka ludzie z frontu. Będą potrzebne apteczki.
W tle słyszę, jak Wyrwał mówi Mellerowi, że w wyniku ostrzału artyleryjskiego do szpitala, który odwiedził, trafia 80 osób dziennie. 80 osób. Dziennie? A w trakcie planowanego kontrataku to ile? Tysiąc?
Radek Wiśniewski – odpowiedzialny w tej grupie za części uzbrojenia – jest tatą, mężem i pracownikiem, a i tak znajduje czas, by być full time negocjatorem celowników optycznych. Jeśli kiedyś zdecydujemy się, by zrzucić się wspólnie na drona – to on wynegocjuje w Turcji jego cenę.
Czytam codziennie jego drobiazgowe wyliczenia i analizy i zżymam się, że go nie wspieram. Kupcie mu kawę zanim przewróci się ze zmęczenia, czytajcie i szerujcie zanim zniknie. buycoffee.to/radek_wisniewski
Otwieram w zakładce raport Grupy Granica sprzed dwóch miesięcy. Ponad 600 grup i ponad 4 tys. osób. 80% z nich to ofiary wojny uciekające z obszarów walk zbrojnych w Iraku, Syrii i Jemenie. Wśród nich 20% to kobiety i dzieci.
Ta właśnie grupa miała zniszczyć nam arcypolską cywilizację, a zniszczyła człowieczeństwo, które odkupujemy hojnością i sercem okazywanym Ukrainie.
Dwóch nastolatków z Afganistanu, wepchniętych do polskiego samolotu w trakcie ewakuacji z Kablu, znalazło się w pieczy zastępczej. Dzięki dobrym osobom skończyli rok szkolny i dają sobie psychicznie radę, ale tam zostało ich rodzeństwo więc Marta Piegat-Kaczmarczyk prosi – zrzućmy się im na paszporty.
Polska nie ma żadnej polityki migracyjnej. Jedyną szansą na normalne życie dla białych ofiar wojny jest relokacja, pisze codziennie Kajetan Jan Wróblewski, którego organizacja postawiła punkt pomocy na Dworcu Wschodnim i dzień po dniu, przy pomocy innych organizacji, wysłała na zachód 1800 osób. Wszystkie miały białą skórę i uciekając od wojny też chciały do Europy. ODF starała się bezskutecznie o dofinansowanie. Wolontariusze słabną. Fizycznie znikają, a ich zrzutka, z której wysłali do Ukrainy kilkaset kamizelek i hełmów – stoi w miejscu [Pomoc Ukrainie – https://zrzutka.pl/pomocukrainie]
Zamyka się fantastyczne i prężne Centrum pomocowe na Puławskiej, przed którym ludzie stoją od północy poprzedniego dnia, puste półki mają dziewczyny z OSK na Wiejskiej, padają ze zmęczenia dyżurujący w swojej noclegowni Obywatele RP, a wolontariusze z rządowego punktu na Modlińskiej proszą w codziennych postach Monika Przyborowska o klapki, koszulki, buty, majtki, dużo, dużo majtek.
Polski rząd nie bierze oferowanych przez UE pieniędzy mających pomoc uciekinierkom i nie buduje żadnych programów integracyjnych. Majtki dla nich kupią Polki [Pomoc dla Ukrainy w ATTP – https://zrzutka.pl/z3f7js].
Istnienie takich punktów napędza „turystykę pomocową” – mówi wojewoda nakazując zamknięcie pustoszejącego magazynu żywności w dolinie w Bieszczadach, gdzie uciekinierzy rozlokowani w górskich domkach nieczynnych ośrodków przychodzili aby dostać olej, cukier i kaszę. Przypominam, że każdy z nich dostał 300 zł „na start”.
W Warszawie, po zamknięciu puściutkiego już punktu pomocy – starsza pani chwyta za rękę dziennikarza. Jechała tu, uprawiając turystykę pomocową 1,5 godziny i nic nie dostała. „Co ja mam teraz zrobić?” – pyta.
Jestem przytłoczona własną niemożnością, strachem, żalem, złością, bezradnością, poczuciem winy. Jestem z was wszystkich taka dumna i tak bardzo przepraszam, że staram się zbyt mało. Że tak mało pomagam i wpłacam za mało.
Dlaczego do cholery nie robi tego polskie państwo?
Znajomy zadał na FB pytanie: „Zastanawiam się, jaki rodzaj przyjemności odczuwają z tego aktywiści (…) piszący ciągle, że Armagedon, kryzys klimatyczny, kredyty, stopy procentowe, przemoc, wojna, we are doomed i nic więcej? Nic innego się nie dzieje w świecie? Nikt nic dobrego nie zdziałał? Dlaczego sianie doomerskiego no hope & no future ich tak napędza? I do czego?”.
No właśnie nie wiem. Nie mam pojęcia, dlaczego wciąż o tym piszemy, skoro jest lato, jazz i truskawki.
Wpłaćcie coś. Komuś.
fot. Facebook/Człowiek Lasu