We wrześniu ma trafić do dystrybucji (nie do sprzedaży, bo książka nie trafi do księgarń, a będzie rozpowszechniana przez wydawcę: Stowarzyszenie Wolnego Słowa) monografia Wiktora J. Mikusińskiego pt. „Bunt milicjantów. Ruch reformatorsko-związkowy funkcjonariuszy Milicji Miejskiej i Milicji Obywatelskiej w garnizonie stołecznym w latach 1918-1919, 1980-1981 i 1989-1990”
Na czwartej stronie okładki można przeczytać: „Książka przedstawia historię nieudanych prób powołania związku zawodowego funkcjonariuszy Milicji Miejskiej Miasta Stołecznego Warszawy i Policji Komunalnej w okresie powstawania II Rzeczypospolitej oraz funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej w okresie PRL oraz udanej próby w okresie PRL oraz udanej próby w okresie transformacji ustrojowej zakończonej powołaniem już policyjnego związku zawodowego”.
Tylko, że takie podsumowanie jest opisem sformalizowanym do przesady. Nie oddaje w żadnym stopniu napięcia, jakie staje się udziałem czytelnika w trakcie lektury o represjach, jakie spotykały inicjatorów zakładania struktur związkowych, ich losów, a także dyskusji jaką rolę mają pełnić związki zawodowe funkcjonariuszy milicji. Czy mają domagać się wyłącznie najlepszych warunków pracy i wynagradzania funkcjonariuszy, czy także prawa do obrony całej formacji przed politycznymi naciskami, naruszaniem praworządności, przekształcaniem w policję polityczną.
ZOBACZ TAKŻE: Klementyna Mańkowska „Moja misja wojenna”
Autor, Wiktor Mikusiński to postać dobrze znana zarówno w kręgach opozycji demokratycznej lat 80. jak i uczestników protestów przeciwko niekonstytucyjnym zmianom w polskim prawodawstwie po 2015 roku. Jako przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Założycielskiego Związku Zawodowego Funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (był oficerem w pionie kryminalnym), został wywalony ze służby 31 sierpnia 1981 roku. Inwigilowany przez SB, po wprowadzeniu stanu wojennego ukrywał się przez dwa miesiące, ale został złapany i internowany w Białołęce, gdzie jego relacje z innymi internowanymi – działaczami Solidarności i opozycji demokratycznej – bardzo się zacieśniły.
Po zwolnieniu z internowania (wyszedł jako jeden z ostatnich w grudniu 1982 roku) uczestniczył w podziemnym ruchu wydawniczym. Po zmianach 1989 roku, jako jeden z nielicznych działaczy związkowych, wrócił do służby i w latach 1991-1993 był zastępcą, a następnie komendantem Komendy Stołecznej Policji. Po przejściu na emeryturę nadal działa w organizacjach pozarządowych. W 2015 roku został aktywnym uczestnikiem KOD-u i innych inicjatyw obywatelskich dopominających się poszanowania praworządności (uczestniczył w inicjatywie Obywateli RP wzywającej do bojkotu tzw. wyborów kopertowych, planowanych przez PiS w czasie pandemii w 2020 roku).
PRZECZYTAJ TAKŻE: Manifest z Port Huron. Zapomniana historia pięknych ludzi
Dlaczego tyle miejsca poświęciłem sylwetce autora, którego biogram można przeczytać na okładce książki? Z jednej strony dlatego, że nie ma w nim ani słowa o najnowszej aktywności autora. Z drugiej dlatego, że jest on przedstawicielem tego nurtu byłych policyjnych działaczy związkowych, który bardzo wyraźnie podkreśla, że związki zawodowe w policji powstały nie dlatego, żeby wyłącznie domagać się jak najlepszych warunków służby, zarówno płacowych, jak i socjalno-bytowych. Powstały przede wszystkim po to, aby ograniczać pokusy władzy do instrumentalnego traktowania policji jako narzędzia walki politycznej. Po to, żeby policjanci nie musieli wykonywać niezgodnych z prawem, niepraworządnych rozkazów. A jeżeli sprzeciwią się takim poleceniom, to żeby była organizacja, która będzie ich bronić.
Niestety obecne związki policyjne olały ten etos. Same zredukowały swoją rolę do targowania się o podwyżki dla coraz bardziej – niestety – dyspozycyjnych policjantów.
Co gorzej, nie widać żadnej związkowej reakcji na coraz częstsze przypadki drastycznych naruszeń prawa przez funkcjonariuszy. Nawet takich, które trafiają na czołówki mediów: zabójstwa, tortury, bezpodstawne zatrzymania. Fałszywie pojmowana „solidarność” ze sprawcami nadużyć i zwykłych przestępstw, w rzeczywistości szkodzi całej formacji. Policja nie może działać skutecznie wbrew społeczeństwu, bez zaufania społecznego, egzekwując swoje uprawnienia nie autorytetem tylko strachem. Prędzej czy później zacznie się to odbijać na losach coraz większej liczby funkcjonariuszy. Także w wymiarze materialnym, bo dla policji, która nie ma szacunku społeczeństwa coraz trudniej będzie znaleźć środki na podwyżki. Ale nie tylko. Warto przypomnieć wydarzenia w Otwocku w maju 1981 roku. Tylko czy w razie czego znajdzie się jakiś kolejny Adam Michnik, który będzie potrafił uspokoić nastroje?
Obecne kierownictwo policyjnych związków zawodowych tego nie rozumie albo udaje, że nie widzi. Zaabsorbowane jest wyłącznie doraźnymi sprawami, rozliczanymi w perspektywie najbliższych, związkowych wyborów. A szkoda. Bo aż prosi się o wezwanie do policjantów, aby przeciwstawiali się łamaniu zasad praworządności i o deklarację, że każdy policjant, który odmówi wykonania bezprawnego rozkazu może liczyć na obronę ze strony związków zawodowych.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Szpieg czy aferzysta? Andrzej Izdebski realizował tajną operację polskich służb specjalnych?
W „Buncie milicjantów…” Wiktor Mikusiński przypomina dylematy z czasów stanu wojennego. Przytacza fragmenty własnego apelu z października 1982 roku (napisanego w trakcie internowania).
„Pamiętajmy, że bezlitosne prawa stanu wojennego nie zdejmują z nas obowiązku człowieczeństwa. Niech strach nie zabije w nas sumienia. Wykonujmy swoje obowiązki tak, aby rzeczywiście służyć społeczeństwu. Wystrzegajmy się bezmyślnej nadgorliwości i okrucieństwa. Nie pozwólmy wyrzucić się poza nawias społeczeństwa i narodu. „Solidarność” ujęła się za naszym związkiem jeszcze przed 13 grudnia. Nasi internowani koledzy i ich rodziny są otoczone opieką społeczeństwa na równi z rodzinami innych działaczy związkowych. Nasza przyszłość jest nierozerwalnie związana z losami całego Narodu, bo przecież jesteśmy jego synami.”
Trudno powiedzieć czy ten apel mógł odnieść jakiś wyraźny efekt. Tym bardziej, że prawdopodobieństwo jego dotarcia do funkcjonariuszy można oceniać jako bliskie zeru. Mimo to, z jednej strony, kilkunastu funkcjonariuszy było internowanych za próbę organizacji niezależnego ruchu związkowego. Były przypadki odmawiania wykonania nielegalnych rozkazów związanych z pacyfikacją demonstracji i strajkujących zakładów. Dochodziło do aresztowań wśród milicjantów, a nawet funkcjonariuszy SB współpracujących z opozycją.
Z drugiej strony, kilka miesięcy po publikacji apelu doszło do zabójstwa Grzegorza Przemyka, które w efekcie wzmocniło tylko poczucie bezkarności milicjantów uważających, że za bezkrytyczne wykonywanie poleceń należą im się jakieś „przywileje”.
Pod tym względem wprowadzenie stanu wojennego wzmocniło w funkcjonariuszach poczucie braku odpowiedzialności. Wiktor Mikusiński cytuje „Informację o przestępczości f. MO ściganych przez prokuraturę wojskową w okresie od 13.12.81 do 31.12.1982 Naczelnego Prokuratora Wojskowego”, w której podsumowane są przypadki zabójstw, gwałtów, rabunków i ciężkich uszkodzeń ciała dokonanych przez milicjantów w pierwszym roku stanu wojennego. Nie ma statystyki porównawczej, ale z kontekstu wynika, że jest ich znacznie więcej niż w poprzednich miesiącach. A przecież ujawnione wówczas przypadki przestępstw popełnionych przez funkcjonariuszy to prawdopodobnie tylko czubek góry lodowej.
Podkreślają to wnioski sformułowane przez Naczelnego Prokuratora Wojskowego: „sytuacja na odcinku przestępczości wśród f. MO budzi więc uzasadniony niepokój, zwłaszcza że nadal rejestruje się sprawy o odrażającym charakterze rodzące negatywny rezonans społeczny. (…) Nadal uwidaczniają się postawy poczucia krzywdy u sprawców oczywistych i groźnych przestępstw w związku ze ściganiem ich w trybie karnym z jednoczesnym twierdzeniem, że za takie czyny funkcj. MO nie powinni podlegać odpowiedzialności karnej (wdrożenie postepowania karnego budziło ich zdziwienie).”
PRZECZYTAJ TAKŻE: Mina pod Bakanowem
Współczesne władze policji i prokuratury nie pozwalają sobie na opracowywanie i publikowanie podobnych wniosków. A śledząc przypadki Igora Stachowiaka, Łukasza Łągiewki, Dmytro Nikiforenko (żeby wymienić tylko najbardziej znane ofiary interwencji policyjnych we Wrocławiu), można podejrzewać, że jest nawet gorzej niż w stanie wojennym. O śmiertelnych ofiarach działań funkcjonariuszy głośno było chociażby w Koninie i Lublinie. Helsińska Fundacja Praw Człowieka od dawna alarmuje, że na komisariatach wobec zatrzymanych dzieją się rzeczy niedopuszczalne, spełniające kryteria tortur.
Zamiast nagłośnienia i ukarania sprawców takie sprawy zamiata się pod dywan. Można odnieść wrażenie, że działacze związkowi czasów stanu wojennego, chociaż sami więzieni i represjonowani, a nawet ówczesna prokuratura, zachowywała się bardziej odpowiedzialnie niż obecne kierownictwa związków, MSW i Ministerstwa Sprawiedliwości.
Nawiązując do notatki z czwartej strony okładki, cytowanej przeze mnie na początku, trzeba by chyba wprowadzić korektę i napisać, że nie tylko dwie pierwsze próby powołania struktur związkowych w milicji w latach 1918-19 i 1980-81 były nieudane. Sadząc po efektach nieudane okazało się także uruchomienie policyjnych związków zawodowych w 1990 roku. Jego ówczesnym założycielom nie zależało na ruchu związkowym upominającym się tylko o materialna stronę służby. Oczekiwali także organizacji wspierającej przemiany demokratyczne w państwie i pilnującej przestrzegania praworządności w policji. Niestety tych oczekiwań spełnić się nie udało.
Na zdjęciu: Warszawa 10 czerwca 2020. Protest przeciwko nadużywaniu władzy przez policję, fot. Piotr Łapiński / LAPP PRESS FOTO
O autorze
Piotr Niemczyk
W latach 90. dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa, wiceszef zarządu wywiadu UOP. Wieloletni ekspert Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Współorganizator Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. Członek Rady Konsultacyjnej przy ośrodku szkolenia ABW w Emowie. Obecnie jest niezależnym ekspertem ds. bezpieczeństwa
1 thought on “Bezkarność policji”
Błyskawicznie i dokładnie, ze zrozumieniem, przeczytałeś. Dziękuję za recenzję, trafiłeś w sedno.