Od kato-etniczno-narodowych skrajnych ONR-owców i Konfederatów, przez PiS-sowskich wyznawców zamachu smoleńskiego po obrońców praw kobiet i środowisk LGBT+ i przeciwników kościoła katolickiego. O dobru wspólnym, o wspólnej przyszłości, o wspólnej politycznej polskiej tożsamości nikt nie ma odwagi nawet powiedzieć.
Polskie państwo nie istnieje również w rozumieniu instytucjonalnym. Sejm jest maszynką do głosowania, o żadnej rzetelnej debacie na temat wyzwań, jakie przed nami stoją — mowy nie ma. Senat? Szczyci się (chwilową?) większością, ale jego faktyczna, polityczna moc sprawcza jest żadna. Prezydent? — ulepiona z plasteliny przez PR-owców Kaczyńskiego marionetka — hańbiąca sprawowany przez siebie urząd łgarstwami, łamaniem Konstytucji, ciągłym ośmieszaniem siebie i nas wszystkich, którzy się na to godzimy.
Rabacja ludowa szaleje. Zmiotła państwo do szczętu, na jej falach próbują się jeszcze utrzymać rządzący, ale jak długo to potrwa? Rząd jeszcze zbiera podatki i nakłada mandaty. Dzieli pieniądze, ale wyłącznie według rozdzielnika własnych korzyści.
Wojciech Kinasiewicz, Obywatele RP
O takich instytucjach państwa, jak NIK, KNF, NBP, służby (ABW, CBA, ABC, XYZ) — szkoda gadać. Hektolitry tonera i atramentu zostały na ich temat zużyte.
Prokuratura — partyjny organ w rękach nieudaczników. Policja — służba na usługach przestępcy Mariusza K.
Służba cywilna, edukacja, służba zdrowia — szkoda pisać. Nawet program „Rodzina 500 plus” przynosi przeciwne do zakładanych skutki.
Ostatnim bastionem państwa są sądy i sędziowie. Ale już nie sądownictwo jako instytucja. Trybunał Konstytucyjny — ośmieszony pod rządami „odkrycia towarzyskiego” i wsparty aparatczykami (na nazwiska szkoda miejsca). System „trzeciej władzy” — w kompletnej rozsypce. Najważniejsze Uchwały Sądu Najwyższego oraz wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej — ignorowane. Nawackie i Schaby stają się obrońcami niezależności. Kpina z państwa jako takiego. Kpina z nas wszystkich. Obywatel przed sądem nie wie, czy jest sądzony przez sędziego, czy przez partyjnego nominata bez uprawnień.
Czwartej władzy nie ma. I nie o TVPiS jedynie chodzi.
Rabacja ludowa szaleje. Zmiotła państwo do szczętu, na jej falach próbują się jeszcze utrzymać rządzący, ale jak długo to potrwa?
Rząd jeszcze zbiera podatki i nakłada mandaty. Dzieli pieniądze, ale wyłącznie według rozdzielnika własnych korzyści.
Statek zwany Polską dryfuje miotany sztormem — bez kapitana, z niekompetentną załogą. Zgodnie z zasadami fizyki może albo na długo utknąć na mieliźnie, albo roztrzaskać się na pierwszej napotkanej przeszkodzie. Z historii znamy doskonale, jak to się kończy.
A co w tej sytuacji robią demokraci? Literalnie nic mądrego. Udają, że nic się nie stało, że wystarczy, jak zwykle zrobić „dobrą kampanię” i wszystko wróci do „normy”.
Wojciech Kinasiewicz, Obywatele RP
Robert Biedroń — w swej banieczce podbija sobie bębenek i własne ego szkodząc zarówno swojej formacji, jak i Polsce.
Władysław Kosiniak-Kamysz zawiązał spółkę z populistą Kukizem i uważa, że „kompromis aborcyjny jest świetnym rozwiązaniem”.
Małgorzata Kidawa-Błońska — na wszelki wypadek nie robi nic. Jeździ po kraju i „rozmawia z ludźmi”.
A potrzebujemy całkowicie nowych rozwiązań, wszystkie stare metody się nie sprawdziły. Kolejne „wybory” o tym świadczą dobitnie. Pięć razy z rzędu przegrane sromotnie.
Nikt nie ma gotowych rozwiązań. Przed takim problemem nikt wcześniej skutecznie nie stawał. Sytuacja jest całkowicie nowa i rozwiązania muszą być nowatorskie. Trzeba eksperymentować.
Jeden demokratyczny, liberalny kandydat na prezydenta. Wybrany w transparentnej, demokratycznej procedurze. Z jasnym programem naprawy państwa i (od)-(z)budowania narodowej wspólnoty politycznej. Może mieć w ręku „złoty róg”. Wiele będzie mógł. Będzie mógł powoływać ciała doradcze — od zalążka nowego Trybunału Konstytucyjnego złożonego z autorytetów, które w zastępstwie Julii P., Krystyny P. i Stanisława P. — będzie oceniać rzeczywistą zgodność pomysłów ustawodawczych z Konstytucją, przez powołanie pluralistycznego, demokratycznego ciała politycznego złożonego z przedstawicieli wszystkich sił — do kreowania nowej polityki, do paneli obywatelskich i referendów włącznie.
A problemów do rozwiązania przed Polską wiele. Od tych lokalnych — podstawowe prawa obywatelskie kobiet i mniejszości seksualnych, stosunków państwo-kościół, kształt opieki zdrowotnej, pomoc socjalna, edukacja, po wyzwania globalne — kryzys klimatyczny, na przykład.
Jeszcze nie jest za późno. To wszystko da się jeszcze zrobić. Statkowi można znaleźć właściwy kurs. I można go nim poprowadzić. Trzeba mieć w sobie odpowiedzialność (za innych i za przyszłość), odwagę (podejmowania ryzykownych decyzji), rozum (zdolność podejmowania właściwych decyzji) i chęć (zwyczajnie chcieć)
Nie ma demokracji bez demos. A demos to my wszyscy opisani w polskiej Konstytucji.
Nie bądźmy obojętni!