Protest w Mińsku to nie ukraiński Majdan. Bo cały ten ruch nie ma żadnego przywództwa. To coś absolutnie nowego – mówi o sytuacji na Białorusi Kazimierz Wóycicki
– Ta pełna decentralizacja protestu jest tym trudniejsza dla Łukaszenki, ponieważ nie ma kogo aresztować jako głównego herszta, choć aresztowania są bardzo szerokie – dodaje.
Obrazy z Mińska, jakie poszły na cały świat, są dramatyczne. Łukaszenka, uważany zawsze za dyktatora, tym razem przekracza wszelkie normy. Ludzie atakowani są na ulicach, organizowane są łapanki na młodych mężczyzn, nawet tych, którzy nie demonstrują. Światłanę Cichanoǔską, która wygrała przecież wybory z Łukaszenką, przetransportowano na Litwę. Czuje się bezpieczna, ale niepokoi się o własne dzieci. Z drugiej strony społeczeństwo nie ustępuje – opowiada Wóycicki.
Czy jest to Majdan, jak na Ukrainie? Nie, bo cały ten ruch protestu nie ma żadnego przywództwa.
Kazimierz Wóycicki: – Ale ta decentralizacja jest trudniejsza dla Łukaszenki, ponieważ nie ma kogo aresztować jako głównego herszta, choć aresztowania są bardzo szerokie. Zamknięto podobno ponad 5 tysięcy ludzi. Ruch rozwija się spontanicznie. Jednocześnie jest to ruch, w którym tożsamość białoruska ma swój wyrazisty kształt flagi białoruskiej oraz powiedzenia, my chcemy się sami rządzić. Jest to ruch prozachodni. Ten, kto rozumie wolność, rozumie, że ten duch wolności płynie z Unii Europejskiej, chociaż często UE działa bardzo powoli. Ale ci, którzy kochają wolność rozumieją też, że wsparcie Zachodu, jako pewnego modelu życia jest konieczny do przemian w takich krajach, jak Białoruś.
O autorze
Kazimierz Wóycicki
Historyk i dziennikarz (BBC, Życie Warszawy), wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się stosunkami polsko-niemieckimi i polsko-ukraińskimi.