Obyczaje w nieodległej przeszłości służyły dwóm celom. Po pierwsze, określały niepisane reguły naszego zachowania (o czym później), a po drugie – ustanawiały wewnętrzną spójność i charakter poszczególnych warstw społecznych. Były wobec tego wykorzystywane do ograniczenia wolności tych warstw społecznych, czasem w stopniu drastycznym
Kiedy przyjrzymy się obyczajom arystokracji, czy potem wielkiego mieszczaństwa, ale także obyczajom obowiązującym we wspólnocie wiejskiej czy wśród drobnomieszczaństwa – i to jeszcze w pierwszej połowie XX wieku – dostrzegamy natychmiast liczne ograniczenia i autoograniczenia wolności jednostki. Nic dziwnego, że wraz z radykalnym wzrostem dążenia do wolności, obyczaje te musiały zniknąć.
Obyczaje w tym rozumieniu jednak nie tylko miały charakter przemocy. Pełniły wiele ważnych funkcji społecznych, spośród których większość jest oczywista. Najważniejsze jednak, że określały formy życia jednostki, która pozostawiona wówczas samej sobie, nie wiedziałaby, co ze sobą począć. Świat zachodni uznał w II połowie XX wieku, że ten problem nie istnieje. Czy aby na pewno? Czy słuszne dążenie do wolności nie spowodowało zaniku identyfikacji wspólnotowej, dzięki narzuconym obyczajom? Na to pytanie jeszcze nie znamy odpowiedzi, chociaż obserwacja ludzkich zachowań nasuwa wiele wątpliwości.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Spór z Rosją o widzenie świata
Jednakże niepisane reguły naszego zachowania, czyli – inaczej mówiąc – obyczaje, także ograniczały i ograniczają naszą wolność. A jednak sądzę, że należy zdecydowanie bronić tak rozumianych obyczajów i wzorów zachowań. Argumentów jest kilka i omówię je nie dbając o kolejność ich ważności.
A zatem, uzupełnienie prawa czy może raczej uniknięcie stosowania reguł prawnych tam, gdzie mogą je zastąpić zasady obyczajowe. I to w czasach wolności posuniętej bardzo daleko i coraz dalej. Bardzo wiele zachowań, jakie przekraczają normy wyznaczone przez obyczaje, zaczyna podlegać regulacjom prawnym. Dobre przykłady to „me too” czy wszystkie odmiany homofobii. Karanie jest słuszne, jednak istniały obyczaje, które w znacznym stopniu ograniczały takie zachowania.
Zawsze dochodziło do wykorzystywania podwładnych czy do pogardliwego traktowania rozmaitych mniejszości. Powszechny był także ukryty tylko minimalnie antysemityzm. Dochodziło do godnych potępienia prześladowań, ale czy na pewno jest lepiej, kiedy takie zachowania podlegają karze prawnej. Moim zdaniem – nie, ponieważ następuje nieunikniona eskalacja prawnej ingerencji w życie prywatne.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Politycy wreszcie zrobili coś bez ściemy
Przypatrzmy się obyczajom wiejskim i małomiasteczkowym. W zasadzie istnieje tylko już tylko jedna norma obyczajowa, a mianowicie mówienie „dzień dobry” i podawanie ręki, ale tylko mężczyźni mężczyznom. Odmowa powiedzenia „dzień dobry” stanowi obrazę. I to wszystko z zakresu obyczajów. Obyczaje związane przez stulecia z Kościołem (nie z religią) zniknęły w oka mgnieniu. Trudno zresztą byłoby ich oczekiwać, skoro sami księża zupełnie ich nie przestrzegają i masowo mają „żony” i dzieci, co nikogo nie razi. Zróżnicowanie lokalnej wspólnoty doprowadziło do takiego zamieszania w zakresie norm obyczajowych, że praktycznie zaniknęły. Zastąpił je wulgarny i brutalny charakter zachowań, co dotyczy zresztą wszystkich członków społeczeństwa: na wsi i w mieście, a zwłaszcza na wakacjach.
Zanik obyczajów ma jednak konsekwencje. Nie respektuje się woli ojców i dziadków, którzy zdecydowali o podziale majtku. Stąd niezliczone procesy, ale także zawzięte i nienawistne spory w ramach najbliższej rodziny. Spory te są toczone na długo przed śmiercią właścicieli często niewielkiego majątku (ziemia i dom).
Ani śladu lojalności, jako normy obyczajowej. Ani śladu przyzwoitości. Co najwyżej próby utrzymania w tajemnicy, jakie nigdy się nie udają. Ale czego można oczekiwać po tak zwanych „zwykłych” ludziach, skoro normy obyczajowe nie są przestrzegane przez przedstawicieli elit – marnych – jakie jeszcze istnieją. Tak jest nie tylko w Polsce, chociaż niesłychane zamieszanie polityczne i społeczne, zło, jakie wtargnęło do życia publicznego, sprawiają, że w Polsce widzimy to wyjątkowo wyraźnie.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Flaga na ciastku
Nawet normy prawne zaczynają służyć usankcjonowaniu zachowań niezgodnych z normami obyczajowymi. Politycy zawsze kradli, wprawdzie tylko niektórzy politycy, ale w demokracji często kończyło się to ich śmiercią publiczną albo samobójstwem. Teraz sami wprowadzają normy prawne, które pozwalają im kraść, albo nie przestrzegają istniejących regulacji, które nakazują im ujawniać majątek (prezydent Trump). I to dotykamy sedna problemu wolność a normy obyczajowe.
Kiedy John Stuart Mill – powtórzę jeszcze raz – genialnie opisał, czym jest wolność, czyli czynieniem wszystkiego co chcemy, o ile nie ograniczamy wolności innych, dodawał jeden warunek. Ograniczanie wolności najczęściej i najlepiej regulują obyczaje. Mill nie miał zaufania do ludzi, że sami sobie poradzą z wolnością. O tym braku zaufania niechętnie dzisiaj wspominają jego następcy – liberałowie. Normy obyczajowe obecnie mogą tylko służyć pomocą, ale jest to pomoc niezwykle cenna wobec chaosu, w jakim żyjemy. Jakikolwiek sens mają jednak tylko te normy obyczajowe, których przestrzegamy odruchowo, w rezultacie wieloletniej nauki w trakcie wspólnego życia z innymi.
Zdumiewa więc, kiedy widzimy, jak ludzie teoretycznie powołani do ich przestrzegania, czyli przedstawiciele opozycji w parlamencie, sami sobie przyznają podwyżki. Zdumiewa, ale nie dziwi. Oni też należą do świata – a w każdym razie wielu spośród nich – w którym normy obyczajowe przestały obowiązywać. Nie warto powtarzać za Cyceronem O tempora o mores. Trzeba uznać zaniknięcie norm obyczajowych za fakt.
Bez najmniejszej wątpliwości jest to jeden z dowodów na to, że pewien kształt świata, który uważaliśmy za nasz, także zanika. Jakie będą w przyszłości formy ograniczania wolności w stosunkach między ludźmi? Nie wiemy, ale do wyboru jest wiele: od rządów autorytarnych po całkowity bezrząd. Być może tradycja duchowości europejskiej i roztropność pomogą do stworzenia równowagi między wolnością (jak największą) i obyczajami, ale dalece nie jestem tego pewien.
fot. Pixabay