Byłbym pozerem, gdybym napisał, że nie zrobił na mnie wrażenia telefon od kolegi, który powiedział, że Donald Tusk przemawia w Gdańsku i właśnie zacytował fragment mojego wpisu z FB. Siedziałem za kierownicą, zwolniłem. Skłamał bym też mówiąc, że spodziewałem się takiego zainteresowania
Od miesięcy redukowałem aktywność na FB i opis mojego przygnębienia rządami PiS miał być tylko „zdmuchnięciem pajęczyn” z fejsbukowej witryny przy okazji autoterapii.
Ze zdziwieniem patrzyłem jak w godzinę wpis polubiło ponad dwa tysiące osób i fala wzbierała, a po „promocji” na Długim Targu zagotowało się. Oczywiście, gdyby nie tweet Zbigniewa Hołdysa (dziękuję bardzo) DT nie trafiłby na mój wpis, gdyby wpis nie uzupełniał puenty przygotowywanego przemówienie, nie zacytowałby itd. Ale stało się, przez moment nie byłem świadkiem, a podmiotem dziejącej się historii.
PRZECZYTAJ: Bezradnie zrozpaczony szukam przyczyn utraty resztki sił
Telefon się urywał, dzwonili ludzie, których nie widziałem od kilkunastu lat. WhatsApp, Messenger, SMS – co chwila wiadomość. Po czterech dniach było niemal 13 tys. polubień, prawie 11 tys. udostępnień. Kilkanaście serwisów i gazet poprosiło o zgodę na kopiowanie lub przedruk. W roli cytowanego czytelnika zadebiutowałem w Wyborczej. Kilkudziesięciu blogerów odniosło się do wpisu. Prośbę o dołączenie do grona znajomych przysłało mi kilka tysięcy osób. Do dziś przeglądam, akceptuje lub odrzucam – głównie te bez zdjęć, zawsze antyszczepionkowców. Zaraz dobiję nieprzekraczalnej granicy 5 tysięcy.
Ku memu zaskoczeniu o znajomość na FB poprosiło niewielu trolli, a w komentarzach prawie nie było jadu (na ponad 1800 tylko kilkanaście agresywnie krytycznych).
Nie piszę by się chwalić, albo nie tylko dlatego. Ważniejsze od dokarmiania mej próżności jest to, że niespodziewanie zogniskowałem ból i troskę tysięcy Polaków.
Polityka u nas zawsze była na za wysokim diapazonie emocji, brak naszym liderom klasy, kultury, tej ułomności naszej demokracji nie da się nie zauważyć. Robiliśmy jednak postępy, rozwój przypominał sinusoidę, ale był widoczny. Aż przyszedł PiS i spadliśmy na dno.
Nie chodzi tylko o rozwalanie państwa i spychanie na margines Europy. Każdy kto ma olej w głowie, wie, że to prostactwo, buta i głupota, jaką prezentują, są zaraźliwe. Chamiejemy, to widać nie tylko w Sejmie, gdzie bezradna opozycja może tylko krzyczeć na wypełnione żywą pogardą lub – co częste – puste ławy pisowców. Upadek kultury widać na FB i w tradycyjnych mediach, na ulicy, w działaniach policji, w urzędach znów przybywa niegrzecznych, leniwych urzędników.
Bilans rządów PiS jawi się dramatycznym. Jednak trawestując popularny cytat z Fausta: PiS to siła, która wiecznie zła pragnąc, czasem czyni dobro. To utrudnia przekonanie ich zwolenników.
W obronie PiS stają nie tylko beneficjenci łupienia kraju, ale i ci, dla który pewne decyzje rządu mają zdecydowanie większy ciężar gatunkowy niż sznur skandali. Bo np. 500 + jest jak bramka strzelona na wyjeździe. Dla potrzebujących, czy zachłannych, zawsze będzie liczyć się podwójnie w porównaniu z marginalizacją w Unii, czy zamienieniem Trybunału Konstytucyjnego w jarmarczny salon krzywych luster i osobliwości.
Wśród zwolenników ma też PiS tych bojących się nowoczesności, która to – nie oszukujmy się – nie niesie samych zalet. Dla innych zemsta na postkomunistach i ubekach, choć limitowana (patrz Piotrowicz, Kryże itp.) usprawiedliwia inne podłości. I tak PiS odwołując się do tego, co w nas najgorsze, najsłabsze, gromadzi zwolenników i kolejnymi kampaniami „przeciw” utwardza szeregi.
To wszystko przygnębia, zabiera nadzieję na lepszą przyszłość po ich upadku i to opisałem. Niespodziewanie Donald Tusk postanowił mnie pocieszyć, ale przecież nie o mnie tu chodziło. I to jest najbardziej pocieszające. Bo wydaje się, że szef PO wyostrzył słuch społeczny. A może, co byłoby jeszcze lepsze, do grona współpracowników, prócz starych leniwych kotów z PO, dołączył młodsze i młodszych, wrażliwe i wrażliwych i chce posłuchać nawet zwykłych ludzi, takich jak ja. Dlatego jako wywołany publicznie z imienia i nazwiska oraz wsparty siłą dziesiątek tysięcy czujących podobnie, pozwalam sobie skorzystać z okazji i zwrócić się do Donalda Tuska osobiście.
***
Panie Przewodniczący,
bez radykalnej zmiany paradygmatu działania nie ma szans na zwycięstwo i później posprzątanie po tych draniach.
Nie, nie zamierzam dawać rad, jak ta zmiana ma wyglądać, woda sodowa do głowy mi nie uderzyła. Za długo obserwuję z bliska politykę, by nie rozumieć, jak skomplikowana i często „pod dywanem” jest to gra emocji, interesów, sił i przypadków.
Chcę tylko napisać, wierząc, że ktoś znów podsunie DT mój wpis, że tak jak z poziomu ulicy nie widać niuansów polityki, tak z wysokości mównicy nie można wyraźnie zobaczyć i zrozumieć, tych, którzy na tej ulicy stali i stoją, będąc czasem jedynym realnym oporem dla zapędów PiS. A jest to zespół do zagospodarowania, choć niezwykle trudny.
W tej grupie są egocentrycy, histerycy, wielu jest naiwnie odważnych, ale czasem emocjonalnie niestabilnych, jeszcze więcej sfrustrowanych. Bywają tacy, którzy w opozycyjnej aktywności widzą szansę na zdobycie sławy choćby na pięć minut. Ale gdzieś u wszystkich, u rudymentów ich oporu, jest niezgoda na zło jakie się dzieje, jest cywilna odwaga, uczciwość i to co tak bardzo PiS ośmieszył i zniekształcił, czyli patriotyzm. A tych pozytywnych cech nie mamy w nadmiarze, tak w społeczeństwie jak i w partyjnych szeregach opozycji.
Rozliczne, czasem kilkuosobowe grupy, mają różną siłę rażenia i formy działania. Co najgorsze bywa, że są w ostrym konflikcie. Mają odmienne programy i oczekiwania, a jak to Polacy, nie umieją rozmawiać. Rzeczownik „kompromis” najczęściej poprzedzamy przymiotnikiem „zgniły” i uważamy, że „moje” jest bardziej „mojsze”.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Pragmatyzm wojny ze złem
Jak porównać radykalny i masowy Strajk Kobiet, z kilkuosobową grupą emerytów dyskutujących namiętnie o naprawie RP w „Forum Długiego Stołu”, czy wysyłającą apele o zjednoczenie opozycji Fundacją Sedno. Niezorientowani sytuują KOD i Obywateli RP blisko, a w realu są to dwa światy. Jest współczesna pomarańczowa alternatywa, czyli Lotna Brygada Opozycji i niezależne elektrony Zbigniew Komosa i Babcia Kasia oraz wiele lokalnych inicjatyw i kilku samotnych bohaterów, z emblematyczną Gabielą Lazarek na czele. W swoich miastach i miasteczkach stają na rynku, pod sądami lub siedzibami PiS z transparentem wyrażającym sprzeciw wobec niszczenia państwa, działań kościoła albo wobec obojętności współobywateli. Policja ich spisuje, sąsiedzi odwracają się z potępieniem lub ze strachu, a lokalna władza, jeśli jest pisowska, obrzydza życie.
Osobno muszę wspomnieć dwie inicjatywy. Tour de Konstytucja PL Roberta Hojdy, to prowadzona z imponującym rozmachem praca u podstaw. A crème de la crème tego, co wydarzyło się po naszej stronie, jest Inicjatywa Wolne Sądy. Czwórka cudownych ludzi (prawniczki i prawnik), którzy swym profesjonalizmem, zaangażowaniem, odwagą, bezkompromisowością i klasą nie raz stawali w obronie wartości. Oni prócz pisowskiego jadu poznali też co to ból odbicia się od muru interesików partii, której jest pan liderem. Ale nie czas dziś na smutne wspomnienia.
Jak ich wszystkich dowartościować, jak wciągnąć do wspólnego działania, to już wyższa szkoła jazdy. Oni, często wobec Pana krytyczni, oczekują jednocześnie od Pana choć słowa pochwały i uwzględnienia części ich postulatów, które czasem, niestety wzajemnie się wykluczają.
Brzegi naszej opozycyjnej falangi spina jedynie niechęć do PiS, ale paradoksalnie (czego nie umiem zrozumieć) marginalizacja PiS nie jest dla wielu warunkiem sine qua non, odbudowy kraju.
Spisuję swoje myśli w dniu, w którym szewc Herostrates w 4 w p.n.e. podpalił efejski Artemizjon (info o dacie za Bogdan Miś), jeden z siedmiu cudów świata i gdy 24 wieki później Neil Armstrong postawił jako pierwszy człowiek stopę na księżycu. Widzę w tym symbol.
Nasza przyszłość rozpięta jest między dewastacją, a skokiem cywilizacyjnym. Między kataklizmem pożarów i powodzi na niszczonej planecie, a konieczną dla ratunku zmianą kierunku rozwoju.
Gdy patrzę na polskie społeczeństwo w części skołtuniałe za sprawą kościoła, zacofane, skrajnie konserwatywne, w części obojętne, trudno uwierzyć, by udało się skierować kraj ku nowym horyzontom.
Ale jeśli dziś ktoś ma choć cień szansy, to tylko Pan, i tylko w szerokiej koalicji, która zagarnie i poderwie do działania nie tylko partie, ale ruchy obywatelskie, armię wyczerpanych walką. Nas nie obudzi kolejne efemeryczne, nieczytelne wezwanie, nie spalimy resztek energii na symboliczne, nieefektywne ruchy. Ale jeśli poczujemy wiatr zmian, zobaczymy ostry cień zwycięstwa, zobaczymy jedność szeregów, energii nam nie zabraknie. A jak widać po reakcji na mój wpis są nas tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy. I to chciałem Panu przekazać, w podzięce za dobre słowa w Gdańsku.
Z poważaniem
Wojciech Fusek
O autorze
Wojciech Fusek
Dziennikarz, redaktor, były dyrektor wydawniczy i zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, autor książek górskich
2 thoughts on “Czy już larum grają?”
Gratuluję przebłysku sławy.
Jak już będzie miał Pan lepsze dojście do Tuska, to niech ode mnie zapyta „Gdzie jest do cholery przez niego obiecane bierne prawo wyborcze dla każdego obywatela i możliwość obywateli do wyboru swoich rzeczywistych przedstawicieli w wolnych, uczciwych wyborach?”
Może Pan dołączyć cytacik z równie płomiennych przemówień Tuska sprzed 17 lat:
Ja mam pamięć kiepską, ale długą. A na oszustów nie głosuję.