Ile list? Obywatele RP proszą o stanowisko
Pytanie powinno w zasadzie brzmieć „dlaczego nie prawybory”, ale problem jest szerszy. Najpierw jednak trzy konieczne porządkujące uwagi wstępne.
Ile list? Pytanie jest kluczowe i odpowiedź jest prosta. Jedna lista nie jest żadną wartością. Nawet może być obciążeniem i przyczyną porażki. Ale gdyby była to jedna WSPÓLNA lista – a nie tylko „jedna” – to zwycięstwo opozycji będzie niemal pewne i zapewne trwałe.
Jedna lista może być mordercza, jeżeli powstanie w jakimś gabinecie, gdzie kilku czy kilkunastu liderów głównych partii i ruchów demokratycznych jakoś podzieli miejsca i wynegocjuje jakiś kompromis programowy. Dla wielu opozycyjnych wyborców żadna taka lista nie będzie „listą marzeń” i może nie być wiarygodna i nawet może być nie do przyjęcia. Nie wszyscy demokratyczni wyborcy aż tak nienawidzą PiS, żeby głosować na każdego innego.
Klucz do odpowiedzi na zadane pytanie, „jedna lista czy wiele”, nie jest w liczbie list, ale w sposobie dochodzenia do nich. Jedna lista, która pozwoli przywrócić demokrację w Polsce, musi być wspólnie tworzona nie tylko przez liderów i ich bezpośrednie zaplecze, ale przez ogół demokratycznych wyborców. Demokratyczna lista musi mieć demokratyczną genezę. Trudno sobie te genezę wyobrazić inaczej, niż jako prawybory.
Nie chodzi tylko o to, by w trybie prawyborów wyłonić kandydatów, którzy najlepiej przekonają do siebie wyborców. Chodzi o to, że proces prawyborów zachęci przyszłych kandydatów do skoncentrowania się na tym, czego chcą wyborcy, a nie tylko partyjni bossowie i sponsorzy.
Jest naturalne, że człowiek zwraca szczególną uwagę, by podobać się tym, od których zależy jego los. Gdy los polityka, czyli jego (biorące lub nie biorące) miejsce na liście na liście wyborczej, zależy od szefa partii, to mówi on to, co podoba się szefowi partii. Gdy los polityka zależy od wyborców, stara się on mówić to, czego oczekują wyborcy i dzięki temu skuteczniej ich mobilizuje w kampanii wyborczej, a potem lepiej ich reprezentuje, gdy już pełni mandat.
W tym sensie prowadzące do wspólnej listy prawybory są nie tylko sposobem na pokonanie PiS, ale też metodą odnowy polskiej demokracji i demokratyzowania obozu demokratycznego, którego słabość wynika z odklejenia się od elektoratu, oraz z zapatrzenia w liderów i media, zamiast w oczekiwania społeczne.
Prawybory mogą być mechanizmem sprowadzającym partie obozu demokratycznego na ziemię, ale też aktywizującym wyborców. Pozwalają bowiem wciągnąć ich w debatę, budować emocje, społecznie konstruować programy, testować postulaty, na długo przed rozpoczęciem formalnej kampanii wyborczej.
By taki proces przyniósł pozytywny rezultat, muszą być jednak spełnione trzy bardzo istotne warunki. Po pierwsze, musi obowiązywać pryncypialnie i brutalnie egzekwowany zakaz kampanii negatywnej, czyli reguła przekonywania do swoich postulatów i nie krytykowania demokratycznych rywali. Po drugie, prawybory muszą mieć charakter lokalny, czyli odbywać się wyłącznie w okręgach wyborczych, a nie w skali kraju i być finansowo skromne, by nie dopuścić do „kupowania” list przez lokalne biznesy. Jeżeli prawyborczy limit wydatków kandydata będzie większy, niż średnia krajowa, to zamożni przykryją niezamożnych bilbordami i obóz demokratyczny zamieni się w obóz biznesu. Po trzecie, skoro prawybory muszą się odbywać lokalnie, trzeba stworzyć wspólny system ponadpartyjnych lokalnych internetowych platform publicznej debaty. To też może mieć dobry uboczny skutek w postaci alternatywy dla zawłaszczonych przez władzę mediów publicznych i gazet lokalnych. Jest w Polsce społeczna energia wystarczająca, by taki system powstał.
Pytanie powinno w zasadzie brzmieć „dlaczego nie prawybory”, ale problem jest szerszy. Najpierw jednak trzy konieczne porządkujące uwagi wstępne.
… Z podobną bezwględnością z jaką Kasprzak oceniał partie spojrzę na działania opozycji pozaparlamentarnej. Chociaż przedstawiają się jako zaangażowani obywatele będący przeciwieństwem zawodowych polityków też są po prostu politykami. Walczą jednak w pierwszym rzędzie nie o rządzenie, ale o wejście do polityki parlamentarnej. Nie czarujmy się taki jest Hołownia, taki jest Śpiewak i taki wreszcie jest Kasprzak.
Najlepsze rozwiązanie — jedna wspólna lista ze względu na system d’Honda oraz ze względu na to, że jest możliwe i pożądane ustalenie dwóch wspólnych płaszczyzn pójścia do wyborów. Praworządność, przywrócenie praworządności i przywrócenie mocnego miejsca Polski w Unii Europejskiej.
Czy nie wypadałoby tak dla przyzwoitości spróbować raczej odpowiedzieć na pytanie – co za tymi listami ma stać?
Prawybory wywołują te same pytania: jak je wynegocjować? jaki przyjąć klucz? kto może w nich uczestniczyć z czynnym i biernym prawem głosu? Uczestniczyłem w słynnych prawyborach Platformy Obywatelskiej w 2001 roku i wrażenia mam jak najgorsze. Nie wiem, czy lepszą (choć też niełatwą) metodą nie jest jednak żmudne negocjowanie i próba dojścia do porozumienia w sprawie podziału nieszczęsnych „jedynek”, „dwójek” itd.
1 thought on “Demokratyczna lista musi mieć demokratyczną genezę. Jacek Żakowski”
Bujanie w obłokach. A PiS chodzi twardo po ziemi.