Jakub Kocjan z Akcji Demokracji odpowiada na pytania Obywateli RP

Czas na rozmowę o przyszłości jest TERAZ, a nie tylko w kampanii wyborczej. Cieszę się, że Obywatele RP podejmują to wielkie wyzwanie i stawiają, często trudne, pytania. Pytania, które zwykle zadowoleni sami z siebie politycy wolą ignorować

Z tym większą radością dziś odpowiadam na te pytania, że to z Obywatelami RP pierwszy raz brałem udział w masowych akcjach obywatelskiego nieposłuszeństwa, pierwszy raz wywalczyłem uniewinnienie w sądzie za udział w proteście, organizowałem niezliczone blokady marszy faszystów czy wjazdów do KRS, gdy stawała się neoKRSem.

W ostatnich wyborach parlamentarnych wziąłem zaświadczenie, aby zagłosować nie na mojej kochanej Pradze, ale w Śródmieściu, żeby oddać z dumą głos na Pawła Kasprzaka. Nie ukrywam jednak, że głos ten poprzedziła z mojej strony prosta kalkulacja. Fantastyczny praski senator Marek Borowski miał gwarancję reelekcji, a przy spodziewanej polaryzacji i frekwencji nawet przy podziale głosów opozycyjnych w centrum między Kasprzaka i Ujazdowskiego PiS nie miał szans na odbicie mandatu. Było to dla mnie tym ważniejsze, że tygodniami prowadziłem w Akcji kampanię na rzecz uzgodnienia bloku demokratycznej opozycji do Senatu, gdzie ordynacja wyborcza silnie preferuje takie rozwiązanie. Wcześniej miałem przyjemność współtworzyć i konsultować Pakt Na Rzecz Naprawy i Reformy Wymiaru Sprawiedliwości. Do jego podpisania namówiliśmy wszystkie trzy koalicje wyborcze demokratycznej opozycji (Koalicja Obywatelska, Lewica, Koalicja Polska). I gdy obejmą władzę, będziemy pilnować realizacji jego postulatów.

Piszę to nie tylko dla okazania sympatii, ale także dlatego, aby pokazać, że choć z całego serca wspieram zwiększenie wpływu organizacji społecznych na polityków, to każda moja decyzja była poprzedzona kalkulacją. Nie jestem przekonany, że znam idealną formułę startu demokratycznej opozycji w wyborach do Sejmu. 3 listy w wyborach do PE, w tym jedna bardzo szeroka, nie zdały egzaminu. 3 listy w wyborach do Sejmu z kolei nie okazały się aż tak katastrofalnym, jak się spodziewano, rozwiązaniem.

W ruchu Akcji Demokracji gromadzimy ponad trzysta tysięcy aktywistów i aktywistek. Część z nich głosuje na lewicę, część na Koalicję Obywatelską, część zapewne poprze ugrupowanie Szymona Hołowni, część jest niepełnoletnia. Nie jest naszą rolą jednoznacznie decydować za polityków, w jakiej formule wystartować do Sejmu, jeżeli konsekwencje takiego ruchu nie są oczywiste. Jako ruch ceniący sobie niezależność nie wchodzimy w trwałe sojusze z politykami, a jedynie zabiegamy o realizację konkretnych, bliskich nam wartości.


Prawybory to świetny mechanizm, który wpisał się świetnie na przykład w funkcjonowanie amerykańskiej Partii Demokratycznej i odzwierciedla aktualny stosunek sił między skrzydłem progresywnym i centrowym partii. Zarówno na poziomie wyboru kandydata na prezydenta, jak i poziomie lokalnym. Oczywiście, mamy także bliższe przykłady – wielki sukces z Budapesztu, gdzie w organizacji prawyborów brała udział siostrzana organizacja Akcji, aHang (Głos). Prawybory działają jednak przede wszystkim w wyborach większościowych, a proporcjonalna ordynacja do Sejmu komplikuje tę sprawę.

Bardzo możliwe, że dzięki jakiejś formie prawyborów udałoby się uniknąć spektakularnej porażki Koalicji Europejskiej, której listy były po prostu źle skonstruowane. Dwie osoby spoza Wielkopolski na czele listy w Wielkopolsce, osłabienie wskutek wewnętrznych rozgrywek w PO listy w dolnośląskim i Warszawie poprzez wypchnięcie popularnych europosłów albo całkowicie z list, albo na odległe miejsca. Tylko to kosztowało zapewne 3 utracone mandaty, słaba kampania, brak jasnego programu i postawienie na byłych premierów zapewne kolejne, a ostatecznie blok demokratyczny (Koalicję Europejską i Wiosnę) oraz PiS dzielił 1 mandat różnicy (2 po Brexicie) – więc brak tych błędów mógł całkowicie zmienić percepcję wygranej. Jednak w świadomości społecznej zapisało się, że szeroka koalicja to przepis na porażkę. Jednocześnie prawybory na kandydatów w każdym okręgu, choć zapewne kształtowałyby lepsze listy, zapewne spowodowałyby, że kilkumilionowy elektorat lewicy mógłby liczyć zapewne na jednego europosła z Warszawy.

Jak jednak zapewnić, aby elektorat ludowców i lewicy (zwłaszcza tej drugiej, gdyż ma bardziej równomiernie rozłożony elektorat niż PSL) był prawidłowo reprezentowany? Zwłaszcza nowo kształtujące się formacje, jak w 2015 roku Nowoczesna, w 2019 Wiosna, a teraz Polska 2050 potrzebują sprawdzić się w boju i policzyć – i jest to naturalne. To wyzwania, których nie można ignorować. Ale znów – ruchy społeczne, różne organizacje mają prawo od polityków wiele wymagać i powinny od nich wymagać znacznie więcej. Jednak tak różnorodny ruch jak Akcja Demokracja nie będzie kształtował sceny politycznej – kierując się wskazaniami setek tysięcy osób, będzie podejmował najlepsze w zbiorowej mądrości decyzje, nie przekraczając jednak granicy polityki czysto partyjnej.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Czy w rozwiniętych społeczeństwach XXI wieku istnieje tradycyjna demokracja przedstawicielska?


Nie można przy tym składać praw człowieka i klimatu na ołtarzu politycznej skuteczności i promować tych, którzy wielokrotnie i w sposób szczególny sprzeniewierzyli się ważnym dla nas wartościom. Nie chodzi mi tu absolutnie o wyciąganie komukolwiek poglądów czy słów sprzed lat, jeżeli nie są ona aktualne, ale o osoby, które koncentrują swoją działalność na walce z prawami człowieka. Przykład takiej pomyłki personalnej to Jan Filip Libicki, który pomimo wyboru z list demokratycznej opozycji jest gotowy oddać PiSowi ostatni niezależny urząd w państwie. 

Nie jestem także przekonany, że obecnie możliwa jest głęboka zmiana konstytucyjna ustroju państwa i utworzenie Konstytuanty. Założenie, że za kryzys praworządności odpowiedzialny jest brak wystarczających bezpieczników, jest błędne. Myślenie, że sama zmiana Konstytucji rozwiąże nasze problemy jest pułapką. Dyskutowanie od 2015 roku głównie o tym, w jakiej to formule demokratyczna opozycja idzie do wyborów, kto z kim, kto kogo nie chce, kto chce, kto się skusi, zaciera w naszej debacie publicznej najważniejsze problemy. Za kryzysem praworządności stała przecież także frustracja wielu grup społecznych, pogłębiające się nierówności ekonomiczne i próba uciekania przez wiele lat od problemów takich jak rosnący wpływ Kościoła na życie publiczne, czy brak przyznania podstawowych praw człowieka kobietom i osobom LGBTQIA.

A także brak konsekwencji autorytetów, takich jak prof. Rzepliński czy prof. Gersdorf, którzy – przy ich wspaniałej i godnej postawie – nie zrobili wszystkiego, co mogli. Nie zatrzymali dublerów i nominatów neoKRS przed przejęciem odpowiednio Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego. Wskutek tych zaniechań, zarówno Prezes Trybunału Konstytucyjnego, jak i Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego zajmują swoje stanowiska niezgodnie z prawem. Należy także przychylić się do koncepcji, że wskutek nieprzyjęcia ślubowania przez trzech prawidłowo wybranych sędziów TK w 2015 roku, wybór każdego kolejnego sędziego TK obarczony jest wadą prawną, a zatem Trybunał Konstytucyjny w większości trzeba obsadzić na nowo. To samo dotyczy bez żadnych wątpliwości nominatów neoKRS do Sądu Najwyższego, w szczególności Izby Dyscyplinarnej oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. A już pojawiają się pomysły, żeby dla świętego spokoju uznać orzeczenia nie-sędziów i zaniechać rozliczeń, nominatów neoKRS nagradzając jeszcze lukratywnym stanem spoczynku.

Może nie trzeba planować kolejnej KOALICJI276 ani KOALICJI307? Pierwsza miałaby przełamywać weto prezydenckie, druga – weto pseudoTK Przyłębskiej, o którym pisałem przed chwilą. Ale ani jedno ani drugie nam nie grozi, jeżeli będziemy konsekwentnie iść drogą praworządności. Reprezentując w tym paragrafie jedynie własne zdanie, uważam, że nie można uznawać mandatu Andrzeja Dudy po 6 sierpnia 2020 roku. Ważność ówczesnych wyborów, przeprowadzonych w pozakonstytucyjnym terminie (co samo w sobie nie jest jeszcze rozsztrzygające w obliczu sytuacji w jakiej wówczas znalazła się Polska – sam w nich brałem udział i zachęciłem do tego tysiące osób w różny sposób, ale z przekonaniem, że niezależnie od ich wyniku, powinien się o nich wypowiedzieć Sąd Najwyższy w konstytucyjnym składzie) nie została stwierdzona przez SN, a jedynie przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Po wyroku TSUE z XI 2019, uchwale trzech izb i ujawnieniu list poparcia do neoKRjest jasne, że nie jest ona Sądem Najwyższym, a grupką uzurpatorów (stąd nie kwestionuje mandatów posłów i senatorów obecnej kadencji, o której także rozstrzygała, ale przed tymi trzema wydarzeniami). Dlatego ani Andrzej Duda po 2020 roku (I kadencji nikt nie kwestionuje) ani Julia Przyłębska nie objęli urzędów legalnie i ich weta nie powinny być dla nas punktem odniesienia.

Co dla mnie osobiście ważne szczególnie, uważam, że w przywracaniu praworządności nie może być żadnych zgniłych kompromisów. Na tym zamierzam się w najbliższym czasie skupiać. Trzymam kciuki, aby niezależnie od formuły startu opozycji demokratycznej, udało się doprowadzić do przywrócenia w Polsce praworządności, co nie będzie jednak możliwe bez rozwiązania strukturalnych problemów powodujących, że partia likwidująca demokrację w Polsce otrzymała wielokrotnie tak duży mandat społeczny.

  • Jakub Kocjan (ur. 1998) – student prawa na UW oraz SGH. W Akcji Demokracji prowadzi od lat kampanię na rzecz obrony wolnych sądów oraz przywrócenia praworządności. Współzałożyciel Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego na UW, laureat Nagrody im. Tadeusza Mazowieckiego za działania prodemokratyczne i antyfaszystowskie, a w szczególności za aktywną obronę niezależności sądownictwa”.

Powyższy artykuł reprezentuje stanowisko autora i nie musi być w pełni podzielany przez Fundację Akcja Demokracja.

O autorze

3 thoughts on “Jakub Kocjan z Akcji Demokracji odpowiada na pytania Obywateli RP

  1. Ciekaw byłbym dyskusji, dziękuję za ten Twój wkład. Bardzo. To są w ogóle rzadkie okazje, by trzymać wątki w rozmowie, próbując cokolwiek w niej ustalić. Np. wspólne działania, ale i protokół rozbieżności bywa cenny.

    Kilka drobnych uwag. To nieprawda, że prawybory sprawdzają się przy wyborach większościowych, a przy proporcjonalnych są bardzo skomplikowane. Są skomplikowane bardziej — to fakt. Przy większościowych wyborach — jak wybory amerykańskie — i przy dwubiegunowym podziale, który często powstaje w naturalnej konsekwencji takiej ordynacji — znów Ameryka jest przykładem — prawybory są po prostu jedyną szansą na wybór. W wyborach właściwych mamy do czynienia już tylko z plebiscytem pomiędzy dwoma zwalczającymi się obozami. W każdym z nich wyborcy gotowi są poprzeć konia — byleby tylko nie wygrał przeciwnik. To jest podobne do polskiej sytuacji. I my popieramy rozmaite „konie”. Od lat.

    Napisałeś — słusznie — że interesem i potrzebą zarówno małych i młodych partii, jak Nowoczesna, Wiosna itd., jest się policzyć. I przede wszystkim to jest argumentem za prawyborami w wyborach proporcjonalnych. W plebiscytarnej sytuacji prawybory tworzą okazję do policzenia się — plebiscyt ją uniemożliwia. W doświadczeniach wyborczych to widać. 2/3 zwolenników Wiosny w wyborach europejskich zagłosowało jednak na Koalicję, a nie na Wiosnę. Co jednak ważniejsze — lista wyłoniona w prawyborach — skuteczniej niż jeden zwycięski kandydat sprzyja dodawaniu elektoratów uczestniczących w tej grze partii. Po prostu dlatego, że ich przedstawiciele na tej liście się znajdą. Wyborcy partii małych — których przedstawiciel przegrałby prawybory jednomandatowe — znajdą na wspólnej liście ludzi, których mają powód nadal popierać głosami.

    Tak było nawet w pierwszych ogólnokrajowych prawyborach włoskich, choć głosowano tam na wyłącznie na lidera. Wygrał Prodi, pozostali odpadli — w tym np. kandydaci komunistów. Ale wspólną listę ułożono wg wyników prawyborów i przedstawiciele komunistów na niej się znaleźli. Dlatego komuniści poszli głosować. Być może głosowaliby na samego Prodiego w tych okolicznościach — ale z pewnością nie w tak wielkiej liczbie.

    Rzecz druga z wielu, o których warto byłoby pogadać. Reforma konstytucyjna. Chodzi w niej nie tylko nie przede wszystkim o korekty tworzące skuteczne bezpieczniki. I nie o przekonanie, że litera prawa zmienia życie społeczne.

    Wśród bezpieczników, o których piszą Obywatele RP, jest np. nigdy w III RP nieistniejący trójpodział władzy — więc także kontrola rządu przez parlament. To się da zrobić na ileś sposobów. Najprostszym i wymagającym zmian najmniejszych jest rozsunięcie kadencji Sejmu i Senatu oraz być może zmiana wyborczego klucza (rozmaite pomysły izby samorządowej i inne). Jak by nie patrzeć akurat ten bezpiecznik — gdyby istniał — pisowski zamach stanu mógłby uniemożliwić. Bezpiecznikiem innego rodzaju jest prawo o partiach politycznych wymuszających ich demokratyczny standard. On z kolei o tyle jest dobry, że działa zanim pojawi się większość, która — jak PiS — każdy przepis prawa złamie z ostentacją.

    Przede wszystkim chodzi jednak o to, że wśród wielu społecznych problemów, o których napisałeś, istnieje ten, że konstytucja nigdy nie miała rzeczywiście większościowego mandatu poparcia. Głosowało na nią w referendum 23% obywateli, a nie żadna rzeczywista większość (której zresztą w 97 roku nie było). To nie unieważnia referendum rzecz jasna. Mówię o faktach społecznych. Dobra konstytucja — jestem przekonany — ma nie tylko dobre rozwiązania i świetne zapisy. Zapisy mogą być „nieświetne”, ale jeśli uznajemy je powszechnie za obowiązującą w Polsce normę — działają jako źródło ładu.

    Wymieniłeś ileś źródeł kryzysu demokracji z — powiedziałbym — opozcyjno-lewicowej perspektywy. Istnieje też perspektywa „prawacka”. Ich „wykluczenie” jest słusznym lub niesłusznym opisem sytuacji (w sprawie konstytucji akurat tak właśnie było — rozbita prawica nie zagłosowała w referendum, a w parlamencie jej nie było) — jest odczuwanym przez nich faktem. W ich poczuciu wynik z 2015 roku właśnie to wykluczenie przełamał. Konsekwencje tego są rozmaite — dużo by o tym gadać i gadać moim zdaniem trzeba.

    I jeszcze trzecia z rzeczy — cały czas podkreślam, że jest tych tematów znacznie więcej — rola ruchów obywatelskich. Tak różnorodnych jak AD. Obywatele RP są także różnorodni. Przynajmniej byli. Zakładamy w każdym razie różnorodność nawet większą niż faktyczna. Np. w sprawie aborcji. Prawdopodobnie bez ani jednego wyjątku wszyscy opowiadamy się za bardzo radykalną liberalizacją prawa. Ale nasza uchwała o tym nie mówi. Zamiast tego próbuje określić warunki rozwiązania tego sporu. Dla nas to jest — w skrócie mówiąc — irlandzki model: panel plus referendum. Niezależnie od kontrowersji z tym związanych, chcę podkreślić co innego — my nie wypowiadamy się „ideowo” w polskiej wojnie tożsamości, choć w tej wojnie uczestniczymy. Uważamy, że naszą rolą jest określenie warunków rozwiązania tego konfliktu zgodnie z zasadami demokracji i tak, żeby żadna strona — również tamta — nie była pominięta, wykluczona, zepchnięta do morza. Bo nie pozwalają nam na to pryncypia oraz dlatego, że byłoby to rozwiązanie oczywiście nietrwałe. Każda zmiana politycznej koniunktury znów wywróciłaby nam państwo, jak to zrobił PiS.

    Tak pojmujemy własną polityczną bezstronność. Nie mamy jednak wielkich złudzeń, że w politykę trzeba wchodzić bardzo zdecydowanie — choć równocześnie bardzo precyzyjnie przestrzegając zasad. Prawybory na przykład — to już bardzo dobrze wiemy. Albo będziemy w stanie wystawić niezależnych kandydatów, albo możemy tak prosić w nieskończoność. Jakieś ustalenia wspólnych zasad, rozpoznanych i akceptowanych różnic w rolach poszczególnych ruchów i organizacji — to jest bardzo potrzebne. Obywatele RP zawsze mieli to gorzkie poczucie, że kiedy przychodzi co do czego i trzeba się np. postawić Ujazdowskiemu (żeby użyć skrótu), zostajemy sami naprzeciw partyjnych aparatów, choć wszyscy wiemy, że one są problemem i postępują katastrofalnie głupio.

  2. Dziękuję za ten komentarz!

    O ile zgadzam się, że faktycznie prawybory w wyborach proporcjonalnych (do Sejmu, bo do PE przy często 3,4-mandatowych okręgach – nie) mogą oddawać potencjał poszczególnych partii, to wskutek i ordynacji i tradycji politycznej w Polsce, kluczowym elementem tego „policzenia się” był samodzielny start za pierwszym razem po powstaniu formacji. Przecież Wiosna próbowała dołączyć do koalicji przed wyborami parlamentarnymi w 2019 – jedynie do PE była zdecydowana z góry wystartować samodzielnie. To samo z Nowoczesną w 2015.

    Rozsunięcie kadencji Sejmu i Senatu – popieram ten pomysł. Wiele by to zmieniło na przestrzeni ostatnich lat. Ale z drugiej strony, w USA rolę takiego bezpiecznika przed prostą władzą większości 51 senatorów miał odgrywać filibuster (i częściowo także różna długość kadencji Izby i Senatu). Efekt jest taki, że większość władzy w tematach aborcji, broni, finansowania partii, imigracji, podatków, ochrony zdrowia itp. została scedowana na 5 republikańskich nominatów w skrajnie upolitycznionym Sądzie Najwyższym, który w praktyce stał się trzecią izbą parlamentu (w większość z tej piątki, łącznie z ukradzionym miejscem Garlanda, została nominowana przez prezydentów, którzy dostali mniej głosów od demokratycznym przeciwników). Różne bezpieczniki wypaczyły ustrój USA nawet bardziej, niż mogłyby zwykłe rządy większości. O ile warto starać się wprowadzać do systemu bezpieczniki, to obawiam się, że same z siebie nic nie załatwią, jeżeli zabraknie determinacji politycznej i silnego głosu społecznego, który ją będzie kreował.

    Oczywiście, w szukaniu przyczyn kryzysu kieruje się światopoglądem bardziej centrolewicowym niż innym (choć przyznaję, że sensu dzisiejszych negocjacji na temat Funduszu Odbudowy z rządem przez Lewicę z tak miałkimi postulatami, bez postulatów przywrócenia praworządności, nie jestem w stanie osobiście pojąć). Nie podzielam jednak niestety wiary, że dla obywateli i obywatelek tak formujących doświadczeniem było referendum konstytucyjne i że da się wykształcić tak silne powszechne przywiązanie do Konstytucji, jeżeli będzie przyjęta w innym trybie.

    Z kolei referendum w sprawie aborcji nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Nie chodzi mi tu nawet o samo głosowanie nad prawami człowieka, bo przecież w innej sytuacji ono i tak się odbędzie, ale w parlamencie, ale o problem w sformułowaniu adekwatnego, powszechnie zrozumiałego pytania, które pozbawione byłoby manipulacji. Nie mówiąc o tym, jak w erze Murdocha i Brexitu niebezpieczne stały się mechanizmy manipulowania społeczeństwem przez Rosję i jej prawicowe pacynki. One wpływają także na wybory, ale historia referendów ostatnich lat dowodzi, że takie incydentalne głosowania raczej rodzą problemy, zamiast je rozwiązywać, bo często są dla polityków wygodną formą ucieczki od odpowiedzialności. Widzę zastrzeżenie co do panelu i o ile bardzo takie inicjatywy wspieram, to przy obecnej władzy również trudno mi sobie taki uczciwy, niekwestionowany ogólnokrajowy panel wyobrazić.

    Na ten moment kluczowa jest dekryminalizacja aborcji (może złożona w Sejmie ustawa ratunkowa powinna być warunkiem opozycji, zwłaszcza lewicy, przy głosowaniu nad zasobami?), w przyszłości legalizacja aborcji na żądanie do 12 tygodnia. Przesunięcie Platformy Obywatelskiej na pozycje ostrożnej liberalizacji ustawy – a przypomnijmy, że większość tej partii w początkach jej istnienia głosowała za zaostrzeniem „kompromisu”, a jeszcze w II kadencji Tuska popierało to kilkadziesiąt posłów tej partii! – to gigantyczny, za rzadko doceniany sukces mrówczej pracy ruchów społecznych i różnego rodzaju organizacji. I dobry przykład osiągania celu mainstremowania progresywnych postulatów i przesuwania sceny politycznej w lepszą stronę – bo, nie ma co ukrywać, naszym celem jest osiąganie konkretnych celów legislacyjnych i społecznych.

    Pozdrawiam
    JK

    1. No, te dyskusje wymagałyby spotkań. I tu ja odpadam, bo na emeryturę się udałem. Natomiast referendum aborcyjne krótko i na gorąco.

      Po pierwsze pytań się nie boję, bo są oczywiste. Zobacz, na jakie pytania odpowiadano w Irlandii — nie w referendum, a w panelu. Pytano o dopuszczalność aborcji w sytuacjach wymienionych. Lista tych sytuacji była zupełnie oczywista. Przy tym pytania w Polsce mógłby sformułować właśnie panel. Nie wolno tego zostawiać zwłaszcza zwykłej większości parlamentarnej — właśnie dlatego, że chodzi o prawa człowieka, o których gadają (głupio), że ich się nie głosuje. One z pewnością nie mogą zależeć od politycznych koniunktur, wymagają specjalnego statusu. Są podstawowymi normami konstytucyjnymi. Trudno — to my musimy zdecydować.

      Wiesz, co byłoby marzeniem Obywateli RP? Po prostu zorganizować panel obywatelski. Przyłączylibyście się? A potem referendum przeprowadzić „po katalońsku”. Ach…

Comments are closed.

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »