Justice – to słowo w języku angielskim brzmi zawsze mocno, kategorycznie, ostatecznie. W każdym razie ja tak je słyszę. Zawsze wybija się swoją dźwięcznością w potoku filmowych dialogów czy monologów. Brzmi jak ostateczny argument, a nawet wyrok
Sprawiedliwość – też brzmi nieźle, choć jest bardziej rozwlekłe, nie ma siły dwóch dobitnych sylab. W polskim słownictwie nie jest tak osadzone w systemie, jak w języku angielskim (pewnie też w łacinie, ale tej kompletnie nie znam), gdzie wszystkie słowa wywodzą się z jednego pnia: justice, justices, judge, judgement itd. U nas jest sprawiedliwość, sąd, wyrok – brzmieniowo od Sasa do Lasa. Tak jest, co zrobić. Ale mimo, że złachane przez nazwę jednej partii, nie zostało jeszcze zawłaszczone. Jeszcze. Może dlatego, że w nazwie tej partii jest tylko pustym słowem, zlepkiem głosek dobrze komponujących się dla potrzeb marketingu, razem z drugim zlepkiem – „prawo”. Zgrabny szyld, który przykrywa brudną i obdrapaną elewację domu schadzek na godziny.
Tak, mogę wymieniać dziesiątki zastrzeżeń do polskiego wymiaru sprawiedliwości, w tym do wyroków sędziów, z których niektóre, w moim odczuciu, są niesprawiedliwe i bezduszne. Tak, mogę narzekać „gdzie byli, gdy ich nie było”. Mogę jęczeć, że demonstracja nie taka, jak bym chciała (a jaką bym chciała?), że w wolny dzień, czyli bez zbytnich poświęceń, będzie to kolejny spacer po nic, bo PiS w ogóle się tym nie przejmuje, kolejny przemarsz nie zmieni ich żądzy.
Ale ten Marsz jest jednak po coś.
Po pierwsze, bo jestem winna wdzięczność tym kilku, z którymi miałam do czynienia osobiście, i tym kilkudziesięciu, z którymi mieli do czynienia moi znajomi, i tym kilkuset czy kilku tysiącom, którzy pozostawiają mi poczucie minimum bezpieczeństwa, że sądy mogą być sprawiedliwe i sędziowie w tej sprawie, a nie w sprawie swojego zatrudnienia wyjdą jutro na ulice z otwartą przyłbicą.
Po drugie – adwokaci, radcy prawni, którzy reprezentują swoich klientów, nas, będą na tym marszu również, bo swoją pracę opierają na prawie, tym wynikającym z Konstytucji i konwencji międzynarodowych, którym podporządkowane muszą być wszystkie ustawy, a nie z szyldu partii. Przedstawiane przez nich racje muszą być rozstrzygane przez sądy w oparciu o to samo prawo, a nie przez sąd partyjny. Bez niezależnych sądów ich praca to krew w błoto. Tak jak nasze prawa, które reprezentują. Prawa nauczycielek i uczniów, rezydentów i pacjentów, ekologów, osób z niepełnosprawnościami, dziennikarzy, rolników, naukowców, pracowników i pracodawców, najemców i właścicieli, klientów i sprzedawców, kobiet, mężczyzn, dzieci – wszystkich. Bez względu na różności. Każdego, kto zdecyduje się powierzyć swoją sprawę rozstrzygnięciu przez sąd, bo będzie wiedzieć, że ma to sens, bo wyrok nie zależy od partii, bo obywatel ma szanse w starciu z aparatem państwa, w starciu z uprzywilejowanymi przez partię osobnikami.
Po trzecie – wszystkie działania Unii Europejskiej, Komisji Europejskiej, europejskich trybunałów, czyli naszych trybunałów, zostały w znaczącej mierze wywołane przez obywatelski, w tym sędziowski, a nie polityczny opór i działanie. Tylko dzięki niemu ktoś jeszcze zwraca uwagę na to, co dzieje się w Polsce, kogoś to obchodzi, podejmuje działania solidarnościowe i całkiem wymierne.
Jesteśmy rozczarowani, że coraz mniej ludzi protestuje na ulicach, że idziemy drogą Węgier. Ale nie musimy dojść w to samo miejsce, jeśli będziemy pokazywać, że nas ciągle to obchodzi. Piszę to głównie do siebie, bo sama przecież popadam w marazm z różnych przyczyn, ale z którego muszę się chociaż czasem wynurzać po haust powietrza. Inaczej się uduszę na własne życzenie i nikt nie przyjdzie z pomocą.
Po czwarte – co wiąże się z trzema pierwszymi „po”, poniekąd jest jakimś podsumowaniem: chodzi o fundamenty. Oczywiście można twierdzić, że fundamentem społeczeństwa, państwa jest edukacja, albo prawo do opieki zdrowotnej, oparte na dodatek na prawie do godności, albo prawo własności, albo jeszcze co innego. Ale w ich ramach wszystkie rozstrzygnięcia ostatecznie zapadają właśnie w sądzie, a nie gdzie indziej. A przynajmniej powinny. Dlatego warunki pracy, czyli orzekania tych ok. 10.000 osób pełniących rolę sędziów, są tak ważne. Dlatego realna reforma sądownictwa jest konieczna. I dlatego kompetencje sędziów wynikające ze znajomości i stosowania prawa nadrzędnego (Konstytucji, międzynarodowych konwencji i podpisanych traktatów) i doświadczenia życiowego nie mogą ulegać partyjnym ukazom, obcemu prawu kanonicznemu i całkiem zwyczajnemu strachowi o losy własnej kariery. Strachowi nie wynikającemu ze sprzeniewierzenia się złożonej przysiędze czy popełnionych błędów merytorycznych, a z podlegania widzimisię funkcjonariusza lub sługi partii czy organizacji, tej czy innej.
Chodzi zatem o prawo i sprawiedliwość w ich podstawowym i fundamentalnym znaczeniu. I o platformę obywatelską w jej podstawowym i fundamentalnym znaczeniu.
Jutro, w sobotę, 11 stycznia, o godz. 15 przed Sądem Najwyższym w Warszawie będę wspierać Marsz Tysiąca Tóg. Nie tylko jako przejaw protestu wobec zmiany ustroju państwa przemocą (podlegającej art. 127 Kodeksu karnego), nie tylko w obronie sędziów, ale także jako oczekiwanie wobec jego inicjatorów. Po to będę tam ja. Każdy może mieć inny powód i oby było ich wiele.
Ewa Borguńska