Noclegownia przy Wolskiej. Przed tymi dzieciakami jest bardzo dużo wyzwań

Od lewej: Nikita z 13-letnią siostrą swojej dziewczyny, w tle tata Wiki, Dasza, Wiki z Witią, fot. Anna Szmel

Ten tekst jest o naszej, Obywateli RP, noclegowni dla uchodźców z Ukrainy, którą przy ul. Wolskiej prowadzimy od początku marca. Przez ten czas przewinęło się bardzo dużo ludzi, sądzę, że w granicach 200-250 osób

Założenie było takie, że jest to przystanek dla uchodźców w drodze do dalszej podróży. Bardzo dużo matek z dziećmi pojechało do Holandii, Francji, Hiszpanii, Niemiec, Belgii, Szwecji, Anglii, czy Kanady. Jednak ostatnio mamy młode dzieciaki, które nie chcą jechać dalej, chcą zostać w Polsce. Przypuszczam, że głównym powodem jest bliskość domu i lęk przed nieznanym. Chcę Wam opowiadać o każdym z nich, o tym jak ja ich odbieram, jakie budzą uczucia. Trudno jest mi o tym pisać, już czuję ucisk w gardle i okazuje się, że ja stara kobieta po trudnych doświadczeniach życiowych zahartowana (nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałam) teraz z trudem powstrzymuję łzy.

DASZA

Dasza ma 19 lat i przyjechała do Polski zupełnie sama. Mieszka u nas około 2 miesięcy. W Ukrainie została jej mama, która jest bardzo chora, tato nie żyje. Po śmierci taty podjęła pracę i uczyła się, aby zapewnić minimum potrzebne do życia sobie i mamie. Właśnie u nas, na Wolskiej, kilka dni temu zdawała egzamin końcowy (zdała na 5) i uzyskała dyplom przedszkolanki.

Dasza jest skupiona i bardzo odpowiedzialna. Na początku była zamknięta w sobie, ale z czasem uznała, że ludziom, którzy przychodzą na dyżur i wracają do swoich bezpiecznych domów, można zaufać i zaczęła się otwierać.

Wesprzyj mini-noclegownię dla uchodźców z Ukrainy

Dowiedziałam się, że miesiąc temu poznała chłopaka (więcej wam nie powiem o sekretach miłosnych Daszy). Opowiedziała o swojej mamie, o swoim życiu w Ukrainie, o bombardowaniach i o decyzji przyjazdu do Polski. Zapytałam, czy nie chce jechać dalej, jednak Dasza chce być blisko mamy, chce pracować i pomagać jej, a jak już będzie wszystko ogarnięte, to może sprowadzi mamę.

Dasza ma ambitne plany, będzie się uczyć języka polskiego i angielskiego i ja wiem, że jej się to uda.

Od kilku dni pracuje w jednym z hoteli w centrum Warszawy. Jej praca polega na sprzątaniu pokoi, za jeden pokój dostaje 10,00 zł. Mówi, że wyciąga 18-20 pokoi dziennie i stwierdziła, że więcej nie daje rady… Pracuje 7 dni w tygodniu, jest sezon i jest praca.

Dasza, fot. Anna Szmel

Zapytałam, czy dostają jedzenie. Owszem tak, ale Dasza nie chodzi na posiłki, bo szkoda jej czasu, woli wykorzystać go na sprzątanie. Dopiero po powrocie do nas zjada obiad i kolację w jednym.

Ostatnio miałam dyżur od 15-22 (był to pierwszy dzień bez darmowych przejazdów), Dasza wróciła z pracy i widziałam, że jest bardzo zmęczona, więc pytam co się stało? Dasza zupełnie spokojnie i zupełnie pogodzona z sytuacją odpowiedziała, że do pracy i z pracy szła na piechotę, bo nie ma pieniędzy na bilet. Cholera! Szlag! No, ścisnęło mnie i w duszy wołam: – Dajcie mi kałasznikowa, a wystrzelam ten cały PIS. Dałam Daszy 30 zł (nie miałam więcej). Oczywiście wzbraniała się przyjąć pieniądze i wierzcie mi, to nie było udawane. Długo rozmawiałyśmy, więc mówię –  Dasza idź, połóż się, odpocznij. Ale słyszę: – Pani Ania, chcę z panią porozmawiać. Na chwilę odeszłam zrobić herbatę, odwracam się a Dasza oparła głowę na ręku i już, już przysypia. Stanowczo kazałam dziecku brykać na materac (łóżka nie ma).

Niestety, Dasza musi szukać innej opcji na życie, ponieważ musimy zamknąć naszą noclegownię, ale dam dziecku do siebie nr telefonu i zawsze jej pomogę. Nie może zostać sama. Musi wiedzieć, że jest ktoś, kto jej wysłucha i wesprze.

NIKITA

O Nikicie nie wiem tak dużo. Wiecie, chłopcy nie są tak otwarci, nie szukają przyjaźni ze starszą panią.

Nikita ma 18-19 lat, w Warszawie jest jego dziewczyna z mamą i młodszą siostrą. Tak więc Nikita nie jest zupełnie sam, chociaż odpowiedzialność za życie spoczywa tylko na nim. Od jakiegoś czasu podchodził do biurka i widząc leżące papierosy pytał czy może zapalić. Na początku brał jednego papierosa, jednak z czasem zwiększył częstotliwość do 4-5 razy. Chcąc Mu oszczędzić pokonywania drogi do biurka na każdym dyżurze dawałam mu dwie paczki papierosów. Pierwszy raz był bardzo zaskoczony, ale później uśmiechał się i dziękował. Powiecie, że dziecku nie można dawać papierosów, ale nie mnie oceniać i wychowywać go. Ja w jego wieku też kopciłam.

Jakieś dwa tygodnie temu Nikita przysiadł przy moim biurku i zapytał czy mogę mu załatwić pracę, jest mechanikiem samochodowym i lakiernikiem. Tak bardzo bym chciała mu pomóc, ale nie mam takiej siły sprawczej, więc ze smutkiem powiedziałam, że zrobię rozeznanie, z góry wiedząc, że nie dam rady. Nie chcę jednak dzieciakowi odbierać iskierki nadziei i znów zostawiam dwie paczki papierosów.


Jakiś czas temu, gdy Dasza już poszła odpocząć (pewnie zasnęła kamiennym snem), a mój dyżur dobiegał końca, postanowiłam posprzątać łazienkę i zamknęłam drzwi wejściowe na klucz, żeby nie wszedł nikt niepożądany (mamy nieciekawe sąsiedztwo). Nagle słyszę walenie w drzwi. Biegnę, otwieram, wchodzi Nikita. Obejmuje mnie za szyję i całuje w policzek, a ja widzę jego buzię, która jest szczuplejsza. Widzę zmęczone oczy, ale gdzieś w tych oczach jest maleńka iskierka. I tak jak wcześniej Dasza, przysiada przy biurku i opowiada, że ma pracę w restauracji, pracuje dwa dni i dwa dni ma wolne i w te wolne dni załatwił sobie pracę na budowie i teraz już widzę prawdziwy błysk radości w oczach, tak bardzo zmęczonych.

Rozmowa jest krótka, bo wiadomo mężczyzna to człowiek konkretny i za chwilę Nikita znika, a potem widzę jak wraca z łazienki po kąpieli i pewnie z ulgą wyciągnie się na swoim materacu. A ja zaczynam się zastanawiać, czy ten pocałunek w policzek i przytulenie wynikało z radości pozyskania pracy, czy może Nikita wystraszył się zamkniętych drzwi. Pewnie już nigdy tego się nie dowiem.

WITIA

Też ma 18-19 lat, ale to zupełnie inny młody człowiek. O nim nie wiem zupełnie nic, poza tym co widzę. Nawet nigdy z nim nie rozmawiałam. Jest twardym mężczyzną, który nie będzie się rozklejał i tracił czas na jakieś gadki. Zastanawiam się tylko, ile w tym młodym człowieku jest tej twardości, a ile lęku przed nieznanym. Przyjechał ze swoją dziewczyną Wiki, a teraz dojechał do niech tata Wiki, który jest osobą z niepełnosprawnością. Myślę, że Witia bardzo kocha Wiki i mam na to dowody.

Wesprzyj mini-noclegownię dla uchodźców z Ukrainy

Kiedyś kupiłam sobie deser czekoladowy za całe 3,50 i wstawiłam do lodówki. Witia zszedł z góry, otworzył lodówkę i robi przegląd, co można zjeść i nagle łapie za mój deser wyraźnie bardzo zadowolony, po czym chwila wahania, odwraca się do mnie i pyta czy może to wziąć. Oczywiście kiwam głową, że tak, a Witia cały szczęśliwy biegnie na górę zanieść smakołyk swojej dziewczynie.

Niestety, nie udało mi się z nimi nawiązać kontaktu, być może to z mojej winy coś mi nie pasowało w Wiki, sama nie wiem co. Ale na ostatnim dyżurze przypomniałam sobie o deserze, poszłam do sklepu, zakupiłam i jak zeszła Wiki, to Jej dałam. Była zdziwiona i nawet zapytała z lekkim uśmiechem: – To dla mnie? Tak, ten piątek był zaczarowany wydarzyło się tyle smutnych, ale równocześnie cudownych rzeczy.

Natomiast tata Wiki to zupełnie inny przypadek. Jak przychodzę na dyżur, kłania mi się z wielką uprzejmością i widzę w jego oczach oddanie. Przypuszczam, że wynika to z faktu, że w większości to ja robię zakupy, a jak już jadę do Lidla, to robię duże zakupy, co wynika z oszczędności czasu i paliwa. Oczywiście tata (nie znam jego imienia) nie wie o tym i w swojej naiwności uważa mnie za guru. No i jeszcze fakt, że jeżdżę maszyną też podbija moje punkty.

Wiki w naszej „kuchni”, fot. Anna Szmel

Tak, pamiętam swoje 19 lat, też poszłam do pracy. Fakt, było ciężko, ale chyba jednak chciałam być dorosła, niezależna i pomagać mamie. Chodziłam na dyskoteki do Semafora, Remontu, Medyka, uwielbiałam spotkania u Fukiera, gdzie przy cholernie kwaśnym Rieslingu, w kłębach dymu papierosowego, prowadziliśmy burzliwe dyskusje. Też byłam zakochana i myślałam, że to już na całe życie, ale właśnie życie zweryfikowało i okazało się, że to tylko stan przejściowy, chociaż bardzo ważny i został ślad w sercu. To był czas pustych pólek w sklepach, potem stan wojenny. I myślę sobie, że przed tymi dzieciakami jest jeszcze bardzo dużo wyzwań i nie wiem, co bym robiła, gdyby życie napisało dla mnie taki scenariusz. Właśnie dlatego napisałam o nich, bo przed nimi jest życie pełne znaków zapytania, niepewności i trudów.

O autorze

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »