Zatrzymywani przez policję uczestnicy pikiety przed willą Jarosława Kaczyńskiego, w sobotę 28 marca, otrzymali protokół, w którym jako podstawę zatrzymania wpisane jest, że swoim zachowaniem doprowadzili do narażenia życia i zdrowia swojego oraz innych osób
Zarzut zagrożenia dla życia i zdrowia to bardzo poważne oskarżenie. Artykuł 165 kodeksu karnego, opisujący takie przestępstwo, znajduje się w rozdziale „Przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu powszechnemu”, z którego najczęściej oskarża się terrorystów. Za taką zbrodnię grozi kara więzienia od 6 miesięcy do 8 lat. A gdyby zarażenie chorobą spowodowało śmierć człowieka lub zagrożenie dla wielu osób, to kara rośnie do „widełek” od dwóch do 12 lat pozbawienia wolności.
Uzasadnienie tego rodzaju „narażeniem” zatrzymania uczestników pikiety przed domem prezesa Kaczyńskiego wygląda kuriozalnie, biorąc pod uwagę, że jej uczestnicy zostali wypuszczeni po godzinie lub dwóch. Gdyby policja traktowała ten argument poważnie, to powinna wystąpić do prokuratury, aby ta wystąpiła do sądu o tymczasowe aresztowanie.
Oczywiście ani prokuraturze, ani policji nie podpowiadam takiego pomysłu. Ani pikietujący, ani obserwujący ich dziennikarze żadnym zagrożeniem nie byli. Stali w odległości kilku metrów od siebie. Być może dałoby się doszukiwać zagrożenia dla zdrowia psychicznego któregoś z mieszkańców pobliskich domów, ale raczej nie więcej. I z takiego powodu nie podnosi się zarzutów o zagrożenie dla życia lub zdrowia.
Jeżeli można mówić o jakimś narażeniu zdrowia, to dopiero wtedy, kiedy doszło do akcji policji. Funkcjonariusze zgromadzili uczestników „zgromadzenia” na niewielkiej przestrzeni, tak że odstępy po 1,5 metra nie zostały zachowane i nie wszyscy policjanci mieli maseczki i rękawiczki. Jeszcze groźniej było, kiedy pikietujący i dziennikarze byli przewożeni radiowozami na komendę policji Warszawa Żoliborz. W „sukach” nie ma mowy o utrzymaniu odległości nie mniej niż 1,5 metra pomiędzy poszczególnymi osobami, ani nawet zasad obowiązujących w komunikacji miejskiej, że co drugie miejsce musi być wolne. Właściwie, to zarzuty o spowodowanie narażenia życia lub zdrowia policjanci powinni postawić sami sobie.
Z takiego postawienia sprawy można by się śmiać. Niestety, nie jest to zabawne. To wyraźny sygnał, że rząd dla utrzymania wprowadzonych restrykcji, gotów jest użyć wszystkich, nawet najbardziej groźnych argumentów. Czy to znaczy, że uczestnicy protestów mogą mieć stawiane zarzuty np. o przygotowanie zamachów terrorystycznych opartych o powodowanie zagrożenia epidemiologicznego.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Dziennikarz zatrzymany w trakcie wykonywania obowiązków służbowych
Uczestnikom zwykłych spotkań towarzyskich już teraz grożą kary do 30 tys. zł za niewłaściwe zachowanie na ulicy. Czy w takim razie osoby protestujące przeciwko polityce rządu czy większości sejmowej będą miały zarzuty o charakterze terrorystycznym? Strach się bać.
Przedstawianie obywatelom absurdalnych zarzutów to także wynik chaosu i degrengolady w policji. Świadomy, wyszkolony i asertywny funkcjonariusz wstydziłby się podpisać pod takim protokołem. Ale ten, który uważa, że polecenie przełożonego jest ważniejsze od Konstytucji i ustaw, oczywiście nie będzie miał problemu.
Paradoks, że zatrzymania były dokonywane z powołaniem się na przepisy rozporządzenia ministra zdrowia z 13 marca 2020 roku, które w chwili działania policji było już uchylone, wydaje się, w tym kontekście, nieistotnym szczegółem.
O autorze
Piotr Niemczyk
W latach 90. dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa, wiceszef zarządu wywiadu UOP. Wieloletni ekspert Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Współorganizator Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. Członek Rady Konsultacyjnej przy ośrodku szkolenia ABW w Emowie. Obecnie jest niezależnym ekspertem ds. bezpieczeństwa
1 thought on “Obywatele, czyli terroryści”
Protestujący powinni oskarżyć policjantów o narażenie na zakażenie, jak ich wszystkich razem powsadzali do suk. Za niezachowanie 2 m izolacji‼