11 listopada 2019 r. Obywatele RP zorganizowali na rondzie de Gaulle’a pokojową pikietę. Pikieta nie była skierowana przeciw deklarowanemu celowi uczczenia Dnia Niepodległości przez ugrupowania prawicowe w „Marszu Niepodległości”. Jej transparenty, m.in. ze słowem „Konstytucja”, przypominały jedynie o konieczności przestrzegania porządku konstytucyjnego przez uczestników marszu i przez ochraniającą ich policję, a także inne służby odpowiedzialne za to, by przestrzeń publiczna była wolna od treści niezgodnych z Konstytucją
Po dwu godzinach zamknięcia w kordonie policyjnym pikieta została rozwiązana (decyzją policji i na życzenie organizatora „Marszu Niepodległości”), a jej uczestnicy w liczbie 27 osób wyniesieni z ronda z oskarżeniem o zakłócanie legalnego cyklicznego zgromadzania, a następnie legitymowani przez trzecią godzinę. Obecnie docierają już do nich wezwania na przesłuchanie.
Scenariusz z lat ubiegłych powtórzył się. Policja chroniła „Marsz Niepodległości” nie zauważając masowego użycia zakazanych środków pirotechnicznych, co samo w sobie powinno stanowić powód utraty ochrony prawnej dla marszu i jego rozwiązanie przez przedstawiciela gminy. Tak samo policja nie zauważała łamiących prawo treści głoszonych w trakcie marszu, wzywających do przemocy wobec osób uznanych przez jego uczestników za niepożądane. Wzywanie do przemocy w sposób pokojowy uważamy za niemożliwe, trudno więc „Marsz Niepodległości” uznać za zgromadzenie pokojowe, a tylko takie art. 57 Konstytucji uznaje za zasługujące na ochronę prawa. Zamiast spowodować rozwiązanie marszu policja swą agresję skierowała wobec niewielkiej grupy pokojowo zachowujących się osób, łamiąc ich prawo do pokojowego uczczenia Dnia Niepodległości w wybrany przez nich sposób, w wybranym miejscu i czasie.
Uważamy, że nagminne nadużywanie uprawnień przez policję wobec pokojowo manifestujących obywateli, obserwowane w ostatnich czterech latach, próby ich zastraszania i zniechęcania do wyrażania poglądów sprzecznych z wolą władz, nie mogą przechodzić bez echa. Nie możemy pozwalać by policja, pod pozorem legalizmu, ochraniała imprezy masowe nagminnie łamiące konstytucyjne standardy ochrony godności mniejszości etnicznych, religijnych, obyczajowych. Będziemy dochodzić swoich praw wszystkimi dostępnymi prawnie środkami. Dlatego, za pośrednictwem naszej pełnomocniczki adwokat Katarzyny Gajowniczek-Pruszyńskiej, 18 listopada złożyliśmy do Sądu Rejonowego Warszawa Śródmieście zażalenie na zatrzymanie. Wnioskujemy o uznanie czynności policji za bezzasadne, nielegalne i nieprawidłowe zatrzymanie.
W treści zażalenia mecenas Gajowniczek-Pruszyńska podnosi szereg zastrzeżeń w stosunku do działań policji, które uzasadniają wniosek. Powołując się na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wskazuje na błędną kwalifikację działań policji jako jedynie „legitymowania”, które przecież nie wymagało kilkugodzinnego przetrzymywania w kordonie i użycia wobec obywateli siły fizycznej. Pisze o tym, że funkcjonariusze nie dochowali żadnych prawem przewidzianych czynności, które muszą towarzyszyć zatrzymaniu, jak choćby poinformowania zainteresowanych o zatrzymaniu, zawiadomienie prokuratora i wydanie protokołu zatrzymania. Podnosi, że „środki kontroli tłumu nie powinny by stosowane przez władze… w celu tłumienia lub zniechęcania do protestów ze względu na fundamentalne znaczenie wolności wyrażania opinii i wolności zgromadzania się we wszystkich demokratycznych społeczeństwach”. Jak czytamy dalej „przepisy prawa o randze niższej niż normy konstytucyjne nie mogą godzić w istotę wolności gwarantowanych ustawą zasadniczą”, a także, że „wolności te… nie mogą być ograniczane ustawą w taki sposób, który niweczyć będzie gwarancje konstytucyjne .” Akty prawne wysokiej rangi nie dają zatem podstaw, by policja uznała pierwszeństwo zgłoszonego cyklicznego „Marszu” nad spontaniczną pikietą ORP. W świetle zaleceń Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE i Komisji Weneckiej (pkt 3.5 i 4.4) zbiegające się w czasie i przestrzeni demonstracje, konfrontujące sprzeczne poglądy, są pożądane i równoprawne, powinny podlegać równej ochronie, dopóki są pokojowe.
Innymi słowy, jak czytamy dalej w tekście zażalenia „obie grupy miały prawo do manifestowania swoich przekonań, w tym w formie zgromadzenia spontanicznego, a rolą władz publicznych pozostawało zapewnienie wszystkim bezpieczeństwa…”. Prawo to jednak jest ograniczone, bowiem „na organach władzy publicznej ciąży obowiązek zapewnienia ochrony grupom organizującym demonstracje…. bez względu na stopień kontrowersyjności (ale nie przekraczając prawnie ustalonych zakazów głoszenia określonych poglądów np. wzywających do nienawiści rasowej, czy propagujących ideologię faszystowską)”, czyli wypełniających znamiona art. 119, lub 256, lub 257 Kodeksu karnego. Dalej też czytamy: „W momencie przekroczenia tych granic… uczestnicy zgromadzenia przestają mieć prawo do ochrony prawnej i nie mogą powoływać się na ustawę o zgromadzeniach”. Jawna asymetria działań policji, uniemożliwiającej pokojowe demonstracje, a chroniące przemocowe, nabiera zatem dodatkowego wymiaru, powtarza się motyw użycia sił policyjnych jako narzędzia walki politycznej.
Brak podstaw prawnych działań policji obnaża również przebieg zatrzymania, pozorowany koniecznością wylegitymowania „sprawców”, podczas którego policjanci mieli trudności m.in. z podaniem wiarygodnej podstawy faktycznej zatrzymania. Jak to formułuje mecenas Gajowniczek-Pruszyńska: „zatrzymani nie uzyskali precyzyjnej odpowiedzi na pytania o podstawę prawną takiej decyzji (tj. zmuszenia do opuszczenia miejsca pikiety – red.), nie odpowiadano na ich argumenty, iż nie stoją na trasie „Marszu”… nie zamierzają też w żaden sposób zakłócać cyklicznego zgromadzenia, przeciwnie – również chcą uczcić Święto Niepodległości.” I dalej „obawa… przed zaatakowaniem przez uczestników „Marszu Niepodległości” – którzy prezentują, jak powszechnie wiadomo, postawy skrajne, a nawet agresywne” nie może stanowić uzasadnienia działań policji, jest raczej przeciwwskazaniem do takich działań, bo policja powinna stanąć przeciw potencjalnym agresorom, a nie przeciw potencjalnym ofiarom. Czytamy też dalej mecenas Gajowniczek-Pruszyńską: „Z całą mocą stwierdzić przy tym należy, iż sposobem na ochronę zdrowia i życia manifestantów w demokratycznym państwie prawa nie może by stosowanie wobec nich siły fizycznej i kilkugodzinna izolacja…”. Postawiony w końcu przez dowódców akcji policyjnej zarzut zakłócania niezakazanego zgromadzenia jest bezpodstawny, nikt niczego bowiem nie zakłócał, nie miał ani takiej możliwości, ani nawet zamiaru.
Nie wiemy też, jaka była podstawa prawna rozwiązania pikiety i kto taka decyzję podjął, bo za stwierdzeniem „policja rozwiązała” powinna zostac ujawniona osoba, przedstawiciel gminy, która tę decyzję podjęła, a tak się nie stało. Czytamy w treści zażalenia cytat z ustawy o zgromadzeniach „…zgromadzenie może być rozwiązane przez przedstawiciela gminy, jeżeli jego przebieg zagraża życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu o znacznych rozmiarach lub narusza przepisy niniejszej ustawy albo przepisy karne”. Nie wiemy dotąd jak zagrażaliśmy życiu zdrowiu mieniu, lub jakie zapisy i przepisy złamaliśmy nasza pikietą.
Nie możemy tej sprawy traktować lekko. Złamanie woli i chęci do protestów, oddanie pola w tej, zdawałoby się drobnej sprawie, otwiera drzwi do łamania innych praw obywateli, o większym ciężarze gatunkowym. Musimy zatem być w tej kwestii nieustępliwi. Tłumienie woli protestu jest elementem procesu powolnego gotowania żaby, jeśli nie wymknie się ona odpowiednio wcześnie, zabraknie jej potem sił i się w końcu ugotuje.
Nie jest naszym celem dodawania pracy i tak przeciążonemu aparatowi wymiaru sprawiedliwości, lecz obrona standardów europejskiego społeczeństwa demokratycznego. Rozumieją to też adwokaci, którzy razem z nami bronią tych standardów, poświęcają swój cenny czas na prowadzenie nas po nieprostych drogach prawnych, wiodących do naszego wspólnego celu obrony podstawowych kanonów cywilizowanego społeczeństwa, za co składamy im nieustające podziękowania. Czekamy na decyzję sądu.
Michał Dadlez, Obywatele RP
fot. Katarzyna Pierzchała