Polska popełnia wszystkie możliwe błędy w ograniczaniu epidemii Civid-19. Takie muszą być konsekwencje prowadzenia polityki kierując się jedynie propagandą, a nie wiedzą epidemiologiczną i doświadczeniem innych krajów. Jest ostatni moment, żeby z tą polityką skończyć, inaczej czeka na scenariusz włosko-hiszpański
Od 20 marca tempo przyrostu liczby chorych wyraźnie się zwiększyło (podwojenie liczby w ciągu 3-3,5 dni). Nie potrafmy szybko znajdować osób zarażonych. Mamy też wysoki odsetek zmarłych w stosunku do liczby zdiagnozowanych. Osiągnięcie w ciągu 2 tygodni 10 tys. chorych jest realne. Oznacza to 2000 zakażonych w szpitalach, z czego 200 na intensywnej terapii, czy black-out polskiego systemu ochrony zdrowia.
Wprawdzie działamy we mgle wojny i wszelkie ekstrapolacje, także te robione przez matematyków modelujących epidemie, muszą być obarczone dużym błędem, o czym trafnie pisze Szychta w Danych. Jednak o samym SARS-Cov-2 i efektach różnych metod zapanowania nad epidemią wiemy już dosyć dużo. Odsyłam do Grzegorza Linderberga, który codziennie robi bardzo rzetelną kwerendę informacji na ten temat.
Zbierzmy zatem to, co już wiemy. Koronawirus jest groźny dla seniorów, osób z chorobami układu oddechowego i kardiologicznymi. Do 23. marca zachorowało 350 tys. osób, ale żadne dziecko poniżej 10 lat nie umarło. Spośród osób poniżej 30 r.ż. umarło 0,2% chorych. Największym wyzwaniem w trakcie epidemii nie jest spowodowanie, aby jak najmniej osób zachorowało. To nowy patogen i większość z nas na COVID-19 przejdzie. Chodzi o „spłaszczenie krzywej”, czyli rozłożenie tego proces na jak najdłuższy okres czasu. Kluczowej jest także zapewnienie ochrony osobom z grup ryzyka. Mimo tego, że zarówno uczelnie, jak i firmy farmaceutyczne przestawiły się na poszukiwanie leków i szczepionek, to skutecznych i bezpiecznych najprawdopodobniej nie będziemy mieli przed końcem roku. A liczba chorych podwaja się co tydzień i wzrost ten przyspiesza.
Wszystkie kraje, które miały problem z SARS i MERS radzą sobie dużo lepiej niż reszta świata, bo wyciągnęły wnioski ze swoich doświadczeń. Co zatem robiły? Już kilka dni po pojawieniu się informacji o przypadkach nowej choroby Hong Kong zaczął mierzyć temperaturę pasażerom samolotów… przed wejściem na pokład w Wuhan. Byli oni kierowani na kwarantannę poza granicą Hong Kongu.
Przykładem niezwykłej skuteczności jest Korea Południowa. Gdy jeden pacjent spowodował wybuch epidemii (zaraził około 1000 osób), Korea nie zamykała szkół i restauracji, tylko robiła masowe testy – blisko 200.000 w ciągu tygodnia. Zaczęli tam także działać „epidemiolodzy śledczy”, którzy potrafili bardzo szybko dotrzeć do zakażonych i skierować ich na kwarantannę.
Wszyscy obserwowaliśmy, co zrobiły Chiny. Jednak trzeba pamiętać, że jest to państwo policyjne, a do zamkniętej prowincji skierowano siły z całego kraju (w Wuhan mieszka 4% ludności Chin). Co więcej, poza bezwzględnie egzekwowaną kwarantanną prowadzili masowe testy.
Ważnym przykładem z naszego punktu widzenia jest Szwecja. To jedyny kraj w UE, który konsekwentnie nie prowadzi polityki social distancing. W momencie, gdy nad epidemią zapanowali, zmniejszyli liczbę testów (ale i tak zrobili ich 4 razy więcej na liczbę mieszkańców niż my), jednocześnie monitorując sytuację osób z grup ryzyka. Można powiedzieć, że Szwecja ma dużo lepszy system ochrony zdrowia. Tylko, że w kwestii epidemii nie miało to dużego znaczenia, bo skutecznie spłaszczyli krzywą.
Wizualizacja poniżej pokazuje, jak przebiega epidemia w krajach, które praktykują radykalny social distancing i tych, które tego nie robią (wykres jest standaryzowany do dnia, w którym pojawił się 50 chory).
Jakie zatem błędy popełnia Polska:
Brak testów
Szef WHO od dwóch tygodni powtarza „testuj, testuj, testuj!” Polska testów nie robi, A Szumowski w tej sprawie ordynarnie kłamie. Robimy trzy razy mniej testów na milion mieszkańców niż Czechy, cztery razy mniej niż Szwecja i 10 razy niż Niemcy! Pokazuje to wykres poniżej. W wielu przypadkach (także osób już leżących w szpitalach) zrobienie testu graniczy z cudem. Operatorka 112 potrafi powiedzieć choremu, który prosi o test „jak będzie pan rzygał krwią i miał gorączkę powyżej 38, to przyjedziemy”. Włochy zrozumiały to za późno, ale od kilku dni robią ponad 20 tys. dziennie.
Co gorsze robimy testy nie tym osobom, co trzeba – mamy niską wykrywalność na jeden test. I nie wynika to z tego, że mało jest u nas chorych. Wysoki odsetek zmarłych pokazuje, że jest ich dużo więcej niż zdiagnozowanych, bo w Europie (poza Niemcami) ten odsetek jest stały. Pokazuje, że diagnozujemy za późno, żeby wielu ludzi uratować.
Kłamstwa
Amerykanie mówią „you can bulshit some poeple for long time, or all the people for some time. But bulshiting all the people forever is impossible”. Duda i Morawiecki powiedzą wszystko, co może dobrze się sprzedać. Tylko, co zrobią jak za dwa tygodnie chorych będzie 10 tysięcy? Będą dalej opowiadali o skuteczności tekturowej tarczy koronawirusowej. Utrata zaufania jest największym błędem w sytuacji kryzysowej. Ludzie przestają wierzyć władzy i podejmują decyzje w oparciu o plotki. Konsekwencje bywają dramatyczne, także dla ich zdrowia.
Kwarantanna narodowa
Rząd wywołał panikę i jako metodę przeciwdziałania epidemii stosuje narodową kwarantannę. Oznacza to, że Polska została zatrzymana na wiele tygodni, a przypuszczalnie miesięcy. Nie przyniesie to pozytywnych skutków dla opanowania epidemii, ale jeżeli wezwało się ludzi do zostania w domu, gdy chorych było 50, to trudno będzie ich przekonać, że można wychodzić, gdy chorych jest 10.000. Zatrzymana gospodarka spowoduje kryzys, z którego przez lata nie wyjdziemy. Co gorsza, jest to polityka nieskuteczna (poza Chinami, Rosją i Koreą Północną). Na bagnecie nie da się długo siedzieć, szczególnie w liberalnym i nie traktującym poważnie prawa społeczeństwie. Pamiętam, jak była przestrzegana godzina milicyjna w stanie wojennym. A przecież po ulicach chodzili żołnierze z ostrą bronią, a na ulicach stały czołgi. Nie trzeba nawet sięgać po tak odległe przykłady, wystarczy wybrać się nad bulwary nad Wisłą. Młodych ludzi nie byliśmy w stanie utrzymać w domu 2 tygodnie. To jak chcemy to robić przez 2 miesiące?
Niekonsekwencja i niesprawność państwa
Widać to chociażby po organizacji akcji „powrót do domu”. Nie dość, że LOT bezczelnie okradł obywateli (UE chciała przewieźć ich za darmo), to na lotniskach po przylocie tłoczyli się oni na Okęciu. To samo można powiedzieć o czysto propagandowym zamknięciu. W sytuacji, gdy praktycznie wszystkie zakażenia są lokalne, jest to zupełnie bez sensu i powoduje ogromne problemy dla obywatel (63 kilometrowe kolejki TIR-ów na granicy niemieckiej).
Wzywamy seniorów do zostania w domu. A czy ktoś policzył, ile jest samotnych starszych osób, których rodzina mieszka w innym mieście? Czy państwo zajmuje się tym, aby mieli jedzenie i leki? Często bywam w Biedronce i połowa klientów to osoby powyżej 50 roku życia.
Jesteśmy dramatycznie nieskuteczni w epidemii śledczej i koronawirus jest trzy kroki przed nami. Widać to po analizie pierwszych 50 przypadków Covid-19. Zakładając, że u nas, tak jak na świecie, chory zaraża 2-3 osoby, to już w drugim kroku rozchodzenia się epidemii „zgubiliśmy” ponad połowę osób zakażonych. To ile zgubiliśmy w trzecim?
Zabrzmi to dramatycznie, ale mamy do czynienia z sytuacją, którą Angela Merkel określa jako najpoważniejszą od zakończenia II Wojny Światowej. Nie dzieje się tak ze względu na zjadliwość SARS-CoV-2, ale dramatyczne błędy popełniane przez polityków. WHO woła „PULL-UP!”, Kaczyński mówi do Dudy „zmieścisz się”, a ten we mgle leci na spotkanie ziemi. Tylko, że na pokładzie jest nie 100, a 38 milionów osób.
Dzisiaj jest ostatni moment na skończenie z narodową kwarantanną. Trzeba ją ograniczyć do seniorów i osób zdiagnozowanych pozytywnie. I robić 10 razy więcej testów niż obecnie, a pracownikom ochrony zdrowia zapewnić skuteczne środki ochrony. Może unikniemy jeszcze scenariusza włoskiego.
Tekst pochodzi z bloga opowiadane.com