Przemoc kibiców. Brak woli czy pomysłu?

Czy kibiców w Polsce da się ucywilizować? Kiedy zadano mi to pytanie, osłupiałem. Bo oczywiście, że się da. Mówi się zresztą o tym od lat. I będzie mówić. Dlaczego? Bo państwo jest słabe i nikomu się nie chce wziąć na siebie tego problemu

Politycy, policja, PZPN, kluby i wszyscy, którzy mogliby być zainteresowani, traktują to jak przysłowiowe całowanie się z lwem. Przyjemność wątpliwa, a ryzyko duże. Bo potrzebne są środki i ludzie, bo będzie to trwało nie wiadomo ile, będą bluzgi, protesty. Są wybory, kibice muszą chodzić na mecze, i tak dalej, i tak dalej.

I tak od lat stajemy się obojętni. Jak już kibole publicznie grożą siedemnastoletniemu piłkarzowi, czy rzucają aluzję, i to po francusku, potencjalnemu inwestorowi w konkurencyjny klub, to co najwyżej parę tekstów w gazetach się ukarze i gdzieś jakieś oświadczenie ktoś wygłosi. Tyle! Przywykliśmy.

Grożą piłkarzom. Nic! Grożą dziennikarzom. Nic! Grożą politykom. Nic! Kiedy w 2012 kończyły się Mistrzostwa Europy w Polsce, to paru ludzi ze świata sportu, zanim wsiadło do samolotów i odleciało w siną dal, powiedziało (i nawet spisali) „dobre rady”. Mówili między innymi, że na polskich stadionach po prostu część publiczności trzeba wymienić. Nie zmienić, a wymienić. Tylko, że doradcy polecieli, książka zniknęła gdzieś w czeluściach biurek, a ci co zostali, wrócili do tego, co było.

Gdyby dawniej ktoś – niczym Margaret Thatcher kiedyś na Wyspach – powiedział „dość”, to jestem pewien, że dziś bylibyśmy w innym miejscu. Może wiązałoby się to ze stoczeniem kilku bitew, wydaniem sporej sumy pieniędzy, wykluczeniem paru klubów za zbytnie bratanie się z kibolami, ale bylibyśmy gdzie indziej.

W niedawno opublikowanym raporcie UEFA z wyników „Badania Federacji UEFA – Polski Związek Piłki Nożnej” wynika, że aż (a pewnie dla niektórych tylko) 20% badanych jako powód braku aktywnego uczestnictwa w meczach piłki nożnej wskazało obawy o bezpieczeństwo na stadionach. Przy średniej europejskiej na poziomie 18%. Ten odsetek jest oczywiście dużo mniejszy przy meczach reprezentacji Polski, ale tu trzeba przyznać, że zmiany zostały przeprowadzone wiele lat temu, co nie tylko poskutkowało zmianą wizerunku reprezentacji PZPN, ale również samego postrzegania meczów reprezentacji. Dziś atmosfera na tych meczach jest zgoła odmienna od tej ligowej. Spotykamy więcej rodzin z dziećmi, jak i również osób starszych.

Z własnego doświadczenia i obserwacji wydaje mi się jednak, że wynik „20%” jest lekko zaniżony i niepełny, zwłaszcza w kontekście oceny przez kobiety i osoby starsze. Patrząc na atmosferę meczów reprezentacji polski i mecze ligowe, frekwencję na nich oraz ilość różnego rodzaju incydentów i oceny wizerunkowe obu rozgrywek, zasadnym staje się pytanie, dlaczego nikt nie dokonuje zmian? Czemu nie próbujemy ucywilizować polskich stadionów? Odpowiedź jest bardzo prosta, bo nigdy nie stworzyliśmy planu i programu naprawy sytuacji.

A dlaczego, skoro chociażby świetna okazja była po EURO 2012? Dlaczego nie wykonano poważnych prac nad obecną ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych? Dlaczego organy państwowe nie dostały narzędzi i prawa do walki z chuliganerią stadionową? Dlaczego PZPN nie zaangażował się finansowo i merytorycznie w pomoc klubom, aby aktywnie poprawić wizerunek i obraz polskiej piłki klubowej? Dlaczego same kluby, sponsorzy, samorządy nie stwierdziły, że czas coś zmienić?

Odpowiedź znowu jest banalnie prosta. Bo nikomu na tym nie zależy. Nie ma chęci i motywacji. Bo „cywilizowanie” stadionów to proces rozpisany na lata, a wyników nie da się przewidzieć – czy przyjdą za rok, czy za pięć lat. W międzyczasie trzeba byłoby stoczyć wiele bitew, wpompować w program dziesiątki milionów złotych, zmieniać sensownie prawo, reformować i dofinansowywać policję, która jako jedyna ma skuteczne możliwości, w tym prawne, do wali z bandytyzmem.

No to po co cywilizować? Niech jest, jak jest! Po co narażać się na obelgi, hejt, puste trybuny, a co za tym idzie mniejsze wpływy? Cywilizowanie trybun wymaga dużej motywacji i samozaparcia. A i dla wielu odwagi. To może być proces znacznie dłuższy niż jedna kadencja w Sejmie czy kadencja prezesa. Jaki wniosek? Poczekamy, zobaczymy. Zapewne wydarzy się w końcu jakaś tragedia i wtedy ktoś na wysokim stanowisku powie „dość”! Szkoda, że trzeba czekać na coś strasznego, bo pod względem atmosfery na stadionach już dawno mogliśmy być w zupełnie innym miejscu na mapie piłkarskiej Europy. Piłka nożna to nadal w tym kraju sport numer jeden.

  • Marcin Samsel jest specjalistą w zakresie bezpieczeństwa imprez masowych, w trakcie Euro 2012 był koordynatorem ds. bezpieczeństwa stadionów z ramienia UEFA.

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »